
Maja Lidzińska pochodzi z Elbląga i w listopadzie ukończy 32 lata. Porzuciła dobrze płatny zawód, by zostać... tatuażystką. O tym jak wygląda jej praca i jakie wiąże z nią plany opowiada w rozmowie z nami.
- Julia Nasarzewska: Od jak dawna robisz tatuaże, wykonujesz to zawodowo, czy jest to praca dorywcza?
- Maja Lidzińska: Zaczęłam tatuować dorywczo, jako praktykantka, w październiku 2017 roku. Od trzech lat jest to już mój zawód. Do pierwszych prób w tym biznesie pchnęły mnie słowa koleżanki: Maja ty od zawsze tak ładnie rysujesz, ty weź zacznij tatuować. Postawiłam wszystko na jedną kartę, odeszłam z dobrze płatnej, ale psychicznie męczącej pracy i oddałam się nauce tatuażu.
- Jakie były początki Twojej pracy? Może masz jakąś radę dla początkujących artystów?
- Początki mojej pracy były obserwacją innych tatuatorów, czytanie forów i oglądanie różnych filmików na YouTube. Ciągłe rysowanie. Na papierze, na tablecie. Praktycznie codziennie. Pomogło z pewnością to, że rysowałam od dziecka, więc miałam jako takie pojęcie waloru czy estetyki, ale w tym zawodzie to jest podstawa, by ciągle trenować. Oczywiście mus wspomnieć, że praktyka w studio tatuażu na początku, to zazwyczaj ogarnianie tematów studia (sprzątanie, zakupy, kontakt z klientem) dopiero z czasem trzymanie maszynki w ręku. Jak większość dziaraczy pierwszy tatuaż wykonałam na sobie, beznadziejną chińską cewką i wygląda on jak totalny burak do dziś - także nie polecam :).
- Jakie są plusy i minusy tej pracy? Czy odmówiłaś kiedyś wykonania jakiegoś tatuażu?
- Jak w każdej pracy, gdzie mamy do czynienia z innym człowiekiem, są trudne momenty i tego nie da się uniknąć. Do tego należy dołożyć dużą odpowiedzialność i raczej niestabilne zarobki, przynajmniej w pierwszych latach. Jednak nie zamieniłabym tej pracy na żadną inną. Odmawiam tatuaży rasistowskich, homofobicznych etc. No i kopiowania prac innych. Bywa, że klient jest tak zajarany konkretnym wzorem, że nie chce zaakceptować niczego innego. Takich klientów odsyłam, bo nie mam zamiaru kraść czyjejś własności intelektualnej.
- Często spotykasz się z niezrozumieniem, czy krytyką ze strony innych?
- Każdy, kto coś tworzy spotyka się z krytyką. Nie ma jeszcze takiego, który by każdemu dogodził. Trzeba być na to gotowym, ale i nie dać się temu zatrzymać. Czy często mi się to przydarza? Raczej nie. Mam na tyle szczęścia, że pracuję głównie z ludźmi otwartymi i sympatycznymi. Zdarza się, że rysunek, który robię z określoną intencją, jest zinterpretowany zupełnie inaczej przez klienta i to też jest super.
- Czy obawiasz się, że Twoje tatuaże mogą Ci kiedyś w czymś przeszkodzić? A może już przeszkodziły?
- Nie obawiam się tego. Nie widzę siebie już w innej pracy i uwielbiam dobre dziary. Do tego jak to mówi, mój dobry klient z Cork: jeśli kogoś rażą moje tatuaże to przynajmniej od razu wiem, że nie warto się z nim zadawać , to taki trochę filtr do odcedzania toksycznych ludzi. Jedyny raz kiedy mogę powiedzieć, że moje dziary stanowiły problem, to kiedy nie wpuszczono mnie do onsenu w Japonii (tam dziary to wciąż wspomnienie Yakuzy i kryminalnego półświatka). Mówi się trudno.
- Jak, Twoim zdaniem, ludzie postrzegają tatuaże w dzisiejszych czasach? Dalej jest to dla większości "więzienny symbol"?
- Coraz lepiej z akceptacją tatuaży wszem i wobec, i cieszy mnie to! Ludzie zajmujące przeróżne stanowiska są już wytatuowani i coraz mniej to komukolwiek przeszkadza. Wiadomo, w mniejszych społecznościach (bądź w obecności ludzi starszych) człowiek spotyka się albo z niezdrowym zainteresowaniem albo wytykaniem palcami, ale w większych miastach Europy nie jest to już żaden problem.
- Miałaś okazję pracować za granicą. Czy w innych krajach podejście do tatuaży się różni od Polski? Jeśli tak, to czym?
- Różnie jest z popularnością stylów i jakością wykonywanych tatuaży. W Polsce mamy wiele naprawdę mega utalentowanych artystów więc byle co nie przechodzi tak łatwo jak np. w Irlandii. Bywa tam tak, że klient przychodzi z zamiarem: zróbcie mi byle co, bylebym miał nową dziarkę, jak będę szedł do klubu z ziomkami w weekend. Jak kto woli!
- Jakie plany na przyszłość? Zamierzasz otworzyć własne studio? Jeżeli tak, to w jakiej miejscowości i dlaczego akurat tam?
- Zamierzam! A jakże. Marzenie i masterplan wkrótce w produkcji. Studio będzie w Elblągu albo jego okolicy, jeszcze do końca nie wiem. Dlaczego tu? Bo mam tu całkiem dobrą bazę i grono świetnych znajomych, więc nie będzie tak strasznie, jak zaczynanie w obcym mieście.
- Co odpowiadasz na odwieczne pytanie: wiesz jak to na starość będzie wyglądało?
- Jak pomarszczona śliwka, tylko z dziarą.