„W Elblągu nic się dzieje, a jak się dzieje, to imprezy są w różnych miejscach w podobnych terminach. Tłumów nie ma i ciągle widać te same twarze. Na kulturę nie ma pieniędzy, a instytucje kultury nie do końca wiedzą, jakie są oczekiwania odbiorców”. Z takimi tezami musieli się zmierzyć uczestnicy debaty „Po co nam jeszcze kultura”, która zakończyła tegoroczną edycję VII Festiwalu Literatury Wielorzecze. Zobacz zdjęcia.
Ostatni dzień Festiwalu Literatury Wielorzecze odbył się w gościnnych progach Hotelu Elbląg. Najpierw o swojej książce „Brakująca połowa dziejów” opowiadała blogerka Anna Kowalczyk, która wydobywa z mroków historii zapomniane kobiety, pokazując jak duży wpływ na rozwój cywilizacji wywarła płeć piękna, mimo że kronikarze nie poświęcali jej wiele miejsca.
Następnie w dyskusji o stanie kultury, szczególnie elbląskiej, dyskutowali zaproszeni przez organizatorów Wielorzecza goście: Teresa Wojcinowicz - prezes Elbląskiego Towarzystwa Kulturalnego, Małgorzata Sowicka - dyrektor departamentu edukacji Urzędu Miejskiego, Karolina Nowotczyńska - dyrektor Elbląskiej Orkiestry Kameralnej, Adam Jocz – dyrektor departamentu promocji i kultury Urzędu Miejskiego, Krystyna Brinkiewicz - dyrektor Liceum Sztuk Plastycznych w Gronowie Górnym, Wojciech Minkiewicz ze stowarzyszenia Co jest?, jednocześnie rzecznik prasowy Galerii El, a także Antoni Czyżyk – dyrektor Centrum Spotkań Europejskich Światowid i Mirosław Siedler - dyrektor Teatru im. Aleksandra Sewruka.
Większość dyskutantów nie zgodziła się z zarzutem, że w elbląskiej kulturze „nic się nie dzieje”. Narzekali za to, że mimo nagłaśniania wydarzeń w mediach (także społecznościowych), a także różnych działań edukacyjnych często frekwencja na organizowanych przez nich wydarzeniach nie jest porywająca. Z czego to wynika?
- Rozmawiam czasami z widzami i mówią, że byli w Warszawie czy w Gdyni na spektaklu. Czyli mieli czas na to, żeby wsiąść do samochodu, pojechać i tam go obejrzeć. W Elblągu sami siebie spychamy na pozycję prowincji. Cudze chwalimy, swego nie znamy. Mam wrażenie, że publiczność warszawskich teatrów to w dużej mierze osoby, które przyjeżdżają z całego kraju, a w naszym teatrze osoby, które przyjeżdżają z okolic. I tak to działa, mamy wiele autokarów przed teatrem i to są wierni widzowie – mówił Mirosław Siedler, dyrektor Teatru im. Aleksandra Sewruka.
Uczestnicy debaty zwracali uwagę na łatwy dostęp do dóbr kultury przez internet, który mógł rozleniwić odbiorców. Ale czy dyrektorzy i pracownicy instytucji kultury, a także władze Elbląga w ogóle badają, jakie są oczekiwania odbiorców kultury w mieście?
- Galerii El zarzuca się, że prezentuje trudną w odbiorze, a więc dla niektórych nieciekawą ofertę wystaw. No cóż, każdy ma prawo do swojej opinii. Bierzemy to oczywiście pod uwagę. Ale nie można być niewolnikiem badań, bo kultura to nie jest coś, co ma schlebiać wszystkim. Oczywiście trzeba z nią dotrzeć do jak najszerszego grona. Są trudniejsze w odbiorze treści i one są czasami ważniejsze. Gdyby robić inaczej, to festiwalu jazzowego w Elblągu nie powinno być – mówił Wojciech Minkiewicz.
