Był mroźny, lutowy dzień. Na ulicach leżał śnieg tak, jak dziś. 10 lutego 1945 roku Armia Czerwona zdobyła Elbląg. Dla ludności niemieckiej zaczęły się straszne dni – mordów, gwałtów, rabunku i pożogi. Żołnierze sowieccy niszczyli wszystko, co wpadło im w ręce. Z dawnej świetności miasta nie pozostało nic….
Gdy trwają spory, jak nazwać lutową rocznicę, czy było to wyzwolenie Elbląga czy może powrót do macierzy, historyk Lech Słodownik nie ma wątpliwości: - To dzień, w którym Rosjanie, w ramach prowadzonych operacji militarnych, zdobyli miasto. Dla pozostałej w nim ludności niemieckiej nastały straszne dni.
- 9 lutego, przed południem, resztki oddziałów niemieckich pod dowództwem komendanta obrony miasta pułkownika Eberharda Schöpffera, wycofały się przez rzekę Elbląg w stronę Nowego Dworu Gdańskiego – mówi Lech Słodownik. - W Elblągu pozostała ludność, która nie ewakuowała się kierunku Gdańska lub jeszcze na jesieni poprzedniego roku nie opuściła miasta. Byli to ludzie w wieku poprodukcyjnym, osoby, które nie były powołane do wojska – jeśli chodzi o mężczyzn oraz kobiety, dzieci, inwalidzi. Zostali też niektórzy urzędnicy czy kierownicy zakładów, którym zlecono trwanie na stanowiskach do końca. Pracowała przecież gazownia, elektrownia. Szacuje się, że w mieście zostało kilkadziesiąt tysięcy osób.
Miasto-twierdza
Jak wskazuje Lech Słodownik, Elbląg, rozkazem Heinricha Himmlera po pierwszym rajdzie czołgów Diaczenki, który miał miejsce 23 stycznia, został ogłoszony twierdzą.
- To nie była decyzja wynikająca z fanatyzmu – wyjaśnia historyk. – Himmler podjął ją ze względów praktycznych. Elbląg miał bowiem bronić drogi ucieczki mas ludności z Prus Wschodnich przez zamarznięty Zalew Wiślany. Wcześniej Rosjanie przecięli ostatnią lądową drogę ewakuacji przez Żuławy w kierunku na Malbork, na Wisłę. Wobec tego dla mas ludności, która tu została, jedynym ratunkiem był Zalew. Uciekali do Mierzei Wiślanej, bo tam od strony Zatoki Gdańskiej saperzy niemieccy pobudowali prowizoryczne pomosty i statki-barki te masy ludności odbierały na Półwysep Helski, do Gdańska czy do Niemiec.
- Elbląg miał bronić – podobnie jak Kołobrzeg – by te masy ludności miały szansę ucieczki przed nadchodzącą Armią Czerwoną, której okrutna sława była już znana – wskazuje Lech Słodownik.
Okrutny rewanż
Tych, którzy zostali w Elblągu z własnej woli bądź nie zdążyli się ewakuować spotkał los okrutny.
- Martyrologia niemiecka nie była u nas mile widziana więc te czasy nie były naświetlane – mówi elbląski historyk. - Dziś jest inaczej. A los byłych mieszkańców Elbląga był tragiczny. Prusy Wschodnie były pierwszą ziemią niemiecką na trasie marszu Armii Czerwonej na Berlin. Rewanż za to, co Niemcy robili w Rosji, miał swoje ujście właśnie tu.
- Rewanż ten był podsycany oficjalnie – kontynuuje Lech Słodownik. – Ideolodzy tacy, jak Ilja Erenburg, Aleksiej Tołstoj, Michaił Szołochow w listach do czerwonoarmistów mówili „Teraz jesteście u granic znienawidzonej Rzeszy Niemieckiej, macie szansę zrobić im to, co oni nam zrobili. Każdy Niemiec musi być zabity. Macie niszczyć, palić co się da, gwałcić ich kobiety”. I Rosjanie to robili na porządku dziennym. Pierwszym sygnałem, co czeka elbląskich Niemców było to, co wydarzyło się w małej wiosce między Gusiewem a Czerniachowskiem – opowiada historyk. - Wszedł tam pierwszy oddział Armii Czerwonej na obszar Niemiec. Żołnierze wybili do cna ok. 100 mieszkańców – kobiety, dzieci, starców. Przybijali ludzi do drzwi do stodoły. Gwałcili dziewczynki od 8. roku życia, a nawet 90-letnie kobiety. Po trzech dniach Rosjanie zostali wyparci, a wioskę ponownie przejęli Niemcy. Powołali komisję złożoną z państw neutralnych: Hiszpanii, Szwecji, Szwajcarii i nagłośnili te straszne wydarzenia. Ta sytuacja wywołała panikę wśród ludności niemieckiej i dlatego zaczęła ona masowo uciekać na Zachód. Ci ludzie wiedzieli już, co ich czeka z chwilą wejścia Armii Czerwonej.
