
Mówi dr Maria Kasprzycka, dyrektor Muzeum Archeologiczno - Historycznego w Elblągu i … odchodzi. Tuż przed końcem kadencji zapowiada, że była ona ostatnią. Teraz, gdy muzeum jest po remoncie, który zabezpieczy placówkę i eksponaty na dziesięciolecia, gdy prezentuje wystawy z użyciem nowoczesnej technologii, gdy osiągnęło poziom europejski? Nam wyjaśnia, skąd taka decyzja.
Agata Janik: - Po 15 latach pełnienia funkcji dyrektora muzeum w Elblągu postanowiła Pani odejść. Muzeum jest po kapitalnym remoncie i prezentuje wystawy na wysokim poziomie. Nie szkoda opuszczać taką placówkę?
Maria Kasprzycka: - Jak to mawiają "trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść". Koniec kadencji to odpowiedni moment. Potrzebuję zmian i nowych wyzwań. Lubię pracować, ale muszę widzieć sens tej pracy i mieć poczucie choćby względnego zrozumienia i bezpieczeństwa. Mam ogromną satysfakcję, z tego co wspólnie z pracownikami muzeum zrobiliśmy, jestem z nich dumna i wdzięczna, że wytrwali ze mną i moimi pomysłami, mimo że często uważali je za szalone. To były wspaniałe lata, ale też trudne. Szczególnie ostatnie. Wszyscy musimy odpocząć. Sama mówię często, że praca nie jest za karę, a stanowiska nie są dożywotnie. Jestem za tym, żeby w pewnym wieku ustępować pola młodszym. Niech mają szansę budować ten świat po swojemu.
- Dlaczego przed laty zdecydowała się Pani objąć to stanowisko?
- Wierzyłam w potencjał muzeum i znałam wartość historyczną Elbląga i okolic. Od 20 lat byłam zaangażowana w interdyscyplinarne badania Truso, porzuciłam mrzonki o pracy na platformach wiertniczych (taki miałam pierwszy plan, dlatego skończyłam geologię i oceanografię, ale wtedy nikt jeszcze nie mówił o równości płci w dostępie do pracy), zrobiłam doktorat z archeologii, zajęłam się popularyzacją historii lokalnej, nawet napisałam pierwszą książkę "Goci na Ziemi Warmii i Mazur". Założyłam stowarzyszenie, przez które pozyskiwałam środki na badania archeologiczne Truso. Chciałam promować historię regionu i wokół niej odbudowywać lokalną tożsamość i prestiż Elbląga. Widział to i doceniał prezydent Henryk Słonina. I mimo iż najbliżsi współpracownicy odradzali mu ten krok, powołał mnie na stanowisko dyrektora muzeum.
- Co było największym wyzwaniem?
- Kiedy pierwszy raz przeszłam się po całym muzeum, od piwnic po strychy, pomyślałam: „Co ja najlepszego zrobiłam? Tego się przecież nie da ogarnąć. Tu wszystko wymaga kompletnego remontu i zmiany. Nie dam rady". Naprawdę było źle. Już wtedy miałam na biurku ekspertyzy budowlane wskazujące na konieczny remont. W budynku Podzamcza wyłączone były dwa najwyższe poziomy z powodu zagrożenia zawaleniem stropów, azbest i grzyb w budynku Gimnazjum, wszędzie cuchnące i gnijące piwnice. Ale to był maj 2004, Polska właśnie wstępowała do Unii Europejskiej. I chyba wmówiłam sobie, że jeśli to się ziściło, to wszystko musi się udać. Powoli przekonałam też do tego pracowników, którzy byli mocno zniechęceni powszechną biedą i niemocą. Mieli za sobą najgorszy okres w historii muzeum, który życiem przypłacił dyrektor Kazimierz Solak. A jednak pomalutku zaczęło się coś ruszać. Miasto zleciło wykonanie dokumentacji technicznej remontu wszystkich obiektów, a my znaleźliśmy partnera i złożyliśmy w 2010 roku aplikację do Programu Litwa-Polska-Rosja na I etap i modernizacji. Zdecydowałam się na początek na budynek Podzamcza ze względu na te stropy, chociaż ogólnie Gimnazjum było w gorszym stanie. Jak się okazało słusznie, bo w lutym 2012 roku rozszczelniła się instalacja hydrantowa na poddaszu i zalało cały obiekt. To była dramatyczna sytuacja, natychmiastowa ewakuacja zbiorów, szukanie pomieszczeń zastępczych. Ale następnego dnia dowiedziałam się, że nasz wniosek został pozytywnie oceniony i będą pieniądze na generalny remont. Poczułam, jakby Opatrzność klepnęła mnie w plecy mówiąc "Pakuj tę budę, kobieto, bo pieniądze czekają, a ty się nie wyrobisz w terminie". I paradoksalnie faktycznie nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, jakim przedsięwzięciem jest opróżnienie całego obiektu, zabezpieczenie zbiorów itp. My mamy ponad 100 tys. zabytków archeologicznych i niemal 20 tys. innych; od malutkich po bardzo duże i ciężkie. W ciągu siedmiu lat czterokrotnie je przenosiliśmy. Sami. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, jak tytaniczną pracę wykonali nasi muzealnicy. A przypomnę, że przy tym muzeum cały czas działało.
