Kocha lepić postaci, wgryzać się w sceniczne dechy. Do teatru przyjeżdża, by się spełniać. Po pracy wsiada w samochód i ucieka do swojej oazy, by tam rąbać drewno, pielęgnować róże i szogunki japońskie w przydomowym oczku wodnym. - Jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem, bo robię to, co kocham - mówi Mariusz Michalski. Na stronie Aktualności wybieramy najpopularniejszego aktora Teatru im. Sewruka.
Na początku nic nie wskazywało na to, że Mariusz Michalski zostanie aktorem.
- Zgodnie z rodzinną tradycją miałem być oficerem Wojska Polskiego - zdradza. - Byłem do tego przygotowywany, po to trenowałem strzelectwo, biegałem, a regulaminy wojskowe do dziś mam w małym paluszku. Pierwszy raz na język spustowy nacisnąłem w wieku dwóch lat. Moja mama była mistrzynią Polski w strzelectwie sportowym w 1957 r. Zbudowała pierwszą krytą, pełnowymiarową strzelnicę w szkole. Treningi odbywaliśmy na dużej przerwie. Moje życie toczyło się więc zupełnie inaczej, innymi kierunkami.
- Równocześnie udzielałem się w konkursach słowa - kontynuuje Mariusz Michalski. - Kilkakrotnie byłem laureatem szczebla centralnego konkursów poezji, szczególnie polsko-radzieckiej. Bardziej niż poezja interesowała mnie jednak proza. Szedłem w kierunku powieści, chciałem być pisarzem. Miałem też wariant „B”, gdyby mi pisarstwo nie wypaliło - chciałem być leśnikiem. Dlatego też dziś mieszkam na wsi.
Zaszczepiony teatralnym chipem
I tak Mariusz Michalski mógł być dziś żołnierzem, leśnikiem lub pisarzem. Na jego drodze stanęły jednak wybitne postaci polskiej sceny, które…wszczepiły mu chipa teatralnego.
- Mam tę radość, że wybitne osoby, takie jak prof. Gniazdowski, który zakładał teatry oflagowe w okresie II wojny światowej, Zofia Mrozowska, Tadeusz Łomnicki, Ignacy Gogolewski, Wojciech Siemion wszczepiły mi, chłopakowi ze wsi, jakiegoś chipa - mówi Mariusz Michalski. - Zetknięcie się z tymi ludźmi dało takie a nie inne efekty. Teraz, będąc na wsi, brakuje mi tej Melpomeny, a tutaj nie mogę znaleźć spokoju, bo brakuje mi wsi. No i jak tu na wsi pobudować teatr? Jak to pogodzić?
Normalny facet z Kujaw
Mariusz Michalski przekonuje, że jestem normalnym, zwykłym facetem, który jednak ma to szczęście, że może robić to, co kocha.
- Z teatru interesuje mnie tylko dzianie się na scenie - mówi elbląski aktor. - Nienawidzę całej biurokracji, którą teatr jest oblepiony, choć jest ona potrzebna. Nienawidzę też małości ludzkich. Ja jestem te okolice Janka Nowickiego, mam takie same nastawienie do pracy w teatrze i do życia. Zresztą, obaj jesteśmy z Kujaw - dodaje. - Janek jest przewodniczącym gniazdowszczyków, bo jesteśmy uczniami tego samego profesora, jesteśmy w jednym kręgu przyjacielskim. Można powiedzieć, Kujawiaki, ale normalni, szczerzy, otwarci ludzie. Mówi się, że jaki człowiek, takie jest jego aktorstwo. Jak jest człowiek mały, to wielkim aktorem nie będzie.
Aktor jest jak orzeł
Mariusz Michalski mówi o sobie, że jest bardzo szczęśliwym człowiekiem.
