UWAGA!

Jak się nazywasz, Gerardzie? (Gerard Kwiatkowski - zagadki jego pochodzenia i tożsamości, odc..2)

 Elbląg, Gerard Kwiatkowski na szczycie kościoła NMP. Zdjęcie z albumu Niny i Jerzego Wojewskich z początku lat 60 XX w.
Gerard Kwiatkowski na szczycie kościoła NMP. Zdjęcie z albumu Niny i Jerzego Wojewskich z początku lat 60 XX w.

Historia „przeistoczeń tożsamościowych” Gerarda Kwiatkowskiego pokazuje, jak skomplikowane i bolesne mogą być losy jednostki w zderzeniu z różnymi, nierzadko bardzo brutalnymi, siłami społeczno-politycznymi. Życie jego i jego rodziny zostało ukształtowane i doświadczone efektem pogranicza i polskiej mniejszości etnicznej, germanizacją, totalitaryzmem, przymusową zmianą nazwiska, wojną, powojenną weryfikacją narodowościową, kolejną zmianą nazwiska w ramach repolonizacji, dobrowolną emigracją i ponownym przystosowaniem się do bycia Niemcami. Poniższy tekst jest kontynuacją odc. 1. Przedstawione w nim fakty nigdy wcześniej nie były tak kompleksowo prezentowane.

Faulen – Marienburg - Elbing

Wg dokumentów odszukanych przez Karinę Dzieweczyńską, w 1937 r. rodzina Kwiatkowskich porzuciła gospodarkę we wsi Faulen (Ulnowo) i przeniosła się do Marienburga (dzisiejszego Malborka). Gerhard Jürgen miał wówczas niespełna 4 lata. W nowym, oddalonym na północ, miejscu język polski był zapewne w mniejszym użyciu. Rodzina Kwiatkowskich nie mogła się nim już swobodnie posługiwać poza domem. Być może też i w domu – ze względu na rosnącą niechęć do Polski i Polaków - używano „rodzinnego polskiego” szeptem, a może w ogóle zaprzestano nim mówić.

Kolejne przenosiny rodziny Kwiatkowskich, (na podstawie ustaleń Kariny Dzieweczyńskiej) w 1939 r., tym razem do Elbinga (dzisiejszego Elbląga), wiążą się z zatrudnieniem ojca Gerharda Jürgena – Leo Kwiatkowskiego - w Schichau Werke, które potrzebowały wówczas nowych rąk do pracy przy zamówieniach wojennych.

 

Czas wojny

Karina Dzieweczyńska ustaliła, że już w listopadzie 1940 roku rodzina Kwiatkowskich, tak jak i wiele innych rodzin o polskobrzmiących nazwiskach, została objęta administracyjną decyzją władz niemieckich o zmianie nazwiska na niemieckobrzmiące. W ten sposób Kwiatkowscy stali się Blumami. Od tego momentu wszyscy członkowie tej rodziny nazywali się tak wobec państwa niemieckiego – również tego powojennego. Ma to ogromne znaczenie dla zrozumienia dalszych losów tej rodziny.

Niedługo potem ojciec rodziny Leo, już wówczas jako Leo Blum, został powołany do wojska i wysłany na front zachodni. Należy domniemać, że Leo Blum jako pracownik Schichau Werke, to jeden z 545 pracowników tego przedsiębiorstwa wcielonych do Wermachtu i ujętych w odpowiedniej kategorii statystyki zatrudnienia tej firmy z dnia 01.12.1944 r. W czasie działań wojennych na froncie zachodnim dostał się do amerykańskiej niewoli, w której doczekał końca wojny. Po zwolnieniu z niej rozpoczął poszukiwania rodziny.

 

Tymczasem pod koniec stycznia 1945 r. front dotarł do Elbinga. Z objętego walkami miasta ewakuowało się na zachód wielu jego mieszkańców. W nie do końca jasnych okolicznościach znalazła się wśród nich 10-letnia Brigitte Blum – siostra Gerarda. Być może chodziło o uchronienie jej przed gwałtami, jakich dokonywali żołnierze radzieccy, o czym wieści szybko rozchodziły się po Prusach Wschodnich. W mieście została jej matka Margareta Blum z trzema synami. Być może nie mieli jak się stąd wydostać, być może zdobyli tylko jedno miejsce w jakimś transporcie i zdecydowali, że skorzysta z niego Brigitte.

Elbląg został ogromnie zniszczony w efekcie walk ulicznych między broniącymi się Niemcami i nacierającymi Rosjanami. Ci ostatni bardzo brutalnie obeszli się z pozostałą w mieście ludnością niemiecką. Nieco ponad trzy miesiące po zdobyciu miasta i jego ograbieniu przekazali je polskiej administracji.

