W lipcu 1950 r. Sejm PRL uchwalił ustawę o planie sześcioletnim, nazywanym oficjalnie planem „budowy podstaw socjalizmu”. Jednym z złożeń tego wzorowanego na radzieckich pięciolatkach planu była szybka industrializacja kraju. Aby ten cel osiągnąć, konieczny był znaczący przyrost mocy krajowej energetyki na poziomie 400 MW w każdym kolejnym roku. Energia elektryczna i cieplna była potrzebna do zasilania nowobudowanych fabryk oraz domów mieszkalnych. W tym artykule opowiem o zamechowskich turbinach, które miały spełnić ten cel. Opowieść ożywiają urocze dykteryjki pochodzące z pamiętnika Mariana Frajkopfa, który użyczył mi jego syn Sławomir.
Już pod koniec lutego 1949 r. rząd polski podpisał z rządem czechosłowackim umowę licencyjną na dokumentację konstrukcyjną i wsparcie ulokowanej w Zamechu produkcji turbin parowych firmy ČKD (Českomoravská Kolben Daněk) o mocy 25 MW, konstrukcji reakcyjnej, dwukadłubowej na średnie parametry pary świeżej 36 barów i 435°C.
Po przystosowaniu dokumentacji do realiów polskich oraz technicznych możliwości Zamechu planowano rozpocząć masową produkcję tych turbin w Elblągu. W przypadku powodzenia tego scenariusza w dalszej perspektywie planowano zakup licencji ČKD na turbiny 50 MW. Nigdy jednak do tego nie doszło, mimo że do września 1950 r. przejęto i zaadaptowano 95% dokumentacji oraz wykonano modele odlewnicze do głównych kadłubów. Wówczas to na zaproszenie Zjednoczenia Energetyki do Warszawy przyjechała do Polski grupa specjalistów radzieckich pod przewodnictwem prof. Szyszkowa z Centralnego Zarządu Przemysłu Kotłowo-Turbinowego w Moskwie. Radzieccy doradcy ocenili konstrukcję turbin ČKD jako przestarzałą i niedającą perspektyw rozwoju. W to miejsce zaproponowali udzielenie przez ZSRR „bratniej pomocy” w zakresie transferu dokumentacji turbin konstrukcji LMZ (Leningradzkij Mietalliczeskij Zawod) klasy 25, 50 i 100 MW oraz w zakresie dostosowania infrastruktury Zamechu do wielkoseryjnej produkcji tych turbin na wzór radziecki. Strona radziecka zaproponowała więc znacznie bardziej kompleksowe i wszechstronne wsparcie techniczne, które dawało szansę na osiągnięcie jeszcze bardziej wyśrubowanego rocznego przyrostu mocy w Polsce do poziomu 900–1000 MW. Cóż było robić? - propozycję tę uznano za lepszą od złożonej przez stronę czechosłowacką, nic więc dziwnego, że bardzo szybko podjęto decyzję o zaprzestaniu współpracy z ČKD. Na pewno nie poprawiło to i tak już trudnych relacji polsko-czeskich, ale w realiach powojennego obozu państw bloku komunistycznego panowała poprawność polityczna „krajów miłujących pokój” pod czujnym okiem ZSRR. Gdyby nie włączenie się doradców radzieckich, losy Zamechu mogły potoczyć się zgoła inaczej…
Pod czujnym okiem „Wielkiego Brata”
Tak rozpoczęła się długoletnia współpraca Zamechu z LMZ. W ślad za podjętymi zobowiązaniami Związek Radziecki zaproponował pomoc techniczną w uruchomieniu produkcji turbin ciepłowniczo-kondensacyjnych o mocy 25 MW na parametry 90 barów i 500 st.C, znanych w Polsce pod symbolem TC25.
