
"To jest chłopak czy dziewczyna?" zastanawiali się jurorzy The voice of Poland podczas przesłuchania w ciemno. "Szlachetny głos, jednak ciężki do pracowania" – kontynuowali, ale ostatecznie wszyscy odwrócili się, by zobaczyć, do kogo należy. A należy do Gracjana Kalandyka z Elbląga, który oczarował ich balladą "Give me love". Później, podczas bitwy, chłopak wzruszył już całą Polskę.
Gracjan Kalandyk jest absolwentem technikum mechanicznego w Elblągu, a obecnie studiuje na Wydziale Wokalistyki Jazzowej i Muzyki Estradowej Akademii Muzycznej w Gdańsku. I choć przyznaje, że wszystko postawił na muzyczną kartę, ma też "plan B" – studiuje również logistykę. Wrażliwy miłośnik ballad, sam pisze teksty, komponuje, gra na gitarze. "Czarujący Gracjan o seksownym głosie zachwycił jury" - tak o młodym elblążaninie pisano po jego występie w programie "X Factor". Teraz zachwyca jurorów i publiczność występami w "The voice of Poland". W sobotę, 8 listopada, dostał się do finału programu.
- Jakim głosem śpiewasz?
- W akademii muzycznej zostałem określony jako niski/średni tenor. Do wysokich nie należę.
- Podczas przesłuchań w ciemno jurorzy The voice of Poland określili twój głos, jako szlachetny, ale trudny do pracowania.
- Pierwszy raz usłyszałem taką opinię. Gdy z kimś współpracuję to staram się, by ta współpraca przebiegała bezproblemowo. Troszkę więc chyba przesadzili (śmiech).
- Jak to się stało, że chłopak po "mechaniku" trafił do świata muzyki?
- Muzyka zawsze była wokół mnie, mam dość muzykalną rodzinę. Kiedyś jednak bardziej interesowałem się komputerami i dlatego wybrałem technikum mechaniczne. Potem totalnie nie miałem ochoty patrzeć na komputery (śmiech). Myślałem też o szkole muzycznej, ale patrząc na doświadczenie z technikum, myślę, że gdybym musiał grać czy śpiewać coś, czego nie lubię, to bardziej bym się do muzyki zraził niż rozwinął.
- Jesteś samoukiem?
- Parę lekcji gry na gitarze brałem, m.in. u Rafała Wawrzyka. Jednak gra na każdym instrumencie to przede wszystkim wkład własny. Jeśli nie chcesz się nauczyć to się nie nauczysz.
- A głos?
- Brałem pojedyncze lekcje techniczne.
- Teraz bierzesz udział w programie "The voice of Poland", wcześniej w "X Factor". Dlaczego zgłaszasz się do takich programów? Wierzysz, że pomogą ci zaistnieć na rynku muzycznym?
- Aktualnie rynek muzyczny w Polsce jest bardzo mocno nasycony. Jest multum ludzi, którzy grają na instrumentach, śpiewają, wszyscy mają fajną barwę, fajne pomysły. Żeby się przebić, trzeba się pokazywać. Często ludzie mówią "Boże, był X Factor, teraz jedzie do The voice of Poland". Gdybym mógł to powtórzyć to bym wybrał tak samo. Zresztą, moja trenerka [Justyna Steczkowska – red.] odniosła sukces, wręcz wybiła się, poprzez program "Szansa na sukces". Trzeba próbować, walczyć o swoje. Jasne, teraz jest trudniej niż jeszcze kilka lat temu, bo programów typu talent show jest mnóstwo. Kiedyś był tylko "Idol" i do dziś pamiętam Ewelinę Flintę, Alicję Janosz, Szymona Wydrę czy Tomka Makowieckiego, którym udało się zaistnieć.
- Tylko do jednej osoby uśmiechnie się los, ale nawet zwycięstwo w programie nie daje gwarancji sukcesu. Ala Janosz wygrała pierwszą edycję "Idola" i co?
- Nawet jest taka legenda, że po tym, kto wygra program, słuch zaginie (śmiech).
- Dlaczego wybrałeś na swoją trenerkę Justynę Steczkowską?
- Analizowałem każdego z jurorów i pani Justyna była najbliżej tego, co tworzę. Lubuję się w balladach i delikatnych piosenkach klimatycznych.
- Jesteś delikatnym, wrażliwym mężczyzną?
- Jeżeli chodzi o rodzaj muzyki to tak.
- Nie ciągnęło cię do mocnego brzmienia?