- Czy z roku na rok odwiedzających przybywa, czy muzeum odnotowało wzrost od kiedy jest takie piękne i nowoczesne?
- Generalnie tak, wzrost już jest niemal dwukrotny. Trochę spadła ilość zwiedzających w czasie remontu budynku Gimnazjum, ale już pod koniec zeszłego roku wrócili zaciekawieni elblążanie. Zmieniła się też wyraźnie proporcja zwiedzających. Kiedyś frekwencję robiły szkoły, obecnie turyści, i to wielu zagranicznych. Ci są najbardziej zaskoczeni i zachwyceni.
- Czego muzeum jeszcze potrzebuje?
- Oczywiście, brakuje jeszcze takiej wisienki na torcie, dopieszczenia, ale nawet to jest już praktycznie w realizacji. Muzeum kończy przygotowania do podpisania umowy na II część projektu "Muzea ponad granicami", w ramach którego zostanie zrealizowany drugi film holograficzny i druga część programu "Świadectwa". Obejmą one lata powojenne, odbudowę miasta i budowanie jego polskiej tożsamości. Co prawda musieliśmy ograniczyć nasz udział w tym projekcie, by zmieścić się z wkładem własnym w granicach możliwych do rozliczenia bez wkładu pieniężnego, a tylko naszą pracą, bo na przychylność organizatora liczyć nie możemy. Niemniej wszystko, co jest jeszcze potrzebne do całkowitego zamknięcia modernizacji się tam znalazło - nawet ogrodzenie. Więc to już z górki. Pozostają jeszcze takie moje osobiste "koniki", np. popularyzatorskie książki na temat historii ziemi elbląskiej. Chciałabym je napisać - dla dzieci i dla dorosłych. Bo tego, że fascynacja historią tego regionu mi nie przejdzie, jestem całkowicie pewna. Ale to już mogę robić poza strukturą instytucji. Nawet mieszkając poza Elblągiem.
- Czego życzy Pani swojemu następcy?
- Przyjaznego organizatora instytucji, tj. Rady Miasta i prezydenta. Ja, niestety, nie potrafiłam przełamać niechęci do mojej osoby, co fatalnie odbijało się na muzeum. Jeszcze w ubiegłej kadencji w sytuacji krytycznej mogłam liczyć na radnych, którym zawdzięczamy wkład własny do projektu "Z Muzeum w przyszłość". Uchroniło nas to prawdopodobnie przed zamknięciem natychmiastowym budynku Gimnazjum i ewakuacją, a może i koniecznością oddania części zbiorów. Zaraz po rozpoczęciu remontu tego budynku spadła na nas kontrola NIK - wybrano 17 muzeów do kontroli zabezpieczenia zabytków archeologicznych. W podsumowaniu wyników kontroli złożonego Radzie Ministrów wprost napisano "w jednym z budynków Muzeum w Elblągu, zagrażającemu ludziom i zbiorom, rozpoczęto prace remontowe".
I znowu poczułam rękę Opatrzności: gdybym się nie zaparła z tym remontem, nie rozmawiałybyśmy dzisiaj. Siedziałabym, ale na pewno gdzie indziej. Dlatego następcy życzę choćby poprawnych stosunków z Urzędem Miejskim. Musi też pamiętać, co przytoczę za konstatacją NIK, że priorytetem muzeum jest bezpieczeństwo i ochrona zbiorów, a problemy finansowe nie usprawiedliwiają zaniechania dyrektorów w tej materii. Życzę mu też, by docenił pracowników muzeum, którzy są naprawdę wyjątkowi, by się cieszył ich szacunkiem oraz zachował życzliwość elblążan, która jest ogromna i za którą z całego serca dziękuję.
