Czy w Elblągu może być ukryta Bursztynowa Komnata? A może dawni mieszkańcy zakopali gdzieś czołg? O tym, czy w naszym mieście można znaleźć skarb na miarę "złotego pociągu" rozmawialiśmy z Grzegorzem Nowaczykiem, prezesem i założycielem elbląskiego Stowarzyszenia Historyczno-Poszukiwawczego Denar. Zobacz zdjęcia.
Grzegorz Nowaczyk: - W Wałbrzychu wszyscy kopią, a u nas na razie jest spokojnie. Może niedługo my będziemy mieli swoje 5 minut (śmiech). Znalezienie naprawdę cennego skarbu porównałbym do trafienia szóstki w totolotka. To wcale nie jest takie proste, jak się wszystkim wydaje. Dopiero po znalezieniu skarbu zaczynają się schody. Przykład tego mamy w Wałbrzychu. Polskie prawo jest bardzo nieprecyzyjne jeżeli chodzi o eksplorację. Do końca nie wiadomo, do kogo powinien należeć znaleziony przedmiot lub kto ma wypłacić odkrywcy znaleźne. Jeśli chodzi o Wałbrzych, to czas pokaże, czy faktycznie jest to "złoty pociąg", czy jest to po prostu tak zwana kaczka dziennikarska. Śląsk ma teraz swoje pięć minut, na którym korzysta przede wszystkim przemysł turystyczny. Jeśli okaże się, że faktycznie znajduje się tam to, o czym wszyscy marzą, to niewątpliwie będzie to dla nas, Polaków, trafienie stulecia.
- Jakich technik używacie w poszukiwaniach?
- Pracujemy z różnymi technologiami. Najbardziej specjalistyczną aparaturą, jakiej zdarza się nam używać, jest georadar. Wypożyczamy go od znajomego, ponieważ do obsługi tego urządzenia potrzebna jest osoba, która się na tym zna i umie odczytywać informację z komputera. Najbardziej popularnym sprzętem jest zwykły wykrywacz metalu. Jednak i do tej techniki potrzebne jest doświadczenie. Żeby dobrze nauczyć się posługiwać wykrywaczem, trzeba trochę godzin spędzić w terenie. Zdarza się nam również używać magnesów neodymowych do poszukiwań w wodzie. W przypadku terenów bagnistych czekamy na względną suszę, wówczas możemy pójść na bagna.
- W jakich miejscach szukacie najczęściej?
- Zabawa w chodzenie z wykrywaczem jest popularna już od kilku lat. Coraz więcej modeli wykrywaczy pojawia się na rynku, a po ostatnich pogłoskach ze Śląska, znacznie wzrosła sprzedaż tego typu sprzętu. Na polach, na których nigdy nikogo nie było, teraz coraz częściej zauważam ludzi, którzy chodzą z wykrywaczem. Ta koniunktura w ostatnim czasie znacznie się nakręciła. Obecnie każdy chce zostać odkrywcą wielkiego skarbu. Nie jest to jednak takie proste. Żeby cokolwiek znaleźć, trzeba chodzić, chodzić i jeszcze raz chodzić. My zanim pójdziemy w teren, musimy jeszcze posiedzieć trochę w dokumentach. W źródłach historycznych poszukujemy głównie miejsc bitew, potyczek, obozowisk, w których stacjonowały wojska oraz obozy jenieckie. W takich okolicach wychodzą z ziemi przede wszystkim rzeczy osobiste żołnierzy, którzy zgubili je lub celowo zakopali w danym miejscu. Chodzenie bez celu, na zasadzie, zobaczyłem las to wchodzę do niego z wykrywaczem, porównałbym do łowienia ryb w kałuży, z nadzieją, że może coś weźmie (śmiech).
Jeśli jedziemy gdzieś w teren, to zawsze robimy wywiad środowiskowy wśród miejscowych. Zazwyczaj naszą bazą wiedzy staje się ławeczka pod sklepem. Wtedy zaczynamy rozmowy z częstymi bywalcami tego miejsca, którzy następnie kierują nas do ciekawych ludzi i w atrakcyjnych okolic. Każda wioska ma swoją legendę. W każdej wiosce, do której zajeżdżamy, w stawie jest utopiony czołg i każdy chwali się, że w dzieciństwie skakał z lufy tego czołgu do wody. Ta sama historia powtarza się w całej Polsce. Najbardziej lubimy rozmawiać z osobami starszymi, którym historia II wojny światowej jest bliska.
- Czy wiadomo Wam o miejscach w okolicy Elbląga, w których na pewno znajdują się jakieś cenne zabytki?
- „Na pewno” jest złym określeniem dla poszukiwaczy. Jeżeli byłoby wiadomo, że coś jest w danym miejscu ukryte, to człowiek już próbowałby to odnaleźć. Nie mamy pewnych miejsc, chodzimy według różnych poszlak i prowadzimy badania. Niestety, nie możemy jeszcze ogłosić wszystkim elbląskim mediom, że znaleźliśmy czołg, tym bardziej złoty (śmiech).
- Jak uzyskać pozwolenia, aby zabawa z wykrywaczem była w pełni legalna?