- Miasto przygotowuje szeroką ofertę, która przez instytucje kultury ma docierać do różnych odbiorców, zadaniem jest zapewnienie różnorodności. Im bardziej wysublimowana dziedzina, np. poezja, tym mniejszy krąg odbiorców. Ale są też tacy odbiorcy, którzy przeżyją katharsis na koncercie disco polo. I to też jest kultura. To wszystko zależy od tego, kto jest odbiorcą – mówiła Małgorzata Sowicka, dyrektor departamentu edukacji Urzędu Miejskiego
- Ostatnie badania w sprawie oferty kulturalnej robiliśmy dwa lata temu przy pracach nad strategią kultury. Wyszło z nich, że oczekiwania ludzi, którzy są przepełnieni informacjami z całego świata, mają przemożny wpływ na to, czego oni oczekują w mieście. My nie jesteśmy w stanie tego spełnić, bo po pierwsze nie mamy takich pieniędzy, po drugie nie wszyscy artyści przyjechaliby do Elbląga, bo nie mamy stadionu na 50 tysięcy osób. A takie oczekiwania co niektórzy zgłaszają. Z badań wynika też, że mieszkańcy jako naszą perełkę traktują formy przestrzenne i w promocję tego rodzaju sztuki też chcemy pójść. Naszymi perełkami jest też Galeria El, muzeum, Elbląska Orkiestra Kameralna i Biblioteka Elbląska. Oczywiście nie możemy też zapomnieć o teatrze i Światowidzie, choć nie wszyscy w tych badaniach byli w stanie wymienić najważniejsze instytucje kultury w mieście – przyznał Adam Jocz, dyrektor departamentu promocji i kultury UM w Elblągu.
Podczas dyskusji nie mogło zabraknąć tematu pieniędzy, który może się okazać najważniejszym problemem dla kultury nie tylko elbląskiej. Środków nie tylko na same instytucje (16,5 mln zł w 2019 roku, czyli 2,5 procenta budżetu Elbląga), ale przede wszystkim na pracowników w nich zatrudnionych, którzy w przeważającej większości mają pensje bliskie najniższej krajowej.
- Niedługo instytucje kultury będą pozbawione pracowników. Tam powinni być ludzie najlepsi, najlepiej wykształceni, z pasją, potrafiący się poruszać w różnych obszarach sztuki. A tymczasem zarobki, które się im proponuje, są niższe niż na kasie w Biedronce – alarmowała Teresa Wojcinowicz, prezes Elbląskiego Towarzystwa Kulturalnego. - Nie wynika z tego, że pan dyrektor jeden, drugi, trzeci nie chce dać pracownikom pieniędzy. On po prostu nie ma z czego. I potem wychodzi tak, że jeden pracownik wykonuje prace za pięciu i to na trzy czwarte etatu. Tak to wygląda. Jeśli nie będzie się ich w odpowiedni sposób wynagradzało, to ci ludzie odejdą.
- Kultura nie jest do końca doceniana i finansowana, jak być powinna, w całym kraju. Podam przykład. Dziekanat Akademii Muzycznej w Łodzi dał ogłoszenie o tym, że poszukuje muzyka na imprezę okolicznościową, a wynagrodzeniem jest obiad na tej imprezie... – mówiła Karolina Nowotczyńska, dyrektor Elbląskiej Orkiestry Kameralnej.
- Nie chciałbym doczekać czasów, kiedy pracownik merytoryczny będzie zarabiał tyle, ile – z całym szacunkiem – pracownicy obsługi – mówił Antoni Czyżyk, dyrektor CSE Światowid. - Najpierw jednak musimy zadbać o same instytucje, rozbudować je, zmodernizować, by wyciągnąć ludzi z domów i to się dzieje. A bez ludzi zatrudnionych na godnych warunkach, którzy stworzą ofertę kulturalną, nie da się więcej odbiorców przyciągnąć.
Najlepszą puentą spotkania był cytat przywołany przez jedną z uczestniczek debaty, odnoszący się do Winstona Churchilla, premiera Wielkiej Brytanii. Trwała wojna. Churchillowi przyniesiono projekt budżetu. Przeczytał go uważnie i spytał:
- A gdzie kultura?
- Przecież trwa wojna! Jaka kultura!
- Jeśli nie ma kultury, to o co my, do cholery walczymy! - zdziwił się Churchill.
Elbląska Gazeta Internetowa portEl.pl była patronem medialnym VII Festiwalu Literatury Wielorzecze