Maria Kasprzycka: - Jak to mawiają "trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść". Koniec kadencji to odpowiedni moment. Potrzebuję zmian i nowych wyzwań. Lubię pracować, ale muszę widzieć sens tej pracy i mieć poczucie choćby względnego zrozumienia i bezpieczeństwa. Mam ogromną satysfakcję, z tego co wspólnie z pracownikami muzeum zrobiliśmy, jestem z nich dumna i wdzięczna, że wytrwali ze mną i moimi pomysłami, mimo że często uważali je za szalone. To były wspaniałe lata, ale też trudne. Szczególnie ostatnie. Wszyscy musimy odpocząć. Sama mówię często, że praca nie jest za karę, a stanowiska nie są dożywotnie. Jestem za tym, żeby w pewnym wieku ustępować pola młodszym. Niech mają szansę budować ten świat po swojemu.
- Dlaczego przed laty zdecydowała się Pani objąć to stanowisko?
- Wierzyłam w potencjał muzeum i znałam wartość historyczną Elbląga i okolic. Od 20 lat byłam zaangażowana w interdyscyplinarne badania Truso, porzuciłam mrzonki o pracy na platformach wiertniczych (taki miałam pierwszy plan, dlatego skończyłam geologię i oceanografię, ale wtedy nikt jeszcze nie mówił o równości płci w dostępie do pracy), zrobiłam doktorat z archeologii, zajęłam się popularyzacją historii lokalnej, nawet napisałam pierwszą książkę "Goci na Ziemi Warmii i Mazur". Założyłam stowarzyszenie, przez które pozyskiwałam środki na badania archeologiczne Truso. Chciałam promować historię regionu i wokół niej odbudowywać lokalną tożsamość i prestiż Elbląga. Widział to i doceniał prezydent Henryk Słonina. I mimo iż najbliżsi współpracownicy odradzali mu ten krok, powołał mnie na stanowisko dyrektora muzeum.
- Co było największym wyzwaniem?
- Kiedy pierwszy raz przeszłam się po całym muzeum, od piwnic po strychy, pomyślałam: „Co ja najlepszego zrobiłam? Tego się przecież nie da ogarnąć. Tu wszystko wymaga kompletnego remontu i zmiany. Nie dam rady". Naprawdę było źle. Już wtedy miałam na biurku ekspertyzy budowlane wskazujące na konieczny remont. W budynku Podzamcza wyłączone były dwa najwyższe poziomy z powodu zagrożenia zawaleniem stropów, azbest i grzyb w budynku Gimnazjum, wszędzie cuchnące i gnijące piwnice. Ale to był maj 2004, Polska właśnie wstępowała do Unii Europejskiej. I chyba wmówiłam sobie, że jeśli to się ziściło, to wszystko musi się udać. Powoli przekonałam też do tego pracowników, którzy byli mocno zniechęceni powszechną biedą i niemocą. Mieli za sobą najgorszy okres w historii muzeum, który życiem przypłacił dyrektor Kazimierz Solak. A jednak pomalutku zaczęło się coś ruszać. Miasto zleciło wykonanie dokumentacji technicznej remontu wszystkich obiektów, a my znaleźliśmy partnera i złożyliśmy w 2010 roku aplikację do Programu Litwa-Polska-Rosja na I etap i modernizacji. Zdecydowałam się na początek na budynek Podzamcza ze względu na te stropy, chociaż ogólnie Gimnazjum było w gorszym stanie. Jak się okazało słusznie, bo w lutym 2012 roku rozszczelniła się instalacja hydrantowa na poddaszu i zalało cały obiekt. To była dramatyczna sytuacja, natychmiastowa ewakuacja zbiorów, szukanie pomieszczeń zastępczych. Ale następnego dnia dowiedziałam się, że nasz wniosek został pozytywnie oceniony i będą pieniądze na generalny remont. Poczułam, jakby Opatrzność klepnęła mnie w plecy mówiąc "Pakuj tę budę, kobieto, bo pieniądze czekają, a ty się nie wyrobisz w terminie". I paradoksalnie faktycznie nie zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, jakim przedsięwzięciem jest opróżnienie całego obiektu, zabezpieczenie zbiorów itp. My mamy ponad 100 tys. zabytków archeologicznych i niemal 20 tys. innych; od malutkich po bardzo duże i ciężkie. W ciągu siedmiu lat czterokrotnie je przenosiliśmy. Sami. Naprawdę trudno sobie wyobrazić, jak tytaniczną pracę wykonali nasi muzealnicy. A przypomnę, że przy tym muzeum cały czas działało.