- Mam dwie cudowne rzeczy - scenę i moją oazę - mówi. - Czuję się spełniony, zagrałem dużo pięknych ról w różnych świetnych reżyseriach. Począwszy od Jana Świderskiego - „Zemsta”. Pracowałem z całą plejadą znakomitych polskich reżyserów i z tego jestem strasznie dumny. Miałem znakomitych partnerów, osoby, które wierzyły, kształtowały mnie. Mówiono mi, że aktor jest jak orzeł, który gdzieś buja - kontynuuje Mariusz Michalski. - Nie pozwól, by dosięgła cię ziemia, bo jak cię dosięgnie, to będziesz ziemskim aktorem - tak mówili mądrzy ludzie, wielkie autorytety. - Ja staram się jedno i drugie robić uczciwie.
- Elbląską scenę polubiłem, na niej debiutowałem, ale lubię tylko scenę, tylko to, co jest z nią związane - podkreśla. - Lepienie każdej postaci, wgryzanie się w te dechy, to jest coś fenomenalnego. O to jestem w stanie walczyć z całym światem.
Drwal, grzybiarz i hodowca rybek
Aktor musi mieć chwilę wytchnienia. Musi mieć miejsce, w którym odpoczywa, taką oazę z daleka od teatru. Wtedy - jak podkreśla wielu ludzi sceny - „ładuje akumulatorki” i może dawać więcej widzom.
Mariusz Michalski ma takie miejsce, 10 kilometrów od Włocławka.
- Mam swoją oazę, tam nie pozwalam, by coś teatralnego się przeniosło -mówi. - Rąbię drewno, lotuję gołębie z moim przyjacielem Stachem, naprawiam samochód. Tam biegam z psem, zbieram grzyby, sadzę drzewa, pielęgnuję róże oraz ryby w moim oczku wodnym - 8 tys. litrów wody, szogunki japońskie, karasie. Takie jest moje życie - dodaje. - Pewnie, że mogłoby być lepsze, ale nie wiem, czy potrafiłbym być bardziej szczęśliwy?
Szczęściarz
Czy można realizować się aktorsko w teatrze, dziś, kiedy aktorzy pędzą do Warszawy, czekają na swoją szansę zagrania w filmie, serialu czy w reklamie?
- Nigdy nie interesowało mnie robienie kariery - twierdzi Mariusz Michalski. - Karierę robi się w jednym miejscu, tam trzeba pojechać, wynająć mieszkanie i siedzieć. No i co? Pół roku będę tam siedział, a co z moją sceną? Ja bym nie wytrzymał. A co z moją oazą? Nie jestem typem karierowicza - zapewnia - jestem typem szczęściarza.
Ćwierć wieku na scenie
Mariusz Michalski w tym roku będzie obchodzić 25-lecie swojej pracy na scenie. To dużo? Czy czuje się spełniony? A może wypalony?
- Czy ćwierć wieku to dużo? - pyta. - Zrobiłem 95 ról, a czuję się jak na początku drogi zawodowej. W przeciwieństwie do wielu kolegów w moim wieku, nie czuję się wypalony. Mam 49 lat, przede mną najlepsze role. O wielu rzeczach chciałby jeszcze ludziom opowiedzieć i wydaje mi się, że mam coś do opowiedzenia.
Mariusz Michalski chce pracować w zawodzie jak najdłużej. Po to m.in. utrzymuje sprawność fizyczną.
- Aktor musi mieć potężną kondycję fizyczną - mówi. - Stanie na głowie, proszę bardzo, 10 minut spokojnie. Jestem chodziarzem – z Włocławka do siebie na wieś, a to 10 kilometrów, chodzę nawet w nocy. Godziny, miesiące spędzone przy siekierze, też wyrabiają mięśnie.
W Elblągu Mariusz Michalski nie spędza wolnego czasu.
- Jak mam wolne, to jadę do siebie, a jak jestem tu, to pracujemy, więc nie ma na nic innego czasu - mówi. - Ja przyjeżdżam tu się spełniać. Przyznaję, że pracuję dla pieniędzy - jak każdy w innym zawodzie także, ale mam tę przewagę nad światem, że robię to, co kocham. Mnie nigdy nie znudzi pobyt na scenie.