Horror Szwajcarów, ucieczka Polaków
10 lutego 1945 roku Elbląg został zdobyty przez Rosjan. Na trzy dni stał się miastem niczyim, a właściwie pozostawał w rękach żołdactwa Armii Czerwonej. Trwały wtedy tzw. pogulanki. Każdy żołnierz mógł robić, co chce. Dopiero później wkroczyły siły bezpieczeństwa i robiły porządek. – Te dni u nas i w Pasłęku zapisały się strasznymi zgłoskami w pamięci mieszkańców – mówi Lech Słodownik..
Ten straszny czas opisuje w swojej książce „Verloren In Elbląg” („Zagubiony w Elblągu”) Jurgen Haese, niemiecki dokumentalista, reżyser.
- Został w Elblągu po wkroczeniu Armii Czerwonej. Na jego oczach Rosjanie zastrzelili jego ojca, matka zaś została wywieziona na Syberię – mówi elbląski historyk.
Żołdacy Armii Czerwonej nie oszczędzili również przebywających w mieście Szwajcarów, mimo, że ci mieli inne prawa – ich kraj pozostawał przecież neutralny. Jak przypomina Lech Słodownik, siedziba wicekonsula mieściła się w kamienicy z kolumnami przy Al. Grunwaldzkiej.
- Oni tu zostali, ale ich los był tragiczny – mówi. - Byli tak samo traktowani, jak Niemcy. Na dodatek mówili po niemiecku, a to dla Armii Czerwonej oznaczało, że są wrogami i trzeba ich zabić. Przeżyli horror.
W czasie drugiej wojny światowej w Elblągu przebywali Polacy – robotnicy przymusowi. Byłych ich setki.
- Jeśli się dało, uciekali na Zachód - mówi Lech Słodownik. - Do nich także docierały informacje, co robi Armia Czerwona. Niektórzy pamiętali o Katyniu, o wojnie polsko-bolszewickiej więc na wszelki wypadek ewakuowali się razem z Niemcami. Bali się posądzenia o to, że swoją pracą wspierali nazizm.
Miasto usiane grobami
Rosjanie po wejściu do Elbląga rozstrzeliwali rannych żołnierzy niemieckich przebywających w lazaretach mieszczących się w obecnym Urzędzie Miejskim, Sądzie Okręgowym i areszcie śledczym.
- Do dziś na dziedzińcu wewnętrznym między aresztem a sądem, na ścianie na wysokości piersi dorosłego człowieka, widoczne są ślady po kulach – mówi Lech Słodownik.
Ludność Elbląga dziesiątkowały też choroby. Gdzie grzebano zmarłych?
- Pierwszy masowy grób znajduje się przed Urzędem Miejskim, tu, gdzie stoi pomnik Achillesa – wyjaśnia historyk. - Pod koniec 1944 roku Niemcy wykopali w tym miejscu dół i napełnili go wodą. Powstał staw przeciwpożarowy. I w tym pustym stawie rok później chowano tych, którzy zginęli w walkach oraz zamordowanych.
- Drugi masowy grób był na tzw. Cmentarzu Północnym – obecnie jest to skrawek zieleni między rynkiem przy ul. Płk. Dąbka a drogą, która biegnie w dół do Robotniczej – wymienia dalej. - Trzeci - na dziedzińcu przed halą targową przy ul Gwiezdnej. Tam, gdzie dziś jest postój taxi. Czwarty masowy grób był za budynkiem z czerwonej cegły przy ul. 12 Lutego. W głębi jest bank i łączka. To właśnie to miejsce.
- Sporo masowych grobów, ale i pojedynczych pochówków było na funkcjonujących cmentarzach przy ul. Agrykola oraz na końcu ul. Bema – dodaje Lech Słodownik. – Przy ul. Agrykola miejsce spoczynku znalazł ojciec wspomnianego wcześniej Jurgena Haese. Syn pochował go dopiero po dwóch miesiącach, bo wcześniej ziemia była zmarznięta. Ciało leżało zawinięte w dywan pod drzewem w ogródku za domem.
