
Na kurs chodzili, ale nie ma na to dowodu. Referat Obsługi Kierowców Urzędu Miejskiego nie otrzymał bowiem zgłoszenia o prowadzonym szkoleniu, zaś sami kursanci nie otrzymali kwitu potwierdzającego uiszczenie opłaty. Nie ma więc podstaw, by dopuścić ich do egzaminu na prawo jazdy. Kursanci zostali wiec "na lodzie" i bez pieniędzy, których zwrotu mogą domagać się jedynie na drodze sądowej.
Sprawa dotyczy OSK Andrzej Kujawa. Ośrodka, który od wielu lat działał na elbląskim rynku szkoląc kolejne pokolenia kierowców. Po śmierci właściciela (w lutym br.), kursanci zaczęli niepokoić się o to, czy zostaną dopuszczeni do egzaminu na prawo jazdy. Niestety, jak się okazało, ich obawy były słuszne.
- Mimo odbytego prawie całego szkolenia w OSK Pana Kujawy i zapłaceniu całej kwoty za to szkolenie Urząd Miasta odmawia mi jego zaakceptowania tłumacząc się tym, że nie wiedział o prowadzonym kusie (szkolenie zacząłem we wrześniu zeszłego roku). Prawdopodobnie będę musiał całe szkolenie ukończyć na nowo. Pytam się, gdzie były osoby odpowiedzialne za prowadzenie nadzoru nad ośrodkami szkolenia kierowców?
- Każda szkoła nauki jazdy musi zgłaszać każdy kurs oraz liczbę jego uczestników do Referatu Obsługi Kierowców UM – informuje Monika Borzdyńska, rzecznik prasowy prezydenta Elbląga. - W tym przypadku nie ma śladu po zgłoszeniu. Dochodziły do nas sygnały o możliwych nieprawidłowościach w OSK Andrzej Kujawa i dlatego w ubiegłym roku zostały w tym Ośrodku przeprowadzone dwie kontrole - kontynuuje Monika Borzdyńska. - Nie wykazały jednak nieprawidłowości. Ale skoro nie było kart ewidencji, dowodów wpłaty to nic dziwnego.
- Byli kursanci tego Ośrodka przychodzą do Referatu i mają pretensje, że nie mogą zostać dopuszczeni do egzaminu, ale trzeba zrozumieć, że nie ma do tego podstaw – zauważa rzeczniczka prezydenta miasta. - Nie podejrzewamy ich o złą wolę, ale nie ma dowodu, że szkolenie odbyli. W tej chwili sprawa dotyczy 15 osób, ale może być ich więcej.
- Poszkodowanych osób może być około 50 osób, które zapłaciły średnio tysiąc złotych za kurs, co w sumie daje straty rzędu 50 tys. zł – zapewnia oburzony Czytelnik. - Do zakończenia mojego szkolenia została tylko jedna godzina. I co ja mam teraz zrobić – pyta. - Zacząć nowy kurs? A kto mi odda pieniądze za poprzedni?
- Pozostaje tylko dochodzenie swoich roszczeń na drodze sądowej, z powództwa cywilnego, ale tam – z tego co nam wiadomo – nie ma spadkobierców – twierdzi Monika Borzdyńska.
- Mimo odbytego prawie całego szkolenia w OSK Pana Kujawy i zapłaceniu całej kwoty za to szkolenie Urząd Miasta odmawia mi jego zaakceptowania tłumacząc się tym, że nie wiedział o prowadzonym kusie (szkolenie zacząłem we wrześniu zeszłego roku). Prawdopodobnie będę musiał całe szkolenie ukończyć na nowo. Pytam się, gdzie były osoby odpowiedzialne za prowadzenie nadzoru nad ośrodkami szkolenia kierowców?
- Każda szkoła nauki jazdy musi zgłaszać każdy kurs oraz liczbę jego uczestników do Referatu Obsługi Kierowców UM – informuje Monika Borzdyńska, rzecznik prasowy prezydenta Elbląga. - W tym przypadku nie ma śladu po zgłoszeniu. Dochodziły do nas sygnały o możliwych nieprawidłowościach w OSK Andrzej Kujawa i dlatego w ubiegłym roku zostały w tym Ośrodku przeprowadzone dwie kontrole - kontynuuje Monika Borzdyńska. - Nie wykazały jednak nieprawidłowości. Ale skoro nie było kart ewidencji, dowodów wpłaty to nic dziwnego.
- Byli kursanci tego Ośrodka przychodzą do Referatu i mają pretensje, że nie mogą zostać dopuszczeni do egzaminu, ale trzeba zrozumieć, że nie ma do tego podstaw – zauważa rzeczniczka prezydenta miasta. - Nie podejrzewamy ich o złą wolę, ale nie ma dowodu, że szkolenie odbyli. W tej chwili sprawa dotyczy 15 osób, ale może być ich więcej.
- Poszkodowanych osób może być około 50 osób, które zapłaciły średnio tysiąc złotych za kurs, co w sumie daje straty rzędu 50 tys. zł – zapewnia oburzony Czytelnik. - Do zakończenia mojego szkolenia została tylko jedna godzina. I co ja mam teraz zrobić – pyta. - Zacząć nowy kurs? A kto mi odda pieniądze za poprzedni?
- Pozostaje tylko dochodzenie swoich roszczeń na drodze sądowej, z powództwa cywilnego, ale tam – z tego co nam wiadomo – nie ma spadkobierców – twierdzi Monika Borzdyńska.
A