- Pozwolenia na prowadzenie prac poszukiwawczych ukrytych lub porzuconych zabytków ruchomych wydaje wojewódzki konserwator zabytków. Wcześniej jednak musimy uzyskać pozwolenie właściciela terenu, na który chcemy wejść. Następnie składamy całą dokumentację zgodną z dziennikiem ustaw i czekamy na decyzję konserwatora.
- Co dzieje się z przedmiotami, które odnajdziecie?
- Większość rzeczy, jakie odnajdziemy, trafia do naszej salki muzealnej w Klubie 16 PDZ. Wcześniej przedmiot ten przechodzi przez ręce konserwatora i archeologa z elbląskiego Muzeum Archeologiczno-Historycznego, z którym mamy podpisaną umowę. Najbardziej wartościowe przedmioty trafiają do elbląskiego muzeum, natomiast rzeczy z okresu wojen światowych trafiają do nas, ponieważ XX wiek jest naszą działką.
Czasami niektóre z naszych eksponatów wypożyczamy do rekonstrukcji. Ostatnio elblążanie mieli okazję zobaczyć nasz sprzęt w akcji, podczas inscenizacji pt. „Barykada 44”, którą młodzi rekonstruktorzy zorganizowali z okazji rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego.
- Co do tej pory było najcenniejszym znaleziskiem stowarzyszenia Denar?
- Ciężko jest mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ nikt niczego tutaj nie wyceniał. Jednym z ciekawszych eksponatów, jaki ostatnio pozyskaliśmy, jest łuska pochodząca z baterii nabrzeżnej na Helu. Były to cztery działa Boforsa wz.35 kalibru 152mm. Łuska jest pozostałością Kampanii Wrześniowej, a co ciekawe, w naszym kraju obecnie jest tylko 12 takich łusek. Cieszy nas ogromnie, że jest to polski przedmiot, ponieważ na naszych terenach znajdujemy przeważnie niemieckie oraz radzieckie militaria.
Rok temu we miejscowości Gietrzwałd skończyliśmy wydobywać pozostałości niemieckiego bombowca Heinkel He 111. Obecnie silniki stoją wstępnie zakonserwowane w naszych garażach, lecz chcielibyśmy, aby w przyszłości trafiły one do naszego muzeum.
- Ile czasu zajmuje renowacja przedmiotów wyciągniętych z ziemi?
- Wszystko zależy od tego, w jakim stanie odnajdziemy dany przedmiot. Dodatkowo dochodzi sprawa funduszy, jakie posiadamy na renowację. Jeżeli zdarzy się rzadki egzemplarz, czas renowacji znacznie się wydłuża. Do rzadkich przedmiotów ciężko jest dokupić niezbędne elementy typu drzewce. Trzeba wszystko robić na zamówienie, co wiąże się z większymi kosztami oraz wydłużonym czasem. Przeciętnie cały proces renowacji należy liczyć w miesiącach. Niektóre przedmioty, niestety, są już na tyle „ugryzione zębem czasu”, że żadna renowacja im nie pomoże i musimy sobie odpuścić.
- Czy stowarzyszenie Denar zajmuje się tylko poszukiwaniem oraz odnawianiem odnalezionych zabytków?
- Prowadzimy również tzw. żywe lekcje historii. Przychodzą do nas dzieciaki z elbląskich szkół w ramach lekcji. Najbardziej dziwią się, jak z zardzewiałego kawałka metalu można zrobić eksponat, który wygląda jak z fabryki. Właśnie po to organizujemy te warsztaty, żeby przybliżyć im kawałek historii i dać ten kawałek do potrzymania w ręku.
- Co jest najczęstszym znaleziskiem w okolicach Elbląga?
- Najczęściej z ziemi wychodzą kapsle, które dają bardzo piękne sygnały i zachęcają do kopania (śmiech). Oprócz tego często znajdujemy również puszki po piwie i sporo łusek. Na to nie ma reguły, po prostu trzeba szukać, bo ziemia cały czas oddaje nam swoje skarby.
- Co jest Pana największym marzeniem, jeśli chodzi o znaleziska?
- Nie mam takich marzeń. Moim największym marzeniem jest stworzenie w Elblągu „denarowskiego” muzeum z prawdziwego zdarzenia. Chcielibyśmy mieć miejsce, w którym będziemy mogli eksponować wszystko to, co już mamy i co zamierzamy jeszcze pozyskać. Nie chcemy być oczywiście konkurencją dla istniejącego już w Elblągu muzeum. Pracują tam prawdziwi fachowcy, z ogromną wiedzą, ale zajmują się oni zupełnie odmiennym okresem historii niż my. Chcielibyśmy przybliżyć mieszkańcom historię najnowszą, historię XX wieku. Wiemy, że jest na to popyt, ponieważ coraz chętniej przychodzą do nas młodzi ludzie, którzy interesują się losami II wojny światowej. Dodatkowo takie muzeum byłoby kolejną atrakcją turystyczną w naszym mieście. Przełom XIX i XX wieku to okres największego rozkwitu gospodarczego Elbląga, więc uważam, że warto to pokazać. Otwarcie muzeum jest moim celem, do którego cały czas dążę małymi kroczkami.
Ponadto jesteśmy otwarci na ludzi. W okresie szkolnym nasza salka muzealna w klubie przy ul. Mierosławskiego jest dostępna dla zwiedzających we wtorki, środy, czwartki od godziny 9 nawet do 20.