- Teraz trzeba na przerwie do sklepu biegać, by kawy się napić – żalą się uczniowie elbląskich liceów, w których działają szkolne sklepiki. Jeszcze działają, bo jak tak dalej pójdzie, to wielu dzierżawców zamknie interes. A minęły dopiero dwa tygodnie od wprowadzenia zmian.
Drożdżówki, batony, hot-dogi i słodkie napoje – to był najbardziej pożądany towar w sklepikach szkolnych. Od 1 września uczniowie nie kupią już ulubionych rzeczy w szkole, ponieważ w życie weszło rozporządzenie ministra zdrowia, które dokładnie określa jakie produkty można w sklepikach sprzedawać. A można jedynie zdrową żywność: kanapki na bazie pieczywa razowego lub pełnoziarnistego, sałatki i surówki, mleko i produkty mleczne, warzywa, owoce, wodę mineralną.
– Bunt wśród uczniów jest niesamowity – mówi pani Jolanta, sprzedawca w sklepiku w IV Liceum Ogólnokształcącym. – My już w tamtym roku próbowaliśmy wprowadzać zdrową żywność, to miało jakiś odzew, ale na krótki czas. Później jogurty czy owoce po prostu się nie sprzedawały. Przecież wiadomo, że młodzież może kupić sobie wszystko w sklepie. Trzeba będzie interes zamknąć.
- Młodzież reaguje bardzo różnie – opowiada pani Magda, sprzedawca z II Liceum Ogólnokształcącego. – Najgorzej jest z kawą. Gdy słyszą, że mogę im zrobić, ale zbożową, to się uśmiechają i nie kupują.
– Mogą zabrać słodycze, mogą zabrać drożdżówki, ale kawę mogliby zostawić – uważa Agata, uczennica z II LO.
– Teraz trzeba biegać na przerwie do sklepu obok szkoły, żeby kawy się napić – dodaje Klaudia. – Bo kawę mogliśmy pić i niczego złego w tym nie widzę.
- Pomysł nie jest zły – dodaje pani Jolanta ze sklepiku w IV LO. - Ale trzeba by to wprowadzać małymi kroczkami, na przykład tylko w podstawówkach. Wtedy dzieci idąc wyżej będą miały już te nawyki w sobie. A nie teraz dorosłym ludziom zakazywać kawy, czy hot-doga, do których są przyzwyczajeni od zawsze.
- Dochody spadły nam o około 30 proc. – opowiada pan Leszek, sprzedawca w sklepiku szkolnym w Szkole Podstawowej nr 4. – Dzieci ze starszych klas przychodzą, patrzą co jest i zazwyczaj mówią: „Nie ma nic słodkiego? To idziemy do sklepu”. Nie ma nawet niegazowanych soków. Tylko woda. Nie wiem jak to będzie.
Czy rewolucja w sklepikach szkolnych pomoże zmienić nawyki żywieniowe wśród dzieci i młodzieży, czy jedynie sprawi, że uczniowie będą nadal w czasie przerw wychodzić do pobliskich sklepów? Po zaledwie dwóch tygodniach funkcjonowania nowych zasad widać, że nie w pełni sprawdzają się w praktyce.
– Bunt wśród uczniów jest niesamowity – mówi pani Jolanta, sprzedawca w sklepiku w IV Liceum Ogólnokształcącym. – My już w tamtym roku próbowaliśmy wprowadzać zdrową żywność, to miało jakiś odzew, ale na krótki czas. Później jogurty czy owoce po prostu się nie sprzedawały. Przecież wiadomo, że młodzież może kupić sobie wszystko w sklepie. Trzeba będzie interes zamknąć.
- Młodzież reaguje bardzo różnie – opowiada pani Magda, sprzedawca z II Liceum Ogólnokształcącego. – Najgorzej jest z kawą. Gdy słyszą, że mogę im zrobić, ale zbożową, to się uśmiechają i nie kupują.
– Mogą zabrać słodycze, mogą zabrać drożdżówki, ale kawę mogliby zostawić – uważa Agata, uczennica z II LO.
– Teraz trzeba biegać na przerwie do sklepu obok szkoły, żeby kawy się napić – dodaje Klaudia. – Bo kawę mogliśmy pić i niczego złego w tym nie widzę.
- Pomysł nie jest zły – dodaje pani Jolanta ze sklepiku w IV LO. - Ale trzeba by to wprowadzać małymi kroczkami, na przykład tylko w podstawówkach. Wtedy dzieci idąc wyżej będą miały już te nawyki w sobie. A nie teraz dorosłym ludziom zakazywać kawy, czy hot-doga, do których są przyzwyczajeni od zawsze.
- Dochody spadły nam o około 30 proc. – opowiada pan Leszek, sprzedawca w sklepiku szkolnym w Szkole Podstawowej nr 4. – Dzieci ze starszych klas przychodzą, patrzą co jest i zazwyczaj mówią: „Nie ma nic słodkiego? To idziemy do sklepu”. Nie ma nawet niegazowanych soków. Tylko woda. Nie wiem jak to będzie.
Czy rewolucja w sklepikach szkolnych pomoże zmienić nawyki żywieniowe wśród dzieci i młodzieży, czy jedynie sprawi, że uczniowie będą nadal w czasie przerw wychodzić do pobliskich sklepów? Po zaledwie dwóch tygodniach funkcjonowania nowych zasad widać, że nie w pełni sprawdzają się w praktyce.
nd