- Czy z roku na rok odwiedzających przybywa, czy muzeum odnotowało wzrost od kiedy jest takie piękne i nowoczesne?
- Generalnie tak, wzrost już jest niemal dwukrotny. Trochę spadła ilość zwiedzających w czasie remontu budynku Gimnazjum, ale już pod koniec zeszłego roku wrócili zaciekawieni elblążanie. Zmieniła się też wyraźnie proporcja zwiedzających. Kiedyś frekwencję robiły szkoły, obecnie turyści, i to wielu zagranicznych. Ci są najbardziej zaskoczeni i zachwyceni.
- Czego muzeum jeszcze potrzebuje?
- Oczywiście, brakuje jeszcze takiej wisienki na torcie, dopieszczenia, ale nawet to jest już praktycznie w realizacji. Muzeum kończy przygotowania do podpisania umowy na II część projektu "Muzea ponad granicami", w ramach którego zostanie zrealizowany drugi film holograficzny i druga część programu "Świadectwa". Obejmą one lata powojenne, odbudowę miasta i budowanie jego polskiej tożsamości. Co prawda musieliśmy ograniczyć nasz udział w tym projekcie, by zmieścić się z wkładem własnym w granicach możliwych do rozliczenia bez wkładu pieniężnego, a tylko naszą pracą, bo na przychylność organizatora liczyć nie możemy. Niemniej wszystko, co jest jeszcze potrzebne do całkowitego zamknięcia modernizacji się tam znalazło - nawet ogrodzenie. Więc to już z górki. Pozostają jeszcze takie moje osobiste "koniki", np. popularyzatorskie książki na temat historii ziemi elbląskiej. Chciałabym je napisać - dla dzieci i dla dorosłych. Bo tego, że fascynacja historią tego regionu mi nie przejdzie, jestem całkowicie pewna. Ale to już mogę robić poza strukturą instytucji. Nawet mieszkając poza Elblągiem.
- Czego życzy Pani swojemu następcy?
- Przyjaznego organizatora instytucji, tj. Rady Miasta i prezydenta. Ja, niestety, nie potrafiłam przełamać niechęci do mojej osoby, co fatalnie odbijało się na muzeum. Jeszcze w ubiegłej kadencji w sytuacji krytycznej mogłam liczyć na radnych, którym zawdzięczamy wkład własny do projektu "Z Muzeum w przyszłość". Uchroniło nas to prawdopodobnie przed zamknięciem natychmiastowym budynku Gimnazjum i ewakuacją, a może i koniecznością oddania części zbiorów. Zaraz po rozpoczęciu remontu tego budynku spadła na nas kontrola NIK - wybrano 17 muzeów do kontroli zabezpieczenia zabytków archeologicznych. W podsumowaniu wyników kontroli złożonego Radzie Ministrów wprost napisano "w jednym z budynków Muzeum w Elblągu, zagrażającemu ludziom i zbiorom, rozpoczęto prace remontowe".
I znowu poczułam rękę Opatrzności: gdybym się nie zaparła z tym remontem, nie rozmawiałybyśmy dzisiaj. Siedziałabym, ale na pewno gdzie indziej. Dlatego następcy życzę choćby poprawnych stosunków z Urzędem Miejskim. Musi też pamiętać, co przytoczę za konstatacją NIK, że priorytetem muzeum jest bezpieczeństwo i ochrona zbiorów, a problemy finansowe nie usprawiedliwiają zaniechania dyrektorów w tej materii. Życzę mu też, by docenił pracowników muzeum, którzy są naprawdę wyjątkowi, by się cieszył ich szacunkiem oraz zachował życzliwość elblążan, która jest ogromna i za którą z całego serca dziękuję.
not. Agata Janik