
Jest największy na całych Żuławach, ma ponad 250 lat i jest zabytkiem. Od lat 50. pozostaje w rękach jednej rodziny, która chciałaby, żeby ktoś się nim dobrze zajął. Dom w podelbląskim Stalewie oglądało już wielu, ale nikt nie zdecydował się go kupić. Powód? Bardzo duże koszty remontu. Zobacz więcej zdjęć.
Stalewo to wieś, która leży na samym skraju województwa warmińsko- mazurskiego. Na końcu wsi widać rozwidlenie, około 200 metrów dalej zaczyna się już pomorskie. Przy rozwidleniu stoi dom, który wybudowano w połowie XVIII wieku, dokładnie w 1752 r. Według tabliczki jego pierwszym właścicielem był Michał Gehrt. Dom jest bardzo duży i ma 13 pomieszczeń. Podcień wsparty jest na ośmiu słupach, w części szczytowej ma ozdobny i bogaty układ drewnianych rygli wypełnionych cegłą. W latach 50. dom przeszedł gruntowną renowację.
Przed wojną mieszkało tam kilka rodzin, później dom został zrabowany ze wszystkich cennych rzeczy. Dokładnie w 1958 r. do domu wprowadził się pradziadek obecnego właściciela, który na Żuławy przeprowadził się ze wschodu. Poźniej współwłaścicielem był jego syn, a na końcu wnuk, który do teraz ma ten dom. Teraz chciałby go oddać w dobre ręce.
- To jest zabytek i żeby przeprowadzić jakikolwiek remont trzeba mieć zgodę konserwatora – opowiada Justyna Król, córka właściciela. - Najbardziej chcielibyśmy, żeby dom trafił pod opiekę jakiejś instytucji, niektóre były już tym tematem zainteresowane, ale największy problem to finanse. Zgłaszają się też prywatni inwestorzy, ale wielu odstraszają koszty remontu.
A te nie są małe, bo jak mówi Justyna Król, mogą sięgać nawet i miliona złotych.
Na razie dom został włączony do projektu "S.O.S. dla żuławskich domów podcieniowych", który w pewien sposób chce zachować to, co z domów zostało.
- Stworzymy pełną filmową dokumentację wybranych domów podcieniowych, powstanie cykl filmów dokumentalnych, wydawnictwo i scenariusze lekcji dla szkół - mówiła miesiąc temu Agnieszka Jarzębska, koordynatorka projektu, podczas konferencji dotyczącej projektu. - Mieszkańcy zabytków, samorządowcy, pracownicy sektorów: kultury, pozarządowego oraz nauczyciele wezmą udział w spotkaniach i dyskusjach o ochronie i konserwacji architektury regionalnej, a także promocji i edukacji w tej dziedzinie. W czasie spotkań ze specjalistami dzieci i młodzież poznają domy podcieniowe, architekturę żuławską i jej kontekst kulturowy.
Przed wojną mieszkało tam kilka rodzin, później dom został zrabowany ze wszystkich cennych rzeczy. Dokładnie w 1958 r. do domu wprowadził się pradziadek obecnego właściciela, który na Żuławy przeprowadził się ze wschodu. Poźniej współwłaścicielem był jego syn, a na końcu wnuk, który do teraz ma ten dom. Teraz chciałby go oddać w dobre ręce.
- To jest zabytek i żeby przeprowadzić jakikolwiek remont trzeba mieć zgodę konserwatora – opowiada Justyna Król, córka właściciela. - Najbardziej chcielibyśmy, żeby dom trafił pod opiekę jakiejś instytucji, niektóre były już tym tematem zainteresowane, ale największy problem to finanse. Zgłaszają się też prywatni inwestorzy, ale wielu odstraszają koszty remontu.
A te nie są małe, bo jak mówi Justyna Król, mogą sięgać nawet i miliona złotych.
Na razie dom został włączony do projektu "S.O.S. dla żuławskich domów podcieniowych", który w pewien sposób chce zachować to, co z domów zostało.
- Stworzymy pełną filmową dokumentację wybranych domów podcieniowych, powstanie cykl filmów dokumentalnych, wydawnictwo i scenariusze lekcji dla szkół - mówiła miesiąc temu Agnieszka Jarzębska, koordynatorka projektu, podczas konferencji dotyczącej projektu. - Mieszkańcy zabytków, samorządowcy, pracownicy sektorów: kultury, pozarządowego oraz nauczyciele wezmą udział w spotkaniach i dyskusjach o ochronie i konserwacji architektury regionalnej, a także promocji i edukacji w tej dziedzinie. W czasie spotkań ze specjalistami dzieci i młodzież poznają domy podcieniowe, architekturę żuławską i jej kontekst kulturowy.
mw