Pozostałe rozmowy:
Leszek Czerwiński
Anna Gryszkiewicz
- Zgodnie z rodzinną tradycją miałem być oficerem Wojska Polskiego - zdradza. - Byłem do tego przygotowywany, po to trenowałem strzelectwo, biegałem, a regulaminy wojskowe do dziś mam w małym paluszku. Pierwszy raz na język spustowy nacisnąłem w wieku dwóch lat. Moja mama była mistrzynią Polski w strzelectwie sportowym w 1957 r. Zbudowała pierwszą krytą, pełnowymiarową strzelnicę w szkole. Treningi odbywaliśmy na dużej przerwie. Moje życie toczyło się więc zupełnie inaczej, innymi kierunkami.
- Równocześnie udzielałem się w konkursach słowa - kontynuuje Mariusz Michalski. - Kilkakrotnie byłem laureatem szczebla centralnego konkursów poezji, szczególnie polsko-radzieckiej. Bardziej niż poezja interesowała mnie jednak proza. Szedłem w kierunku powieści, chciałem być pisarzem. Miałem też wariant „B”, gdyby mi pisarstwo nie wypaliło - chciałem być leśnikiem. Dlatego też dziś mieszkam na wsi.
Zaszczepiony teatralnym chipem
I tak Mariusz Michalski mógł być dziś żołnierzem, leśnikiem lub pisarzem. Na jego drodze stanęły jednak wybitne postaci polskiej sceny, które…wszczepiły mu chipa teatralnego.
- Mam tę radość, że wybitne osoby, takie jak prof. Gniazdowski, który zakładał teatry oflagowe w okresie II wojny światowej, Zofia Mrozowska, Tadeusz Łomnicki, Ignacy Gogolewski, Wojciech Siemion wszczepiły mi, chłopakowi ze wsi, jakiegoś chipa - mówi Mariusz Michalski. - Zetknięcie się z tymi ludźmi dało takie a nie inne efekty. Teraz, będąc na wsi, brakuje mi tej Melpomeny, a tutaj nie mogę znaleźć spokoju, bo brakuje mi wsi. No i jak tu na wsi pobudować teatr? Jak to pogodzić?
Normalny facet z Kujaw
Mariusz Michalski przekonuje, że jestem normalnym, zwykłym facetem, który jednak ma to szczęście, że może robić to, co kocha.
- Z teatru interesuje mnie tylko dzianie się na scenie - mówi elbląski aktor. - Nienawidzę całej biurokracji, którą teatr jest oblepiony, choć jest ona potrzebna. Nienawidzę też małości ludzkich. Ja jestem te okolice Janka Nowickiego, mam takie same nastawienie do pracy w teatrze i do życia. Zresztą, obaj jesteśmy z Kujaw - dodaje. - Janek jest przewodniczącym gniazdowszczyków, bo jesteśmy uczniami tego samego profesora, jesteśmy w jednym kręgu przyjacielskim. Można powiedzieć, Kujawiaki, ale normalni, szczerzy, otwarci ludzie. Mówi się, że jaki człowiek, takie jest jego aktorstwo. Jak jest człowiek mały, to wielkim aktorem nie będzie.
Aktor jest jak orzeł
Mariusz Michalski mówi o sobie, że jest bardzo szczęśliwym człowiekiem.
- Mam dwie cudowne rzeczy - scenę i moją oazę - mówi. - Czuję się spełniony, zagrałem dużo pięknych ról w różnych świetnych reżyseriach. Począwszy od Jana Świderskiego - „Zemsta”. Pracowałem z całą plejadą znakomitych polskich reżyserów i z tego jestem strasznie dumny. Miałem znakomitych partnerów, osoby, które wierzyły, kształtowały mnie. Mówiono mi, że aktor jest jak orzeł, który gdzieś buja - kontynuuje Mariusz Michalski. - Nie pozwól, by dosięgła cię ziemia, bo jak cię dosięgnie, to będziesz ziemskim aktorem - tak mówili mądrzy ludzie, wielkie autorytety. - Ja staram się jedno i drugie robić uczciwie.
