
Jak samo o sobie mówi, jest ogrodnikiem z urodzenia. Pracuje od rana do nocy, a gdy już jest na urlopie, zawsze przywozi ze sobą nowe okazy roślin. - To takie zboczenie zawodowe – twierdzi. O swojej wielkiej pasji rozmawia z nami Piotr Zimiński.
Dominika Kiejdo: - Nie jest Pan ogrodnikiem z zawodu, a jednak świetnie zajmuje się Pan roślinami.
Piotr Zimiński: - Jestem ogrodnikiem z urodzenia. Moi dziadkowie ze strony mamy i taty byli ogrodnikami. Mój tata jest ogrodnikiem z wykształcenia, a mama z urodzenia. Są to więc tradycje rodzinne. Z wykształcenia jestem managerem. Po latach pracy w innym zawodzie, wróciłem do korzeni. Jest to dosyć ciężka praca, jak każda, w którą się człowiek zaangażuje.
- Jak wygląda dzień ogrodnika?
- Trochę jak sportowca w blokach startowych (śmiech). Z rana o godz. 6 słyszę "wystrzał".
- Do zwierząt trzeba wstawać rano, do roślin też?
- Do roślin też. Pracuję praktycznie do nocy. Oprócz pracy z roślinami, jest także praca z klientami. Zamówienia, maile, kontrakty, papierowa robota. To nie jest tak, że zamykam firmę i kończę pracę, wieczorem jest jeszcze sporo biurowej roboty. Mamy zawarte kontrakty z Trójmiastem. Nasze kwiaty wędrują na starówkę do Gdańska. Dużo roślin zamawia się od nas do Sopotu i Gdyni. Od wielu lat współpracujemy z ogrodem botanicznym w Gdańsku Oliwie, z prywatnymi ogrodami botanicznymi na Kaszubach. Mamy też wielu klientów z Elbląga i mamy to szczęście, że zazwyczaj naszymi klientami są ludzie z pasją.
- Jakie kwiaty kupują ludzie najczęściej?
- To zależy od sezonu. Sezon wiosenny to sezon typowo balkonowo – rabatowy. W marcu klienci kupują głównie bratki, na Wielkanoc hortensje na balkon albo do domu. Niebieskie, fioletowe, różowe czy dwubarwne. W okresie późnowiosennym, czyli w maju klienci są zainteresowani głównie roślinami wieloletnimi czy krzewami hortensji, róż albo bzów.
- W zimę jest przestój?
- Mamy przestój, klienci nie przyjeżdżają, jednak jest sporo pracy typowo serwisowej albo remontów.
- Które kwiaty są najłatwiejsze w pielęgnacji?
- Chyba dipladenia, portulaki i pelargonie. Trochę trudniejszymi są surfinie i wszystkie odmiany petunii, ponieważ są to rośliny codziennej pielęgnacji. Często pytam klientów o ich tryb życia, dziwią się wtedy, czemu o to pytam i co to ma to wspólnego z zakupem roślin. A to ma wiele z tym wspólnego, bowiem petunia czy wszystkie psiankowate to rośliny codziennej pielęgnacji, nie dla osób, które potrafią o nich zapomnieć lub często wyjeżdżają. A piękne pelargonie pozwalają nam wyjechać na parę dni. Dipladenia z kolei jest ciekawą i dość nową rośliną na naszym rynku. Włosi robili na niej testy i przez pięć do siedmiu dni nie podlewali jej, wystawiając na mocne słońce i nic się z nią niedobrego nie stało.
- Interesuje się Pan botaniką.
- Mam hopla na tym punkcie.
- Dlatego też przywozi Pan ze swoich podróży róże egzotyczne rośliny. Jakie?
- Przywiozłem portulakę z Tunezji, opuncję (odmiana kaktusa) z Chorwacji, chorwacką lawendę i miętę z Jezior Plitwickich, która jest lekko omszona, niespotykana w Polsce.
- A w naszych podelbląskich lasach znalazł Pan jakieś ciekawe okazy?
- Klienci czasami pytają, czy mam coś nowego. Dwa lata temu podczas podróży botanicznej z rodziną zupełnie przez przypadek znalazłem na Mierzei Wiślanej miętę cytrynową. Miała piękny cytrynowy zapach. Te mięty cytrynowe, które są sprzedane komercyjne, z miętą cytrynową nie mają nic wspólnego, może oprócz nazwy. A ta tzw. leśna mięta ma wspaniały cytrynowy zapach.
