W sobotni wieczór (19 września) w Teatrze im. Aleksandra Sewruka, na małej scenie, miała miejsce 301. premiera (zobacz zdjęcia z próby generalnej). Widzowie mogli zapoznać się z monodramem „Niejaki Piórko”, który skrótowo można opisać słowami „surrealizm”, „dezorientacja” i „czarny humor”. Mieszanka bardzo ciekawa, jednak po kolei.
Reżyserem i scenografem spektaklu jest Andrzej Burzyński, w rolę Piórki wcielił się natomiast Piotr Boratyński. Warto dodać, że reżyser dawniej sam wcielał się w tytułową rolę, tak było w Olsztynie w 1977 r. i w ramach premiery w Teatrze Telewizji w 1979 r. „Niejaki Piórko” miał też swoją premierę w 1985 r. Elblągu, w ówczesnym Teatrze Dramatycznym. Dodajmy jeszcze, że utwór napisał Henri Michaux, francuski artysta belgijskiego pochodzenia, zmarły w 1984 r. Michaux nie tylko chwytał za pióro, był także malarzem. W przedstawionym wczoraj dziele artysty nie sposób wyzbyć się skojarzeń z twórczością Kafki. „Niejaki piórko” to monodram, w którym wszystkie elementy mogą okazać się czymś innym niż się wydają na pierwszy rzut oka, począwszy od... scenografii (do której wrócimy później). Teraz można przejść do sedna sprawy.
- Jeśli chodzi o sedno sprawy, to ja w niczym nie mogę mu być pomocnym - mówi jednak Piórko w jednej ze scen. Widz towarzyszący głównemu bohaterowi w kolejnych sytuacjach musi doszukiwać się owego sedna, bo kolejne sceny monodramu to surrealistyczna, senna podróż. Senna nie znaczy nudna, ale stanowiące w zasadzie jedyny element scenografii łóżko i ciągłe zasypianie bohatera grają tu istotną rolę. Co mówi nam Piórko o nas, otaczającym świecie i o sobie samym? To niech oceni każdy z widzów.
Wczorajsza premiera to pierwszy monodram Piotra Boratyńskiego. Przed aktorem stanęło zadanie opowiedzenia historii (a może raczej: zobrazowania jakiejś myśli?), gdy do dyspozycji miał jedynie łóżko na kółkach (wraz z pościelą) i swój kostium. Trzeba tu dodać, że oniryczna podróż Piórki wykracza w tym przypadku poza sypialnię, bo wraz z bohaterem widz przenosi się podczas spektaklu choćby do restauracji, pociągowego przedziału czy pałacu. Z kolei kapelusz głównego bohatera może w mgnieniu oka stać się nakryciem głowy innej postaci, a w innym momencie... słuchawką telefonu. Czym stają się materace czy wspomniana już wcześniej pościel, niech przekonają się sami widzowie, którzy skuszą się na obejrzenie monodramu. Piotr Boratyński z prędkością światła zmieniał głos i pozycje na scenie, w zależności od tego, jaką postać w danym momencie odgrywał, a skromna scenografia (a jednak, jak się z czasem okazuje, bardzo przemyślana) i oświetlenie nie przeszkodziły mu w przeniesieniu widzów w różne miejsca i ukazaniu spotkań Piórki z innymi ludźmi.
Mirosław Siedler, dyrektor Teatru im. Aleksandra Sewruka, zaznaczył przed premierą, że tego rodzaju spektaklu w elbląskim teatrze nie było od wielu lat, sam monodram określił jako niekonwencjonalny i surrealistyczny: z takim opisem 301. premiery trudno się nie zgodzić. Dodajmy więc, że „Niejaki Piórko” wróci na małą scenę 25, 26 i 27 września.
Jeszcze jedno. Maski kojarzą się nieodłącznie z teatrem, jednak niekoniecznie te maseczki, które nosimy teraz w różnych miejscach w związku z pandemią. Niech pewnym znakiem tego, że „Niejaki piórko” jest widowiskiem intrygującym będzie fakt, że choć maska może uwierać i denerwować w sklepie czy autobusie, łatwo było o niej nie myśleć podczas spektaklu.