Powroty niemożliwe
Największe zniszczenia w mieście ciągnęły się od Pl. Grunwaldzkiego w kierunku obecnej ul. Hetmańskiej, Giermków, Janowskiej i Szkolnej. Ta część właściwie została zrównana z ziemią. A Stare Miasto ocalało tzn. zniszczone były górne kondygnacje budynków, ale kamienice stały.
- Ludzie przenosili się do domów opuszczonych – opowiada Lech Słodownik.- Dalej mieli nadzieję, że w tym mieście pozostaną. Okazało się to niemożliwe, bo od 4 do 11 lutego odbywała się konferencja w Jałcie, gdzie definitywnie postanowiono, że Elbląg będzie należał do Polski. Pozostający w mieście Niemcy, ale także żołnierze sowieccy nie mieli tej świadomości. Nie było wówczas takiego przepływu informacji, jak dziś.
Byli też tacy, którzy wracali do swojego miasta nawet z Syberii. Wracali, bo wydawało im się, że miasto jest dalej niemieckie...
…a niemieckie już nie było
- Po zajęciu Elbląga przez Armię Czerwoną nastąpił okres sowiecki, który trwał od 10 lutego do końca kwietnia 1945 r. Wówczas jedyną władzą realną była komendantura sowiecka – przekonuje Lech Słodownik. – Rosjanie byli panami życia i śmierci tych, którzy tu zostali. Dopiero później nastąpiło przekazanie miasta władzom polskim – dodaje historyk. - 23 kwietnia do Elbląga przybyła Morska Grupa Operacyjna i władze sądowe z Warszawy. Wtedy zaczęto przejmować władzę od Rosjan w formie rzeczywistej. A był to długotrwały proces, który odbywał się etapami.
Co by było, gdyby…
- Jako historykowi nie wolno mi gdybać – zastrzega Lech Słodownik. - Jednak Elbląg, ze swoją substancją zabytkową, staromiejską, którą posiadał przed rozpoczęciem walk w styczniu 1945 r., byłby dziś Złotą Pragą, stolicą Czech. Nasza starówka była nietknięta od średniowiecza. Miasto nigdy nie było niszczone. Nawet w najcięższych czasach. I stało do 26 stycznia 1945 r. Perła Elbląga, przepiękna starówka, stała...- ubolewa. - Gdyby tego miasta nie zniszczono w tak dużym stopniu i gdyby nie nastąpił drugi etap, czyli kanibalizm budowlany po drugiej wojnie, kiedy więcej stąd wywieziono i zniszczono, niż podczas działań wojennych…. To wszystko spowodowało, że Elbląg znalazł się po wojnie w niezręcznej sytuacji, którą odczuwamy do dziś.
- 9 lutego, przed południem, resztki oddziałów niemieckich pod dowództwem komendanta obrony miasta pułkownika Eberharda Schöpffera, wycofały się przez rzekę Elbląg w stronę Nowego Dworu Gdańskiego – mówi Lech Słodownik. - W Elblągu pozostała ludność, która nie ewakuowała się kierunku Gdańska lub jeszcze na jesieni poprzedniego roku nie opuściła miasta. Byli to ludzie w wieku poprodukcyjnym, osoby, które nie były powołane do wojska – jeśli chodzi o mężczyzn oraz kobiety, dzieci, inwalidzi. Zostali też niektórzy urzędnicy czy kierownicy zakładów, którym zlecono trwanie na stanowiskach do końca. Pracowała przecież gazownia, elektrownia. Szacuje się, że w mieście zostało kilkadziesiąt tysięcy osób.
Miasto-twierdza
Jak wskazuje Lech Słodownik, Elbląg, rozkazem Heinricha Himmlera po pierwszym rajdzie czołgów Diaczenki, który miał miejsce 23 stycznia, został ogłoszony twierdzą.
- To nie była decyzja wynikająca z fanatyzmu – wyjaśnia historyk. – Himmler podjął ją ze względów praktycznych. Elbląg miał bowiem bronić drogi ucieczki mas ludności z Prus Wschodnich przez zamarznięty Zalew Wiślany. Wcześniej Rosjanie przecięli ostatnią lądową drogę ewakuacji przez Żuławy w kierunku na Malbork, na Wisłę. Wobec tego dla mas ludności, która tu została, jedynym ratunkiem był Zalew. Uciekali do Mierzei Wiślanej, bo tam od strony Zatoki Gdańskiej saperzy niemieccy pobudowali prowizoryczne pomosty i statki-barki te masy ludności odbierały na Półwysep Helski, do Gdańska czy do Niemiec.