- Elbląską scenę polubiłem, na niej debiutowałem, ale lubię tylko scenę, tylko to, co jest z nią związane - podkreśla. - Lepienie każdej postaci, wgryzanie się w te dechy, to jest coś fenomenalnego. O to jestem w stanie walczyć z całym światem.
Drwal, grzybiarz i hodowca rybek
Aktor musi mieć chwilę wytchnienia. Musi mieć miejsce, w którym odpoczywa, taką oazę z daleka od teatru. Wtedy - jak podkreśla wielu ludzi sceny - „ładuje akumulatorki” i może dawać więcej widzom.
Mariusz Michalski ma takie miejsce, 10 kilometrów od Włocławka.
- Mam swoją oazę, tam nie pozwalam, by coś teatralnego się przeniosło -mówi. - Rąbię drewno, lotuję gołębie z moim przyjacielem Stachem, naprawiam samochód. Tam biegam z psem, zbieram grzyby, sadzę drzewa, pielęgnuję róże oraz ryby w moim oczku wodnym - 8 tys. litrów wody, szogunki japońskie, karasie. Takie jest moje życie - dodaje. - Pewnie, że mogłoby być lepsze, ale nie wiem, czy potrafiłbym być bardziej szczęśliwy?
Szczęściarz
Czy można realizować się aktorsko w teatrze, dziś, kiedy aktorzy pędzą do Warszawy, czekają na swoją szansę zagrania w filmie, serialu czy w reklamie?
- Nigdy nie interesowało mnie robienie kariery - twierdzi Mariusz Michalski. - Karierę robi się w jednym miejscu, tam trzeba pojechać, wynająć mieszkanie i siedzieć. No i co? Pół roku będę tam siedział, a co z moją sceną? Ja bym nie wytrzymał. A co z moją oazą? Nie jestem typem karierowicza - zapewnia - jestem typem szczęściarza.
Ćwierć wieku na scenie
Mariusz Michalski w tym roku będzie obchodzić 25-lecie swojej pracy na scenie. To dużo? Czy czuje się spełniony? A może wypalony?
- Czy ćwierć wieku to dużo? - pyta. - Zrobiłem 95 ról, a czuję się jak na początku drogi zawodowej. W przeciwieństwie do wielu kolegów w moim wieku, nie czuję się wypalony. Mam 49 lat, przede mną najlepsze role. O wielu rzeczach chciałby jeszcze ludziom opowiedzieć i wydaje mi się, że mam coś do opowiedzenia.
Mariusz Michalski chce pracować w zawodzie jak najdłużej. Po to m.in. utrzymuje sprawność fizyczną.
- Aktor musi mieć potężną kondycję fizyczną - mówi. - Stanie na głowie, proszę bardzo, 10 minut spokojnie. Jestem chodziarzem – z Włocławka do siebie na wieś, a to 10 kilometrów, chodzę nawet w nocy. Godziny, miesiące spędzone przy siekierze, też wyrabiają mięśnie.
W Elblągu Mariusz Michalski nie spędza wolnego czasu.
- Jak mam wolne, to jadę do siebie, a jak jestem tu, to pracujemy, więc nie ma na nic innego czasu - mówi. - Ja przyjeżdżam tu się spełniać. Przyznaję, że pracuję dla pieniędzy - jak każdy w innym zawodzie także, ale mam tę przewagę nad światem, że robię to, co kocham. Mnie nigdy nie znudzi pobyt na scenie.
Pozostałe rozmowy:
Leszek Czerwiński
Anna Gryszkiewicz
A