Wcześniejsze doświadczenia Zamechu dotyczyły turbin o mocy 2 MW, stąd TC25 szybko okrzyknięto „kolosem”. Turbozespół tego typu zaspokajał w tamtych czasach potrzeby 100-tysięcznego miasta w zakresie oświetlenia i kilkunastu tysięcy mieszkań w zakresie ciepłej wody użytkowej. W roku 1952 LMZ przysłał do Elbląga w wagonach kolejowych (dosłownie!) dokumentację techniczną turbiny TC25. Wraz z dokumentacją konstrukcyjną Zamech otrzymał opracowania z obliczeniami cieplnymi, wytrzymałościowymi i dynamicznymi, dokumentacją technologiczną oraz produkcyjną. Cała ta dokumentacja była oczywiście zgodna ze standardami radzieckimi i wymagała żmudnej adaptacji do polskich norm rysunkowych, przetłumaczenia na język polski i przystosowania do Polskich Norm oraz parku maszynowego będącego na wyposażeniu Zamechu. Konstruktorzy adaptujący tą dokumentację nanosili na czerwono na oryginalnych rysunkach LMZ polskie tłumaczenia, tolerancje oraz inne wymagania wg PN. Tak opracowane rysunki trafiały do kreślarni, gdzie przenoszone były na kalkę wg wyżej opisanych uwag. Wiedza przekazana przez LMZ dała Zamechowi podstawę do rozwijania w późniejszym okresie własnych udanych konstrukcji.
W latach 1952–1954 w Leningradzie przeszkolono ok. 120 osób z personelu inżynieryjno-technicznego oraz warsztatowego ze wszystkich dziedzin produkcji. LMZ przysłał również do Zamechu swoich doradców. Była to w tamtych czasach powszechna praktyka. Radzieccy konsultanci – m.in. inż. Rubaszenko i Kroch- nadzorowali produkcję, udzielali wsparcia technicznego i uczestniczyli we wszystkich poświęconych produkcji naradach. Wprowadzali też radzieckie metody wytwórcze. Byli obecni w Zamechu do końca roku 1956, kiedy to odwołano ich w atmosferze „popaździernikowej odwilży”, która zapanowała po dojściu W. Gomułki do władzy.
Ze wspomnień Mariana Frajkopfa:
Na naradach produkcyjnych TC25 omawiany był postęp prac, wdrażanie nowych procesów technologicznych i stan dostaw. Zapamiętałem stałego uczestnika tych narad, szefa Działu Zaopatrzenia - Tadeusza Brodę. Na każdej naradzie zgłaszano braki w zaopatrzeniu. Inż.Broda natychmiast ripostował:” Wyszły od dostawcy wagonem numer…” i tu następował siedmio- lub dziewięcioznakowy numer. Kiedyś po naradzie zapytałem go, skąd u niego takie szczegółowe informacje? Uśmiechnął się i odrzekł: „A kto jest w stanie to sprawdzić?”
Doświadczenia z produkcji, montażu i uruchomienia TC25
Ze wspomnień Mariana Frajkopfa:
Dzięki TC25 Zamech opanował cały szereg procesów technologicznych, związanych z produkcją turbin dużej mocy. Uczyliśmy się wszystkiego - montażu, prób regulacji, uruchamiania turbiny. Podczas montażu przez kilka dni nie mogliśmy zakończyć centrowania wirnika turbiny. Pierwsza zmiana wykonała centrowanie, które zostało odebrane przez Dział Kontroli Technicznej. Druga zmiana kontynuowała pracę, lecz musiała poprawić pracę pierwszej. I na odwrót, pierwsza musiała poprawiać po drugiej! Trwało to kilka dni. I co się okazało? Otóż turbina została ustawiona do montażu w poprzek hali. Z czoła hali od strony południowej, były duże oszklone powierzchnie. Lewa strona turbiny była więc w ciągu dnia ogrzewana, a w nocy stygła. Rozszerzalność cieplna stali powodowała różne wyniki pomiarów w zależności od pory dnia. A przy centrowaniu była wymagana dokładność w setnych częściach milimetra. Gdy zamalowano powierzchnię oszkloną niebieską farbą problem zniknął.
