
Historia, którą chcemy dzisiaj opowiedzieć, zaczęła się kilkanaście lat temu i trwa do dziś. Pan Marek, wieloletni kierowca zawodowy, dał się przekonać do zakupy Toyoty Prius. Od tamtego czasu zmieniał auta... tylko na kolejne modele Priusa. Co go zachwyciło w tej marce?
Lepiej wydawać na wczasy niż naprawy
Jak podkreśla Marek Rozwadowski, 32 lata jeździł „na taksówce”, 25 lat jako kierowca pogotowia ratunkowego. Dziś nadal siada za kółko, choć już jako emeryt: rekreacyjnie albo żeby załatwić codzienne sprawy. Na spotkanie z nami przyjechał oczywiście swoim Priusem Plug-in.
- Jeździłem zawsze innymi markami samochodów i gdy w salonie Toyoty w Elblągu zaproponowano mi Priusa z 2007 r., nie byłem za bardzo przekonany. Za to gdy wszedłem do auta i ono ruszyło, byłem zszokowany, bo wszystko działało, a nie było słychać silnika. To było coś nowego i stwierdziłem szybko: „ja nie chcę tego auta”. Pan Jacek Knedler i jego zespół przekonywali mnie z kolei, że warto, że np. nie będę w tym samochodzie naprawiał zawieszenia. Oczywiście nie wierzyłem. Zawsze na jesień czy wiosnę naprawiałem zawieszenie w samochodzie, a poza tym trzeba było dbać o takie kwestie jak rozrząd, świece, rozrusznik, alternator... Tym wszystkim trzeba się było zajmować, a tu mi mówią, że napraw ma nie być. Pomyślałem sobie wtedy, że oni oszaleli, ale jednak dałem się przekonać. Był 2012 rok – wspomina elblążanin.
Efekt? Priusami jeździ do dziś.
- W tym czasie nie było w Elblągu mody na Priusa. Miałem telefony z Warszawy od taksówkarzy, kiedy jakiś będzie dostępny. W Elblągu nikogo nie mogliśmy przekonać, aż do spotkania z panem Markiem, o którym śmiało można powiedzieć, że stał się takim nieformalnym „ambasadorem marki” w mieście – mówi Jacek Knedler.
- Nagle stałem się „bogatym taksówkarzem”, bo pieniądze zaczęły zostawać w mojej kieszeni – przyznaje pan Marek. - Prius palił mało, nie potrzebował napraw i dzięki temu sprawy rozwijały się tak, że niedługo później kupowałem kolejny model, już trzeciej generacji , z 2009 r. Poprzedniego Priusa sprzedałem z kolei zięciowi, bo mu się spodobał. Wcześniej zawsze odkładałem pieniądze na naprawy aut, kilkaset zł miesięcznie. A po zmianie na Priusa? Wreszcie mogliśmy pojechać sobie z żoną na wczasy do Darłówka, do dobrego hotelu. Oczywiście samochodem. Odżyłem dzięki tej zmianie.

Marka broni się sama
Jak podkreśla pan Marek, na postoju taksówek jego koledzy pukali się w głowę i obstawiali, kiedy jego Toyota się zepsuje.
- Nabijali się ze mnie, a ja sobie nadal jeździłem. Do tego latem mogłem się w aucie ochłodzić, zimą nie marzłem na postoju. Klienci chwalili jazdę tym autem, pytali oczywiście, jak się sprawdza... – wspomina kierowca.
Mijały lata, ostatecznie doszło do sytuacji, że Priusy w Elblągu trudno dziś policzyć.
- Sam wsiadłem kiedyś do taksówki w Warszawie i celowo spytałem, jak się ten Prius sprawuje. Usłyszałem, że dobrze, ale jestem już trzynastą osobą, która o to dziś pyta (śmiech) – dopowiada Jacek Knedler. – Pomyśleć, że były czasy, że pracownicy w Elblągu prosili mnie, żebyśmy nie brali Priusów do salonu, bo bali się, że będzie je trudno sprzedać...
- Mnie już język bolał od tego ciągłego opowiadania o aucie klientom i innym kierowcom – śmieje się Marek Rozwadowski. - Tym Priusem z 2009 r. zrobiłem z 200 tys. km i dosłownie nic nie musiałem z nim zrobić. A potem kupiłem Toyotę Prius Plug-in z 2012 roku z przebiegiem 70 tys. km, jeżdżę nim do dziś od 2017. Ma zrobione 240 tys. km. Przez ten czas wymieniłem w nim klocki i świece, rzeczy typowo eksploatacyjne. Jestem już na emeryturze, codziennie z żoną sobie obieramy jakiś kierunek wyjazdu, to Kadyny, to Sztutowo, to Trójmiasto, wszystko przy bardzo małych kosztach...
"Japończycy mieli rację"
Jacek Knedler w rozmowie z nami przyznaje, że dawniej sam był sceptyczny wobec nowych technologii. Jego pierwszy kontakt z Toyotą Prius miał miejsce w Japonii, niemal trzy dekady temu.
- Wcześniej cała Europa kupowała silniki TDI i trudno było sobie wyobrazić, że coś się będzie zmieniać. Trzeba współpracować z Japończykami, żeby zrozumieć, jak oni patrzą na rozwój. W 1997 roku byłem po raz pierwszy w Japonii i oglądałem Priusa „jedynkę”, który był tam określany jako „przyszłość motoryzacji”, czemu nie dowierzałem, a w 2008 r. poinformowano nas, że Toyota już nie będzie inwestować w diesle, tylko w hybrydy. To był wstrząs, ja tylko się zastanawiałem nad tym, ile my przez to podejście stracimy w Polsce. Po latach mogę tylko spuścić głowę i powiedzieć: Japończycy się nie pomylili, ani w 1997 roku, ani w 2008 i dzięki temu Toyota ma dziś już piątą generację hybryd. To trzy dekady doświadczenia w tym zakresie, tysiące ludzi ciągle pracują nad usprawnianiem technologii. Stąd gdy słyszę od Japończyków np., że świat pójdzie w napędy wodorowe, a nie pójdzie w całkowitą elektryfikację samochodów, bo nie ma ku temu odpowiedniej infrastruktury, a trzeba je przecież gdzieś ładować, to ja im wierzę. W 1997 roku im nie wierzyłem, w 2025 r. nie dyskutuję.
- Dla klienta i kierowcy liczy się to, ile pieniędzy zostaje w kieszeni i to, jak dobrze jeździ się autem. Wspominam sobie moje poprzednie auta, po które jeszcze jeździłem do Niemiec i były momenty, że brakowało pieniędzy na naprawy, chociaż bardzo dużo pracowałem. Byłem tym załamany. Były też problemy z odpowiednim serwisem. Potem takie zmartwienia zniknęły. Chociaż przyznam, że nie zdecydowałbym się na Priusa, gdybym nie miał na miejscu takiego zaplecza, jak to w Toyota Knedler. – mówi Marek Rozwadowski. Przyznaje, że jest pod wrażeniem tutejszego serwisu aut i profesjonalnego podejścia do klienta.
O tym, że warto zainteresować się Toyotą Prius, a także innymi modelami hybrydowymi i plug-in, można jak pan Marek przekonać się samemu. Pomoże w tym oczywiście autoryzowany elbląski dealer marki, Toyota Knedler.
Toyota Knedler
Autoryzowany dealer Toyota w Elblągu
Elbląg, Kazimierzowo 4B
55 236 09 00