- Elbląg miał bronić – podobnie jak Kołobrzeg – by te masy ludności miały szansę ucieczki przed nadchodzącą Armią Czerwoną, której okrutna sława była już znana – wskazuje Lech Słodownik.
Okrutny rewanż
Tych, którzy zostali w Elblągu z własnej woli bądź nie zdążyli się ewakuować spotkał los okrutny.
- Martyrologia niemiecka nie była u nas mile widziana więc te czasy nie były naświetlane – mówi elbląski historyk. - Dziś jest inaczej. A los byłych mieszkańców Elbląga był tragiczny. Prusy Wschodnie były pierwszą ziemią niemiecką na trasie marszu Armii Czerwonej na Berlin. Rewanż za to, co Niemcy robili w Rosji, miał swoje ujście właśnie tu.
- Rewanż ten był podsycany oficjalnie – kontynuuje Lech Słodownik. – Ideolodzy tacy, jak Ilja Erenburg, Aleksiej Tołstoj, Michaił Szołochow w listach do czerwonoarmistów mówili „Teraz jesteście u granic znienawidzonej Rzeszy Niemieckiej, macie szansę zrobić im to, co oni nam zrobili. Każdy Niemiec musi być zabity. Macie niszczyć, palić co się da, gwałcić ich kobiety”. I Rosjanie to robili na porządku dziennym. Pierwszym sygnałem, co czeka elbląskich Niemców było to, co wydarzyło się w małej wiosce między Gusiewem a Czerniachowskiem – opowiada historyk. - Wszedł tam pierwszy oddział Armii Czerwonej na obszar Niemiec. Żołnierze wybili do cna ok. 100 mieszkańców – kobiety, dzieci, starców. Przybijali ludzi do drzwi do stodoły. Gwałcili dziewczynki od 8. roku życia, a nawet 90-letnie kobiety. Po trzech dniach Rosjanie zostali wyparci, a wioskę ponownie przejęli Niemcy. Powołali komisję złożoną z państw neutralnych: Hiszpanii, Szwecji, Szwajcarii i nagłośnili te straszne wydarzenia. Ta sytuacja wywołała panikę wśród ludności niemieckiej i dlatego zaczęła ona masowo uciekać na Zachód. Ci ludzie wiedzieli już, co ich czeka z chwilą wejścia Armii Czerwonej.
Horror Szwajcarów, ucieczka Polaków
10 lutego 1945 roku Elbląg został zdobyty przez Rosjan. Na trzy dni stał się miastem niczyim, a właściwie pozostawał w rękach żołdactwa Armii Czerwonej. Trwały wtedy tzw. pogulanki. Każdy żołnierz mógł robić, co chce. Dopiero później wkroczyły siły bezpieczeństwa i robiły porządek. – Te dni u nas i w Pasłęku zapisały się strasznymi zgłoskami w pamięci mieszkańców – mówi Lech Słodownik..
Ten straszny czas opisuje w swojej książce „Verloren In Elbląg” („Zagubiony w Elblągu”) Jurgen Haese, niemiecki dokumentalista, reżyser.
- Został w Elblągu po wkroczeniu Armii Czerwonej. Na jego oczach Rosjanie zastrzelili jego ojca, matka zaś została wywieziona na Syberię – mówi elbląski historyk.
Żołdacy Armii Czerwonej nie oszczędzili również przebywających w mieście Szwajcarów, mimo, że ci mieli inne prawa – ich kraj pozostawał przecież neutralny. Jak przypomina Lech Słodownik, siedziba wicekonsula mieściła się w kamienicy z kolumnami przy Al. Grunwaldzkiej.
- Oni tu zostali, ale ich los był tragiczny – mówi. - Byli tak samo traktowani, jak Niemcy. Na dodatek mówili po niemiecku, a to dla Armii Czerwonej oznaczało, że są wrogami i trzeba ich zabić. Przeżyli horror.
W czasie drugiej wojny światowej w Elblągu przebywali Polacy – robotnicy przymusowi. Byłych ich setki.
- Jeśli się dało, uciekali na Zachód - mówi Lech Słodownik. - Do nich także docierały informacje, co robi Armia Czerwona. Niektórzy pamiętali o Katyniu, o wojnie polsko-bolszewickiej więc na wszelki wypadek ewakuowali się razem z Niemcami. Bali się posądzenia o to, że swoją pracą wspierali nazizm.
Miasto usiane grobami
Rosjanie po wejściu do Elbląga rozstrzeliwali rannych żołnierzy niemieckich przebywających w lazaretach mieszczących się w obecnym Urzędzie Miejskim, Sądzie Okręgowym i areszcie śledczym.