W maju 1956 r. pierwsza turbina TC25 wyprodukowana w Zakładach Mechanicznych w Elblągu przeszła pomyślnie próby na zakładowej stacji prób zasilanej parą wytwarzaną w specjalnie do tego zbudowanej w hali A3 kotłowni z kotłami La Monta. Wcześniej do tego celu wykorzystywano trzy parowozy.
Ze wspomnień Mariana Frajkopfa:
Wiosną 1957 roku wyprodukowano drugą z kolei turbinę TC25.Gdy ją uruchamiano na stacji prób, po osiągnięciu ok. 500 obr/ min wirnik turbiny zaczynał drgać. Turbinę zatrzymano i stwierdzono wytopienie przedniego łożyska. I tak powtarzało się trzykrotnie. Pamiętam, jak dyr. Susicki w kantorku kierownika stacji prób polewał sobie głowę wodą mineralną, żeby ochłonąć z wrażenia. Po trzecim wytopieniu łożyska dyr. Susicki powołał specjalną komisję, która miała zbadać przyczyny. W trakcie przeglądu starszy kontroler montażu Julian Sawostianik stwierdził brak w panewce otworu na doprowadzenie oleju! Po wykonaniu otworu turbina została uruchomiona bez kłopotu i próby zakończyły się pomyślnie. Po próbach dyr. Susicki zarządził wyjazd autobusem do Bażantarni, do restauracji „Myśliwskiej”. Tam, czekając na podanie przez kelnerów jadła i picia, każdy z nas musiał powiedzieć parę słów „o dziurze”…
Pierwsza TC25 została zainstalowana i uruchomiona w Elektrociepłowni Żerań w Warszawie w 1957 r. Tu również nie obyło się bez emocji.
Ze wspomnień Mariana Frajkopfa
Dostawa elementów dla montażu TC25 była niekompletna, bo Zamech zalegał z dostawą napędu zasuwy 1000 mm. Mimo to El. Żerań zdecydowała się na uruchomienie i eksploatację turbiny w okresie lata, kiedy nie było poboru dla ciepłownictwa i zasuwa była zamknięta. Byłem obecny przy rozruchu. Przy próbie regulatorów bezpieczeństwa mimo zadziałania układu, obroty turbiny nie spadały, lecz zaczęły rosnąć! Zorientowano się, że prawdopodobnie ta nieszczęsna zasuwa nie była szczelnie domknięta i przecieki pary napędzały wirnik turbiny w niekontrolowany sposób. Ludzie zaczęli w popłochu uciekać z maszynowni obawiając się eksplozji turbiny. Wreszcie jeden z obecnych, inż. Krawet z Energopomiaru Gliwice, krzyknął „zerwać próżnię”! Obroty zaczęły powoli spadać i wszyscy z ulgą odetchnęli.
Turbina TC25 doczekała się kilku udanych zmodyfikowanych przez zamechowskich konstruktorów wersji: TC30 produkowanych od roku 1961 i TC32 produkowanych od 1969 r. Zaliczają się one do turbin ciepłowniczych tzw. pierwszej generacji opartych na radzieckiej myśli technicznej. Turbiny te z kolei po odpowiednim przekonstruowaniu zostały dostosowane do pracy przeciwprężnej i w ten sposób powstały TP20, TP32,5 i TP30, których prototypy wykonano odpowiednio w latach 1960, 1967 i 1969.
Detektywistyczna przygoda w Leningradzie z TK50 w tle
W roku 1957 w ramach „bratniej pomocy” udzielanej przez ZSRR Zamech rozpoczął przejmowanie dokumentacji technicznej kolejnej turbiny LMZ, tym razem kondensacyjnej, o parametrach pary jak TC25, lecz mocy 50 MW. Zyskała ona zamechowski symbol TK50. Adaptacją dokumentacji kierował inż. Zenon Turek. I również tym razem do Leningradu wysyłano zamechowców na szkolenia.
