- Przeżyłam koszmar – opowiada nasza Czytelniczka, której kilka tygodni temu zmarła 84-letnia mama. W jednym z elbląskich zakładów pogrzebowych pracownicy pomylili ciała. Pomyłka wyszła na jaw w kaplicy, gdy otwarto trumnę.
- Nikomu nie życzę tego, co ja i moja rodzina przeżyliśmy. Przez tydzień dochodziłam do siebie, w końcu postanowiłam do Was zadzwonić, by o wszystkim opowiedzieć, by do takich sytuacji już nigdy nie doszło. By ludzie sprawdzali dokładnie, co dzieje się z ich bliskimi po śmierci – opowiada pani Beata, która zadzwoniła do naszej redakcji.
„To nie moja mama”!
W czwartek, 18 listopada, zmarła mama pani Beaty - Zofia Kazimierczyk. Od dwóch lat przebywała w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym w Szpitalu Miejskim.
- Wieczorem dostałam telefon, że mama nie żyje. Rano przyjechałam po akt zgonu, bo chciałam jak najszybciej załatwić formalności. Chciałam, by pogrzeb był w sobotę na cmentarzu w Pomorskiej Wsi, gdzie mama mieszkała. Ksiądz się zgodził na ten termin, problemem było załatwienie zakładu pogrzebowego. W Elblągu nikt nie miał wolnego terminu na sobotę, więc wybraliśmy zakład pogrzebowy w Pasłęku – opowiada pani Beata. - Okazało się, że pacjenci ZOL w Szpitalu Miejskim po śmierci są zabierani przez firmę Syriusz, która ma podpisaną umowę w tej sprawie. Ustaliłam więc z zakładem w Pasłęku, że przywiozę im wszystkie rzeczy do ubrania mamy, a oni odbiorą ją z Syriusza i przygotują do pogrzebu. W związku z tym, że msza miała być w sobotę o 9.30 w kościele w Pasłęku, zaproponowano mi, żeby mamę odebrać z Elbląga już w piątek, bo inaczej nie zdążą na czas wszystkiego przygotować. W piątek ciało miało być wystawione w trumnie w kaplicy i zostać tam do soboty do pogrzebu. Mieliśmy w ten sposób więcej czasu na pożegnanie się z mamą, z którą od miesięcy przez pandemię koronawirusa nie mogliśmy się spotykać, bo ZOL dla odwiedzających był niedostępny.
W piątek zakład pogrzebowy z Pasłęka odebrał ciało z Elbląga i wystawił trumnę w kaplicy w Pasłęku. - Pojechałam tam w piątek, by zobaczyć mamę. I przeżyłam szok. To nie była moja mama! Ubrania były te, które kupiłam, ale w trumnie leżała inna kobieta! Pani z zakładu w Pasłęku też omal nie dostała zawału - opowiada Czytelniczka. - Nie pamiętam, jak dojechałam do Elbląga. Zdążyłam zadzwonić do Syriusza i wykrzyczeć „Szukajcie mojej mamy!”. Gdy przyjechałam do zakładu, ciało mamy leżało w worku, z otwartą buzią, skręcone, na jakiejś palecie. Zero poszanowania dla zmarłego! - mówi oburzona pani Beata. - Szefostwo zakładu zaczęło się tłumaczyć, że doszło do pomyłki, bo obie kobiety miały podobne nazwiska i pracownik się pomylił... Potem mówili, że ta druga kobieta miała takie samo nazwisko rodowe... Przecież imiona były inne! Nikt tego nie sprawdza?
Zakład pogrzebowy: To błąd pracownika
Właścicielka firmy Syriusz nie znalazła czasu na rozmowę z naszą redakcją, tłumacząc się wieloma obowiązkami. Poprosiła o pytania mailem, po dwóch dniach otrzymaliśmy odpowiedzi. Jak doszło do tak koszmarnej pomyłki?
- Nie zaprzeczam, że doszło do pomyłkowego wydania zwłok innej osoby niż zm. Zofia Kazimierczyk . Powodem tej pomyłki był fakt, że w naszej chłodni w tym czasie były przechowywane m.in. dwa ciała zmarłych kobiet, które miały tak samo na nazwisko. Od miesiąca notujemy ponaddwukrotnie zwiększoną ilość zarówno pogrzebów jak i odbioru i przechowywania ciał osób zmarłych, które są chowane przez inne firmy pogrzebowe (w tym przypadku firmę z Pasłęka) . Np. procedury odbioru i przechowywania ciał osób zmarłych na COVID jest bardzo rygorystyczna i wymaga od ludzi bardzo dużego wysiłku (m.in. praca w kombinezonach , maskach i w stresie). Zwiększona ponaddwukrotnie praca (realizowana tą samą ilością ludzi) powoduje Ich zmęczenie. Najprawdopodobniej to przemęczenie pracownika było powodem pomyłki, która zaistniała. Pracownik nie wiedząc, że w tym samym czasie w chłodni są przechowywane zwłoki dwóch osób o tym samym nazwisku, nie dokonał całościowej weryfikacji danych osoby i wydał zwłoki nie tej zm. Kazimierczyk co powinien – tłumaczy Marta Jabłoniec, właściciel Zakładu Pogrzebowego „Syriusz”. - Był to pierwszy taki przypadek w historii naszego zakładu pogrzebowego.
Właścicielka Syriusza odniosła się też do zarzutów Czytelniczki, dotyczących przechowywania zwłok (pisownia oryginalna). - Ciała osób zmarłych są przetrzymywane w warunkach spełniających że rodziny widząc zwłoki swoich zmarłych mogą mieć dyskomfort i żadne warunki nie są w stanie pomniejszyć bólu tych rodzin i ich odczuć . Celem poprawy jakości oferowanych usług planujemy stworzyć nowe miejsce do przechowywania zwłok. Być może całkiem nowe pomieszczenia w jakimś choć małym stopniu złagodzi ból rodziny po stracie bliskich – odpisała nam właścicielka zakładu. - Po tym incydencie zwiększony został nadzór na chłodnią . Wprowadzono m.in. podwójną weryfikację przez dwie osoby. Zwrócono także uwagę na zapisy i weryfikację nie tylko nazwiska ale też imienia zmarłych. Osoba , która nie dość starannie wykonała swoje obowiązki została upomniana i przeszła powtórne szkolenie z procedur. Chciałabym jednocześnie zaznaczyć, że po zaistnieniu tej sytuacji Rodzina zmarłej Zofii została przez nas bardzo mocno przeproszona (teraz możemy to jeszcze raz wymownie dokonać). Jest nam niezmiernie przykro, że doszło do tej sytuacji i jesteśmy dalej otwarci na rozmowę z rodziną o tej sytuacji - napisała do nas Marta Jabłoniec.