 

W Polsce Ludowej

Niemieccy mieszkańcy miasta byli stopniowo zmuszani do wyjazdu z Polski. Pozostać mogli tylko ci, którzy mogli się wykazać polskim pochodzeniem i złożyli - przed specjalnie do tego powołaną komisję rządową - przysięgę na wierność państwu polskiemu. Było to stosunkowo nieliczne grono. Na taki krok zdecydowała się też matka Gerharda Jürgena – Margareta. Przypuszczam, że na decyzję tę wpłynęła po części chęć zaczekania w polskim już Elblągu na męża oraz w jakiejś części względy patriotyczne i niechęć do opuszczania rejonu, gdzie żyła cała rodzina Kwiatkowskich/Blumów, którzy najpewniej nie mieli żadnych krewnych na Zachodzie.

W celu uwiarygodnienia swoich polskich korzeni posłużyła się zapewne dokumentami poświadczającymi, że wcześniej ona i jej dzieci nosiły nazwisko Kwiatkowscy, zmienione pod przymusem administracyjnym władz III Rzeszy. Mówiła też po polsku i mogła wykazać, że była wiary katolickiej.

Rodzina Blumów została uznana za autochtonów o polskich korzeniach, zmuszonych przez władze niemieckie do zmiany nazwiska. W tych okolicznościach Blumowie (poza ojcem Leonem i córką Brigittą) przybrali poprzednie nazwisko Kwiatkowscy, otrzymując jednocześnie polskie imiona i polskie dowody tożsamości.

 

W ten sposób 12-letni Gerhard Jürgen Blum stał się Gerardem Jerzym Kwiatkowskim. Rodzina Kwiatkowskich mieszkała wówczas przy ul. Daszyńskiego, musiała się odnaleźć wśród nowych polskich sąsiadów i przezwyciężyć odium ich niechęci do Niemców, za których uchodzili. Musieli też powrócić do nieużywanej od kilku lat i częściowo zapomnianej mowy polskiej.

 

Rozłąka rodziny i jej częściowe scalenie

Kwiatkowscy czekali na powrót ojca z wojny. Tymczasem ich 4-osobowa rodzina musiała z czegoś żyć. Zapewne na początek wysprzedawali to, czego im nie zabrali żołnierze sowieccy oraz polscy osiedleńcy. Matka, jak wiele innych „Niemek”, została skierowana do jakiejś obowiązkowej, niskopłatnej pracy fizycznej przy robotach rozbiórkowych i ziemnych. Zarobki mogły nie wystarczać, aby przeżyć.

Niewykluczone, że to właśnie wtedy narodził się pomysł, by wyglądającemu ponad swój wiek i dobrze zbudowanemu Gerardowi dodać w metryce trzy lata. Dzięki temu już dwa lata po wojnie Gerard miał „według papierów” 17 lat i mógł ubiegać się o legalne, płatne zatrudnienie, łącząc je z nauką w szkole. Nie wiemy, jakich prac imał się w latach 1947-49. Cokolwiek to było, świadczyć może o dojrzałości młodego Gerarda i jego odpowiedzialności za rodzinę, dla utrzymania której, pod nieobecność ojca, wstąpił w jego rolę.

 

W latach 1949-51 Gerard Kwiatkowski pracował w Rejonowym Urzędzie Telekomunikacyjnym w Elblągu, następnie w latach 1951-1953 – w Rejonowej Brygadzie Remontowo-Budowlanej w Lubnowie, a od roku 1953 r. w Zakładach Mechanicznych ZAMECH.

Po kilku latach z Niemiec Zachodnich dotarła do elbląskiej rodziny Kwiatkowskich wiadomość od Leona Bluma, że tam odnalazł córkę Brigittę i tam razem osiedli. W okresie „stalinowskim” wyjazdy z Polski do Niemiec były niemożliwe. Sytuacja uległa zmianie po roku 1956, w klimacie „odwilży popaździernikowej”. Najpewniej dopiero wówczas pozwolono matce Gerarda wyjechać z Polski do męża i córki. Pojechała sama, bo trzej synowie postanowili pozostać w Polsce. W Niemczech Zachodnich przybrała nazwisko Blum, które było jej nazwiskiem w obliczu państwa niemieckiego.

Gerard od czerwca 1954 był już żonaty z Małgorzatą (Margot) Reczkowską i mocno związany z polskim otoczeniem. Młodszy brat Jerzy był zapalonym łyżwiarzem, trenującym w zespole Kazimierza Kalbarczyka. Być może ta namiętność skłoniła go do pozostania w Polsce. Niewiele wiemy o motywach pozostania w Polsce najmłodszego brata Henryka ani też o nim samym.

 

Powojenny Elbląg miał dużo szczęścia

Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że dobrze się stało dla zniszczonego wojną Elbląga, że Gerard podjął decyzję o pozostaniu w nim. W ten sposób nasze miasto zyskało człowieka z „iskrą bożą”, który pozostawił w nim po sobie taki silny i trwały ślad. Myślę też, że bez Gerarda najpewniej nigdy nie powstałaby Galeria EL. Zanim jednak do tego doszło, nie miał łatwego życia, podobnie zresztą jak wszyscy ci, którzy z jakichś względów postanowili wytrwać w swoim mieście. Tym bardziej nasuwa się pytanie jak to się stało, że człowiek w zasadzie bez wykształcenia i statusu społecznego, posługujący się polszczyzną z silnym niemieckim akcentem, bez zaplecza rodzinnego i w obcym kulturowo środowisku, mógł tak na to środowisko wpłynąć. Powojenny Elbląg miał dużo szczęścia, że na blisko 30 lat związał się z nim Gerard Kwiatkowski.

