
W ostatnich tygodniach w polskiej debacie politycznej można zaobserwować zjawisko narastającego odwracania lub galopującej inflacji znaczenia niektórych pojęć. Niestety i Elbląg nie jest od tego wolny.
Ostatnio czerwone światełko zapaliło mi się, gdy na redakcyjny adres przyszło zaproszenie na manifestację „w obronie wolności i suwerenności Polski”. Na X (d. Twitterze) można co prawda bez trudu znaleźć tysiące wpisów mówiących o rychłej niemieckiej okupacji, ale nie sądziłem, że ktoś to weźmie na poważnie. Zastanawiam się, jakich słów użyją autorzy tego zaproszenia, w sytuacji, gdy w naszej bardzo niespokojnej części Europy nie daj Boże pojawi się realne zagrożenie naszej wolności i suwerenności. I nie będzie to raczej atak zza Odry. Czego będą wtedy bronić?! Też wolności i suwerenności? Czy trzeba będzie wprowadzić wtedy pojęcie superwolności i hipersuwerenności, żeby oddać istotę rzeczy?
Na tej manifestacji nie zabrakło zapewne słów protestu przeciwko brutalnemu reżimowi Tuska, wtrącającemu do mrocznych kazamatów niewinnych więźniów politycznych. Pomyślałem sobie o naszym wielkim Marszałku, który wczoraj z oddali z politowaniem patrzył swoim spiżowym wzrokiem na te występy. Za jego czasów paru oficerów, to tym „więźniom politycznym” najpierw spuściłoby solidny łomot, a potem odstawiło ciupasem do Berezy, z której na pewno nie wyszliby po dwóch tygodniach. Broń Boże nie nawołuję do powrotu takich praktyk, chociaż Marszałek pewnie nie oszczędziłby sobie uwagi w stylu „tobie Tusku kury szczać prowadzać, a nie dyktaturę robić”. Bo to raczej taka dyktatura z kartonu.
Nadużywanie takich słów prowadzi do tego, że możemy zupełnie inaczej odbierać prawdziwych dyktatorów. Trudno się dziwić innemu marszałkowi – Karczewskiemu, że postrzegał Łukaszenkę jako ciepłego człowieka. No bo skoro bat'ka dyktator i rudy dyktator, to dlaczego nie. Całe szczęście, że poseł Suski zapomniał podrzucić telewizor więzionemu przez Łukaszenkę polskiemu dziennikarzowi Andrzejowi Poczobutowi. Ten zupełnie niewinny człowiek, skazany w sfingowanym procesie i dręczony w nieludzki sposób przez białoruski reżim, mógłby doznać szoku, gdyby dowiedział się, że postawiono go w jednym szeregu z panami K. i W.
Warto przypominać, że ci panowie zostali skazani przez niezawisłe sądy nie za swoją działalność polityczną, nie za okrzyki typu „ruda wrona itd.”, nie za pokazywanie tzw. wała, tylko za nadużycie władzy zmierzające do wsadzenia do więzienia i wyeliminowania z życia politycznego wicepremiera polskiego rządu.
Szczytem wszystkiego podczas wczorajszej manifestacji były żałosne i haniebne próby szukania odniesień naszej obecnej sytuacji politycznej do Grudnia 70. Takie porównania do czasów, gdy ulice polskich miast spływały krwią robotników walczących o swoje prawa do godnego życia w wolnej i demokratycznej Polsce godzą w pamięć ofiar tamtych wydarzeń. Wstyd panowie Pruszak, Piekarczyk, Śliwka, że używacie świętych dla wszystkich Polaków symboli dla osiągnięcia swoich politycznych celów. Jeśli mogę coś poradzić, to nie idźcie tą drogą. Utwardzanie własnego (mniejszościowego zresztą) elektoratu to nie jest dobra droga do odzyskania władzy w demokratycznych wyborach. Bo nie myślicie chyba o rozwiązaniu Sejmu i wprowadzeniu prawdziwej dyktatury Naczelnika z Żoliborza?
A naszych Czytelników pragnę uspokoić – Polska jest i będzie wolna i suwerenna.