
- Mam rodzinny sentyment do tej marki. Mój tata był po wojnie szoferem w elbląskim Urzędzie Gminy i jeździł Citroenem BL 11. To dość podobny model, tylko 20 cm krótszy. Do Polski trafił po II wojnie światowej z Francji w ramach pomocy. Skojarzenia budził raczej niezbyt dobre ze względu na to, że posługiwała się nim ówczesna bezpieka - tak Andrzej Rybicki z Elbląga tłumaczy swoją fascynację starszymi modelami Citroenów. Rozmawiamy o samochodowej klasyce z Francji i nie tylko. Zobacz zdjęcia.
- Który z samochodów był pierwszy? [pytamy na widok dwóch citroenów stojących przed garażem].
- Pierwszy był Zaporożec z charakterystycznymi wylotami chłodnicy. Tylko, że kiedy go miałem, traktowałem jako „normalny“ samochód użytkowy. Żałuję, że go nie zostawiłem. Fajny samochód, tylko strasznie dużo palił. A ogrzewanie pochłaniało drugie tyle paliwa. Dziś jest poszukiwanym klasykiem. Samochody z silnikiem V są cenione. A Zaporożec miał silnik V4. I tu ciekawostka: silniki od Zaporożca są wykorzystywane do tworzenia motocykli zwanych „trajkami”. Miałem też Adlera z 1936 r, ale... się go niestety pozbyłem. Silnik miał pojemność litra i jazda była ciężka. Z tych co tutaj stoją to Citroen BN 11 jest starszy - pochodzi z 1953 r. Sprowadziłem go w 2008 r. w dobrym stanie do remontu. Rok później dokupiłem Citroena 2CV Charleston z 1988 r. Jak widać - dach można zrolować i jeździć kabrioletem.
- Jak zaczęła się ta pasja?
- Mali chłopcy już tak mają, że interesują się samochodami. Na początku zbierałem małe modele samochodów tzw. „resoraki“. Za czasów słusznie minionych do kupienia tylko w Pewexie za dolara, albo dwa. Swojego pierwszego resoraka mam do dziś - kupiłem go od kolegi z podwórka za pieniądze przeznaczone na kino. Odrapane Volvo P1800. Potem były samochody na pedały dla dzieci. Z wiekiem wiadomo: człowiek rośnie i zabawki rosną. W 2008 r., zdecydowałem się kupić pierwszego Citroena. Znalazłem go na francuskiej stronie z ogłoszeniami motoryzacyjnymi. Po półrocznym remoncie jeżdżę nim z do dziś bez większych usterek. Rok później dokupiłem Citroena 2CV Charleston z 1988 r.. Też trochę było w tym przypadku. W bardzo dobrym stanie, po trzech dniach drobnych napraw był gotowy do jazdy.
- To, że kupił Pan Citroena, to przypadek, czy akurat musiał być samochód tej marki?
- Mam rodzinny sentyment do do tej marki. Mój tata był po wojnie szoferem w elbląskim Urzędzie Gminy i jeździł Citroenem BL 11. To dość podobny model, tylko 20 cm krótszy. Do Polski trafił po II wojnie światowej z Francji w ramach pomocy. Skojarzenia budził raczej niezbyt dobre ze względu na to, że posługiwała się nim ówczesna bezpieka. Jak na tamte czasy to były dość szybkie samochody - tata po ówczesnych krętych drogach do Gdańska jeździł w granicach 45 minut. Tytułem ciekawostki: tata ma też na koncie złożenie Volkswagena Kubelwagen z samochodów, które zostały wyciągnięte z Zalewu Wiślanego po II wojnie światowej. Wówczas samochód był dobrem luksusowym. Wzmiankowany Kubelwagen trafił do pana Barańskiego, jednego z elbląskich rzemieślników i był wykorzystywany w codziennej pracy. Później Urząd Gminy w Elblągu dostał sześciocylindrowe EMW - wschodnioniemiecką wersję BMW produkowanej w Eisenach, którą tata również prowadził. Ale zawsze mówił, że do Gdańska Citroenem lepiej się jeździło.

- Jak się jeździ klasykami?
- Nie mam żadnego problemu z prowadzeniem starych samochodów. Cechą charakterystyczną obu Citroenów jest tzw. „parasolka“ do zmiany biegów. Przy kierownicy jest dźwignia do zmiany biegów zwana też żartobliwie „łyżką do majonezu“. Wiadomo, że te samochody nie mają ułatwień typu wspomaganie kierownicy, ale... mi t Citroen 2CV Charleston nie sprawia żadnych problemów. To lekki samochód - waży ok 900 kg, pojemność silnika 598 cm3. Opony ma jeszcze węższe od BN 11.
- Jak jest z częściami zapasowymi?
- Wszystko jest do kupienia, to tylko kwestia ceny. Producenci wytwarzają każdą, nawet najmniejszą rzecz: klamki, lampy, uchwyty. Praktycznie nie można powiedzieć, że to jest replika, a to oryginał. Opony do Citroena BN 11 to koszt 200 euro za sztukę. Kiedyś złożyliśmy się z kolegami na zakup 24 sztuk. Ale nie trzeba ich zmieniać na zimowe/letnie. Ale jak się ma takie hobby, to trzeba się liczyć z dużymi kosztami. W BN 11 standardowe 15 calowe opony są za małe, 16 calowe potrafią spaść na zakrętach. Odpukać, do tej pory nie musiałem przeprowadzać poważnych napraw. Raz w Citroenie BN 11 miałem awarię skrzyni biegu. Trzeba było wymienić jedną sprężynkę, ale z tym poradziłem sobie własnymi siłami. Sprężynkę na wymianę zrobiłem z piły do metalu.
- Tylko jeździć wzbudzając zachwyt na drogach.
- Najważniejsze, żeby nie przesadzać z prędkością. Ja jeżdżę sobie 50 - 60 km/h i wiem, że mandatu nie dostanę. Wzbudzają te samochody uśmiechy na drogach i różnego rodzaju zlotach. Cieszę się, że coraz więcej młodych ludzi wciągnęło się w tę tematykę. Przy okazji chciałbym zareklamować prężnie działającą grupę „Elbląskie klasyki“ i zaprosić na zlot w Stegnie, który odbędzie się 25 - 26 czerwca.
- Dziękuję za rozmowę.