Ze wspomnień Mariana Frajkopfa
W Leningradzie mieszkaliśmy w hotelu „Oktiabrskaja”, na rogu Newskiego Prospektu naprzeciwko dworca kolejowego. Często chodziliśmy do opery i na balety do teatru im. Kirowa. W czasie jednego z wypadów do teatru w przerwie między aktami Janek Kapcia stwierdził, że został okradziony. Ktoś zabrał mu portfel, na szczęście paszport miał w innej kieszeni. Po powrocie do hotelu zameldowaliśmy o tym fakcie w recepcji. Wkrótce przyszedł do nas oficer milicji i prosił, aby dokładnie opisać mu krok po kroku, co się działo od czasu wyjścia z hotelu do przyjścia do teatru. Zabrał ze sobą marynarkę z rozciętą podszewką i kieszenią i spisał dokładnie zawartość portfela, w miarę zapamiętaną przez Janka. Potem jeszcze parokrotnie przychodził, prosił Janka i Kazia Bartkowskiego o przyjście do komendy, aby się przyjrzeli niektórym podejrzanym. Nazywał się Iwanow.
Po około dwóch tygodniach zadzwonił z recepcji i wszedł na górę do nas. Jeszcze raz poprosił o sprecyzowanie zawartości portfela. Po czym nonszalanckim ruchem rzucił na stół portfel i powiedział:” wot eta wasz bumażnik”. Wśród nas zapanowała konsternacja, rzuciliśmy się sprawdzać zawartość. Były pieniądze, była nawet kartka z numerem telefonu hotelu, napisana przeze mnie. Iwanow wyjaśnił, że po drobiazgowym śledztwie sprawcę kradzieży zidentyfikowano według cięcia na podszewce, a złapano go aż w Wiaźmie, położonej blisko 800 km od Leningradu. Długo nie mogliśmy ochłonąć. W podziękowaniu zorganizowaliśmy kolację, w czasie której wznosiliśmy toasty za zdrowie leningradzkiej milicji. Do tej pory nie wiem, czy to nie było trochę wyreżyserowane. Major Iwanow kilka razy usiłował wydobyć od Janka, ile pieniędzy miał i w jakich banknotach w portfelu. Janek zawsze podawał przybliżone kwoty. Poza tym w Leningradzie na ulicach widziałem skrzynki z napisem „na zgubione dokumenty”. W owych czasach w ZSRR złodzieje wystrzegali się kradzieży dokumentów, gdyż to mogło być podciągnięte pod „politykę”. Mogło więc być i tak, że złodziej wyjął pieniądze i wrzucił portfel do skrzynki. A milicja włożyła tą przybliżoną kwotę do portfela i oddała Jankowi. Ale z drugiej strony w portfelu znalazła się kartka z numerem telefonu, napisana przeze mnie, co potwierdzałoby wersję majora...
Produkcja pierwszej turbiny TK50 tego typu została zakończona w 1960 r. W tym samym roku zainstalowano ją i uruchomiono w Elektrowni Konin.
W sumie Zamech wyprodukował 8 turbin TC25 oraz 10 turbin TK50 w ich oryginalnych wariantach. Doświadczenie zdobyte tą drogą wzmocniły pozycję Zamechu jako producenta turbin na następne lata. Wkrótce jednak okazało się, że TC25 i TK50 to konstrukcje energochłonne. Rozpoczęto więc poszukiwanie nowoczesnych, wysokosprawnych turbin. W latach 60. XX w. osiągnięto to poprzez zakup licencji na turbiny 120 MW oraz turbiny 200 MW, a w latach 70. XX w. – licencję na turbiny 360 MW.
Daniel Lewandowski
PS. Dziękuję Panu Sławomirowi Frajkopfowi za udostępnienie mi pamiętnika swojego ojca Mariana Frajkopfa. Pamiętnik ten jest bezcennym źródłem faktów, dat i nazwisk. Ponadto pisany lekkim piórem stanowi interesujący zapis minionych czasów.
Do innych moich związanych tematycznie z Zamechem artykułów można dotrzeć wpisując w przeglądarce „zamech*portel”. Zapraszam do współpracy i kontaktu pod adresem daniel.lewandowski1967@gmail.com