- Przerobiłem już chyba każdy rodzaj muzyki. Jeszcze pół roku temu grałem z chłopakami z zespołu Bulgot. W tym samy składzie grał Marcin "Kłosek" Kłosowski, basista zespołu Ptaky - zespołu, który stworzył oficjalną piosenkę do pierwszej części filmu "Spiderman". Śpiewałem do ciężkiej muzyki, napisałem piosenki, nagraliśmy materiał, ale wspólnie z "Kłoskiem" stwierdziliśmy, że "coś nie żre". Wydaje mi się, że czuję się najlepiej i brzmię najlepiej w balladach.
- Kto cię inspiruje?
- Jest wielu muzyków, którzy mnie inspirują m.in. James Blunt, zespół Maroon 5 czy Fismoll. Jednak to Bono z U2 i Sting zarówno inspirują, jak i napędzają mnie do różnych działań. Zawsze imponowało mi to, gdy ktoś, kto ma bardzo dużo pieniędzy, ma mocną pozycję w świecie, potrafi to fajnie wykorzystać pomagając innym. Większe wrażenie robi na mnie ktoś, kto uratował kilkaset żyć ludzkich niż kupił sobie jacht wielkości boiska. Sam również chętnie biorę udział w koncertach charytatywnych. Chciałem nawet wykorzystać swoje "pięć minut" w "The voice of Poland" i nagrany wcześniej materiał wydać, a dochód ze sprzedaży płyt przeznaczyć na fundację S.O.S. Niestety, nie wyszło, bo wytwórnia się nie zgodziła. Zadziałały względy marketingowe.
- "The voice of Poland" to przygoda, którą polecasz innym?
- Oczywiście. Dzięki starcie w takim programie człowiek nabiera doświadczenia. Nie zawsze jest bowiem możliwość występowania na dużych scenach i poddania się pod ocenę znanych artystów. Jak sobie przypomnę swój występ w "X Factor" - strasznie się trząsłem, bałem i to słychać. Teraz jest lepiej. Gdy wychodzę na scenę to już nie stresuję się tak bardzo, jest przyjemniej (śmiech).
- Duetem z Leną Osińską [zaśpiewali "Say something" w org. A Great Big World & Christina Aguilera – red.] zachwyciliście nie tylko jurorów, ale i telewidzów. "Romantyczne chwile w ringu" – pisano po waszym występie.
- Dostaliśmy tytuł piosenki, nauczyliśmy się jej, zaśpiewaliśmy na próbie, a pani Justyna Steczkowska powiedziała "Super, brawo, jestem z was dumna". Szkoda, że tylko tyle, bo chcieliśmy usłyszeć jakieś rady, uwagi. Lena zaśpiewała pięknie, ale co do siebie jest zawsze bardzo krytyczny. Parę niedociągnięć było, no, ale czasu się nie cofnie. Wiem, gdzie popełniłem błędy.
- Są jakieś piosenki, które sprawiają ci trudność, których nie lubisz śpiewać?
- Kolędy i "Sto lat" (śmiech).
- Jakim głosem śpiewasz?
- W akademii muzycznej zostałem określony jako niski/średni tenor. Do wysokich nie należę.
- Podczas przesłuchań w ciemno jurorzy The voice of Poland określili twój głos, jako szlachetny, ale trudny do pracowania.
- Pierwszy raz usłyszałem taką opinię. Gdy z kimś współpracuję to staram się, by ta współpraca przebiegała bezproblemowo. Troszkę więc chyba przesadzili (śmiech).
- Jak to się stało, że chłopak po "mechaniku" trafił do świata muzyki?
- Muzyka zawsze była wokół mnie, mam dość muzykalną rodzinę. Kiedyś jednak bardziej interesowałem się komputerami i dlatego wybrałem technikum mechaniczne. Potem totalnie nie miałem ochoty patrzeć na komputery (śmiech). Myślałem też o szkole muzycznej, ale patrząc na doświadczenie z technikum, myślę, że gdybym musiał grać czy śpiewać coś, czego nie lubię, to bardziej bym się do muzyki zraził niż rozwinął.
- Jesteś samoukiem?
- Parę lekcji gry na gitarze brałem, m.in. u Rafała Wawrzyka. Jednak gra na każdym instrumencie to przede wszystkim wkład własny. Jeśli nie chcesz się nauczyć to się nie nauczysz.
- A głos?
- Brałem pojedyncze lekcje techniczne.
- Teraz bierzesz udział w programie "The voice of Poland", wcześniej w "X Factor". Dlaczego zgłaszasz się do takich programów? Wierzysz, że pomogą ci zaistnieć na rynku muzycznym?