- Do dziś na dziedzińcu wewnętrznym między aresztem a sądem, na ścianie na wysokości piersi dorosłego człowieka, widoczne są ślady po kulach – mówi Lech Słodownik.
Ludność Elbląga dziesiątkowały też choroby. Gdzie grzebano zmarłych?
- Pierwszy masowy grób znajduje się przed Urzędem Miejskim, tu, gdzie stoi pomnik Achillesa – wyjaśnia historyk. - Pod koniec 1944 roku Niemcy wykopali w tym miejscu dół i napełnili go wodą. Powstał staw przeciwpożarowy. I w tym pustym stawie rok później chowano tych, którzy zginęli w walkach oraz zamordowanych.
- Drugi masowy grób był na tzw. Cmentarzu Północnym – obecnie jest to skrawek zieleni między rynkiem przy ul. Płk. Dąbka a drogą, która biegnie w dół do Robotniczej – wymienia dalej. - Trzeci - na dziedzińcu przed halą targową przy ul Gwiezdnej. Tam, gdzie dziś jest postój taxi. Czwarty masowy grób był za budynkiem z czerwonej cegły przy ul. 12 Lutego. W głębi jest bank i łączka. To właśnie to miejsce.
- Sporo masowych grobów, ale i pojedynczych pochówków było na funkcjonujących cmentarzach przy ul. Agrykola oraz na końcu ul. Bema – dodaje Lech Słodownik. – Przy ul. Agrykola miejsce spoczynku znalazł ojciec wspomnianego wcześniej Jurgena Haese. Syn pochował go dopiero po dwóch miesiącach, bo wcześniej ziemia była zmarznięta. Ciało leżało zawinięte w dywan pod drzewem w ogródku za domem.
Powroty niemożliwe
Największe zniszczenia w mieście ciągnęły się od Pl. Grunwaldzkiego w kierunku obecnej ul. Hetmańskiej, Giermków, Janowskiej i Szkolnej. Ta część właściwie została zrównana z ziemią. A Stare Miasto ocalało tzn. zniszczone były górne kondygnacje budynków, ale kamienice stały.
- Ludzie przenosili się do domów opuszczonych – opowiada Lech Słodownik.- Dalej mieli nadzieję, że w tym mieście pozostaną. Okazało się to niemożliwe, bo od 4 do 11 lutego odbywała się konferencja w Jałcie, gdzie definitywnie postanowiono, że Elbląg będzie należał do Polski. Pozostający w mieście Niemcy, ale także żołnierze sowieccy nie mieli tej świadomości. Nie było wówczas takiego przepływu informacji, jak dziś.
Byli też tacy, którzy wracali do swojego miasta nawet z Syberii. Wracali, bo wydawało im się, że miasto jest dalej niemieckie...
…a niemieckie już nie było
- Po zajęciu Elbląga przez Armię Czerwoną nastąpił okres sowiecki, który trwał od 10 lutego do końca kwietnia 1945 r. Wówczas jedyną władzą realną była komendantura sowiecka – przekonuje Lech Słodownik. – Rosjanie byli panami życia i śmierci tych, którzy tu zostali. Dopiero później nastąpiło przekazanie miasta władzom polskim – dodaje historyk. - 23 kwietnia do Elbląga przybyła Morska Grupa Operacyjna i władze sądowe z Warszawy. Wtedy zaczęto przejmować władzę od Rosjan w formie rzeczywistej. A był to długotrwały proces, który odbywał się etapami.
Co by było, gdyby…
- Jako historykowi nie wolno mi gdybać – zastrzega Lech Słodownik. - Jednak Elbląg, ze swoją substancją zabytkową, staromiejską, którą posiadał przed rozpoczęciem walk w styczniu 1945 r., byłby dziś Złotą Pragą, stolicą Czech. Nasza starówka była nietknięta od średniowiecza. Miasto nigdy nie było niszczone. Nawet w najcięższych czasach. I stało do 26 stycznia 1945 r. Perła Elbląga, przepiękna starówka, stała...- ubolewa. - Gdyby tego miasta nie zniszczono w tak dużym stopniu i gdyby nie nastąpił drugi etap, czyli kanibalizm budowlany po drugiej wojnie, kiedy więcej stąd wywieziono i zniszczono, niż podczas działań wojennych…. To wszystko spowodowało, że Elbląg znalazł się po wojnie w niezręcznej sytuacji, którą odczuwamy do dziś.
notowała Agata Janik