Piotr Zimiński: - Jestem ogrodnikiem z urodzenia. Moi dziadkowie ze strony mamy i taty byli ogrodnikami. Mój tata jest ogrodnikiem z wykształcenia, a mama z urodzenia. Są to więc tradycje rodzinne. Z wykształcenia jestem managerem. Po latach pracy w innym zawodzie, wróciłem do korzeni. Jest to dosyć ciężka praca, jak każda, w którą się człowiek zaangażuje.
- Jak wygląda dzień ogrodnika?
- Trochę jak sportowca w blokach startowych (śmiech). Z rana o godz. 6 słyszę "wystrzał".
- Do zwierząt trzeba wstawać rano, do roślin też?
- Do roślin też. Pracuję praktycznie do nocy. Oprócz pracy z roślinami, jest także praca z klientami. Zamówienia, maile, kontrakty, papierowa robota. To nie jest tak, że zamykam firmę i kończę pracę, wieczorem jest jeszcze sporo biurowej roboty. Mamy zawarte kontrakty z Trójmiastem. Nasze kwiaty wędrują na starówkę do Gdańska. Dużo roślin zamawia się od nas do Sopotu i Gdyni. Od wielu lat współpracujemy z ogrodem botanicznym w Gdańsku Oliwie, z prywatnymi ogrodami botanicznymi na Kaszubach. Mamy też wielu klientów z Elbląga i mamy to szczęście, że zazwyczaj naszymi klientami są ludzie z pasją.
- Jakie kwiaty kupują ludzie najczęściej?
- To zależy od sezonu. Sezon wiosenny to sezon typowo balkonowo – rabatowy. W marcu klienci kupują głównie bratki, na Wielkanoc hortensje na balkon albo do domu. Niebieskie, fioletowe, różowe czy dwubarwne. W okresie późnowiosennym, czyli w maju klienci są zainteresowani głównie roślinami wieloletnimi czy krzewami hortensji, róż albo bzów.
- W zimę jest przestój?
- Mamy przestój, klienci nie przyjeżdżają, jednak jest sporo pracy typowo serwisowej albo remontów.
- Które kwiaty są najłatwiejsze w pielęgnacji?
- Chyba dipladenia, portulaki i pelargonie. Trochę trudniejszymi są surfinie i wszystkie odmiany petunii, ponieważ są to rośliny codziennej pielęgnacji. Często pytam klientów o ich tryb życia, dziwią się wtedy, czemu o to pytam i co to ma to wspólnego z zakupem roślin. A to ma wiele z tym wspólnego, bowiem petunia czy wszystkie psiankowate to rośliny codziennej pielęgnacji, nie dla osób, które potrafią o nich zapomnieć lub często wyjeżdżają. A piękne pelargonie pozwalają nam wyjechać na parę dni. Dipladenia z kolei jest ciekawą i dość nową rośliną na naszym rynku. Włosi robili na niej testy i przez pięć do siedmiu dni nie podlewali jej, wystawiając na mocne słońce i nic się z nią niedobrego nie stało.
- Interesuje się Pan botaniką.
- Mam hopla na tym punkcie.
- Dlatego też przywozi Pan ze swoich podróży róże egzotyczne rośliny. Jakie?
- Przywiozłem portulakę z Tunezji, opuncję (odmiana kaktusa) z Chorwacji, chorwacką lawendę i miętę z Jezior Plitwickich, która jest lekko omszona, niespotykana w Polsce.
- A w naszych podelbląskich lasach znalazł Pan jakieś ciekawe okazy?
- Klienci czasami pytają, czy mam coś nowego. Dwa lata temu podczas podróży botanicznej z rodziną zupełnie przez przypadek znalazłem na Mierzei Wiślanej miętę cytrynową. Miała piękny cytrynowy zapach. Te mięty cytrynowe, które są sprzedane komercyjne, z miętą cytrynową nie mają nic wspólnego, może oprócz nazwy. A ta tzw. leśna mięta ma wspaniały cytrynowy zapach.
rozmawiała Dominika Kiejdo