- Aktualnie rynek muzyczny w Polsce jest bardzo mocno nasycony. Jest multum ludzi, którzy grają na instrumentach, śpiewają, wszyscy mają fajną barwę, fajne pomysły. Żeby się przebić, trzeba się pokazywać. Często ludzie mówią "Boże, był X Factor, teraz jedzie do The voice of Poland". Gdybym mógł to powtórzyć to bym wybrał tak samo. Zresztą, moja trenerka [Justyna Steczkowska – red.] odniosła sukces, wręcz wybiła się, poprzez program "Szansa na sukces". Trzeba próbować, walczyć o swoje. Jasne, teraz jest trudniej niż jeszcze kilka lat temu, bo programów typu talent show jest mnóstwo. Kiedyś był tylko "Idol" i do dziś pamiętam Ewelinę Flintę, Alicję Janosz, Szymona Wydrę czy Tomka Makowieckiego, którym udało się zaistnieć.
- Tylko do jednej osoby uśmiechnie się los, ale nawet zwycięstwo w programie nie daje gwarancji sukcesu. Ala Janosz wygrała pierwszą edycję "Idola" i co?
- Nawet jest taka legenda, że po tym, kto wygra program, słuch zaginie (śmiech).
- Dlaczego wybrałeś na swoją trenerkę Justynę Steczkowską?
- Analizowałem każdego z jurorów i pani Justyna była najbliżej tego, co tworzę. Lubuję się w balladach i delikatnych piosenkach klimatycznych.
- Jesteś delikatnym, wrażliwym mężczyzną?
- Jeżeli chodzi o rodzaj muzyki to tak.
- Nie ciągnęło cię do mocnego brzmienia?
- Przerobiłem już chyba każdy rodzaj muzyki. Jeszcze pół roku temu grałem z chłopakami z zespołu Bulgot. W tym samy składzie grał Marcin "Kłosek" Kłosowski, basista zespołu Ptaky - zespołu, który stworzył oficjalną piosenkę do pierwszej części filmu "Spiderman". Śpiewałem do ciężkiej muzyki, napisałem piosenki, nagraliśmy materiał, ale wspólnie z "Kłoskiem" stwierdziliśmy, że "coś nie żre". Wydaje mi się, że czuję się najlepiej i brzmię najlepiej w balladach.
- Kto cię inspiruje?
- Jest wielu muzyków, którzy mnie inspirują m.in. James Blunt, zespół Maroon 5 czy Fismoll. Jednak to Bono z U2 i Sting zarówno inspirują, jak i napędzają mnie do różnych działań. Zawsze imponowało mi to, gdy ktoś, kto ma bardzo dużo pieniędzy, ma mocną pozycję w świecie, potrafi to fajnie wykorzystać pomagając innym. Większe wrażenie robi na mnie ktoś, kto uratował kilkaset żyć ludzkich niż kupił sobie jacht wielkości boiska. Sam również chętnie biorę udział w koncertach charytatywnych. Chciałem nawet wykorzystać swoje "pięć minut" w "The voice of Poland" i nagrany wcześniej materiał wydać, a dochód ze sprzedaży płyt przeznaczyć na fundację S.O.S. Niestety, nie wyszło, bo wytwórnia się nie zgodziła. Zadziałały względy marketingowe.
- "The voice of Poland" to przygoda, którą polecasz innym?
- Oczywiście. Dzięki starcie w takim programie człowiek nabiera doświadczenia. Nie zawsze jest bowiem możliwość występowania na dużych scenach i poddania się pod ocenę znanych artystów. Jak sobie przypomnę swój występ w "X Factor" - strasznie się trząsłem, bałem i to słychać. Teraz jest lepiej. Gdy wychodzę na scenę to już nie stresuję się tak bardzo, jest przyjemniej (śmiech).
- Duetem z Leną Osińską [zaśpiewali "Say something" w org. A Great Big World & Christina Aguilera – red.] zachwyciliście nie tylko jurorów, ale i telewidzów. "Romantyczne chwile w ringu" – pisano po waszym występie.
- Dostaliśmy tytuł piosenki, nauczyliśmy się jej, zaśpiewaliśmy na próbie, a pani Justyna Steczkowska powiedziała "Super, brawo, jestem z was dumna". Szkoda, że tylko tyle, bo chcieliśmy usłyszeć jakieś rady, uwagi. Lena zaśpiewała pięknie, ale co do siebie jest zawsze bardzo krytyczny. Parę niedociągnięć było, no, ale czasu się nie cofnie. Wiem, gdzie popełniłem błędy.
- Są jakieś piosenki, które sprawiają ci trudność, których nie lubisz śpiewać?
- Kolędy i "Sto lat" (śmiech).
rozmawiała Agata Janik