Jego młodsi bracia wyjechali na stałe do Niemiec na przełomie lat 60. i 70. XX w. W 1974 r. Gerard wyjechał do Niemiec Zachodnich i już nie wrócił do Polski. W RFN wszyscy bracia Kwiatkowscy wrócili do nazwiska Blum, które otrzymali od państwa niemieckiego. W ten sposób nasz Gerard Kwiatkowski ponownie został Jürgenem Blum. Szczegóły tej historii pozostawię na inną okazję.

 

Daniel Lewandowski

 

Artykuł ten powstał w dużej mierze w efekcie prowadzonych na przestrzeni lat poszukiwań, rozmów i analizy zbieranych danych i okruchów informacji. W tym miejscu pragnę szczególnie podziękować:

  • Ninie i Jerzemu Wojewskim - za wszystkie szczegóły, jakie przez lata przekazywali mi na temat Gerarda Kwiatkowskiego oraz za wszelkie wysiłki, jakie czynili dla upamiętnienia jego osiągnięć i zasług dla Elbląga. Jak co roku, w urodziny Gerarda, a więc 22 października, Nina i Jerzy kontaktowali się telefonicznie z Margot Blum. Gdyby Gerard żył miałby, dziś skończone 91 lat
  • Karinie Dzieweczyńskiej, z którą – kiedy była kuratorką sztuki w Galerii El - wielokrotnie rozmawiałem na poruszane w tym artykule tematy i która podzieliła się wówczas ze mną wieloma cennymi odkryciami
  • Kazimierzowi Knuthowi, który - jako sąsiad rodziny Kwiatkowskich w latach 1945-51 - przekazał mi bardzo ważne informacje na jej temat

Wszystkich zainteresowanych powojenną historią Elbląga zachęcam do współpracy i kontaktu pod adresem daniel.lewandowski1967@gmail.com

 

Przygotowując ten materiał korzystałem z następujących publikacji:

Poniżej załączam linki do moich wcześniejszych publikacji, które łączą się i zazębiają tematycznie z niniejszym opracowaniem:


Najnowsze artykuły w dziale Dawno temu

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Bardzo intersujaca historia. Myślę, że niewielu ja znało. Czy wszyscy bohaterowie tej opowieści wyjechali ostatecznie z Polski?
  • Serki rodzin z okolic Sztumu i Susza przeszły podobne, jeśli nie identyczne losy
  • Pokręcona historia
  • Ja słyszałem o innych przyczynach pozostania Gerarda w Elblągu ale jeszcze nie nadszedł czas aby o tym mowic
  • Podobno w zagonionej Księdze Pokładowej Galerii EL, którą prowadził Gerard Kwiatkowski było jeszcze więcej ciekawych historii. Albo zaginęła w sposób naturalny, albo ktoś jej pomógł, by pewne rzeczy utajnić.
  • Do wyjaśnienia jest jeszcze historia tryptyku z Tenkiten. Może autor się z nią zmierzy?
  • na tej tablicy jest podobizna kwiatkowskiego, co to za artysci pracuja skoro on nie jest nawet podobny do siebie, mamy 21 wiek technologie a tu sie tworzy kamien na zasadzie pana wiesia z blok ekipy, fuszerka
  • Fajny artykuł Panie Danielu
  • Tak, bardzo udany artykuł, dużo pracy i ciekawe jej efekty! Teraz inni będą się do niego, a przez to - do Autora - odnosić.
  • Na zdjęciu wygląda prawie jak David Lynch.
  • "Do wyjaśnienia jest jeszcze historia tryptyku z Tenkiten"... - Wystarczy zwiedzić Zamek w Malborku z tamtejszym zamkowym przewodnikiem. I przy tryptyku (popr. Tenkitten) - wszystko będzie jasne.
  • Historia w istocie typowa - to są tysiące życiorysów Ślązaków a z woojewództw północnych: Kaszubów, Warmiaków, Mazurów Powiślaków. O życiu decydowały kilometry (jeśli chodzi o obszar) lub miesiące (metryka). Urodziłęś się 6 miesięcy szybciej niż sąsiad i już masz w życiorysie HJ i udział w Volksturmie. Kwiatkowsi -Blum miał to szczęście że metrykalnie nie uwikłąno go w nazizm. Ale mił pecha urodzić się za Odrą, co spowodowało że nie wywinoł się czysty z objęć komunizmu. Orzechy za dolary, że teczka w IPN (o ile jest i jest dostąpna) to nie będą pachnące kwiatki - ale nawet jeśli to trzeba pamiętać Gerard i tysiące mu podobnych nie mieli w zasadzie wyboru.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    Ketman(2024-11-03)
Reklama