Na początku 2023 roku na popularnej facebookowej grupie Zdjęcia Elbląga pojawiły się fotografie przystanku tramwajowego przy ulicy 1 maja (obok PZU), na których brakowało już znajdującego się tam wcześniej kiosku. Post wywołał niemałe poruszenie – mieszkańcy wyrażali ubolewanie, że to kolejny kiosk na mapie miasta, z którym trzeba było się pożegnać. Później podobne reakcje wywołało usunięcie kiosku przy ulicy Gwiezdnej. Faktycznie, dziś o tych punktach mówimy już w zasadzie głównie w czasie przeszłym.
Komentarze na Facebooku dotyczące przemijalności kiosków pisały w dużej mierze osoby starsze ode mnie, jednak nawet ja, wychowywany w latach 90., traktuję je z sentymentem i wiążę z nimi wspomnienia. Kioski Ruchu świetnie wpisują się w nurt tego, o czym często piszę w moich tekstach o przeszłości – są czymś, co kiedyś było zupełnie naturalnym elementem krajobrazu, a dziś wywołuje uczucie tęsknoty.
Trzy kioski w pamięci
Mnie szczególnie utkwiły w pamięci trzy kioski, wszystkie w okolicy mojego ówczesnego zamieszkania – jeden przy Nowowiejskiej, obok wyjazdu z Zajchowskiego, jeden przy Słonecznej i jeden przy Traugutta, obok przystanku. W tym ostatnim kupowaliśmy bardzo często, choćby bilety autobusowe, znaliśmy nawet imię pani sprzedającej (dziś już mi się zatarło, ale stawiałbym na Barbarę). Niestety nie mam w rodzinnym archiwum zdjęcia, na którym widać byłoby ten kiosk w całej okazałości, jedynie w niewielkim fragmencie – fotografia ta załączona jest w tym tekście – ale i to zdjęcie wystarczy, by przypomnieć sobie jego niebieską barwę i osłonięte kratami witryny.
W tych witrynach było zaś sporo przedmiotów, które przyciągały uwagę młodego człowieka, na czele z gazetkami, przynajmniej w moim przypadku. Lata 90. były dla dzieci prawdziwą skarbnicą, jeśli chodzi o wszelkie magazyny z lubianymi postaciami.
U mnie prym wiódł „Kaczor Donald”, który w Polsce zaczął być wydawany w 1994 roku (niedawno ukazało się jubileuszowe wydanie z przedrukiem pierwszego numeru) i z czasem stał się tygodnikiem. Ileż frajdy przynosiło czytanie kolejnych komiksów i zabawa gadżetami, które były do niego dołączone! Radość dawały przy tym także inne gazetki, choćby „Tom i Jerry”, „Królik Bugs”, „O.K.” z dołączonymi kasetami do nauki angielskiego, czy komiksy oparte na filmach Disneya. Siłą rzeczy jako dziecko nie byłem w aż takim stopniu zainteresowany gazetami „tradycyjnymi”, ale jeśli babcia kupiła sobie w kiosku „Na żywo” czy „Chwilę dla Ciebie” (a potem ułożyła je u siebie w domu na staranny stosik), to zawsze chętnie sobie przeglądałem. Podobnie z gazetami z ramówką telewizyjną, głównie „TO & OWO”, którego pojedyncze egzemplarze sprzedawane są teraz na aukcjach za niemałe pieniądze.
Jak się to tam mieściło?
Gazety stanowiły naturalną część wystroju kiosku – w zasadzie otaczały panią sprzedającą z każdej strony, a to przecież zaledwie jeden z wielu towarów, które można było tam kupić. Przypuszczam, że co najmniej raz w życiu zastanowiłem się kiedyś, jak wszystkie te cuda mieszczą się w tak niewielkiej budce (z tego, co czytam w internecie, zagadkową kwestią wśród dzieci było też to, gdzie pani sprzedająca udaje się za potrzebą). Może i mięsa, niczym w „Misiu”, w latach 90. w kioskach nie sprzedawano, były za to słodycze, kosmetyki, papierosy, książki, zabawki – wybór naprawdę imponujący. No, dziś podobny asortyment znaleźć można na poczcie, ale tam jednak metraż jest nieco większy. Wśród zabawek sprzedawanych w kioskach były na przykład gniotki. Pamiętam o tym, bo jeden z nich zakupiony po drodze do babci pękł mi nad twarzą, gdy bawiłem się nim na leżąco, wobec czego mogłem z bliska przekonać się, co znajduje się w środku gniotka. Kupiliśmy go w kiosku przy wyjeździe z ulicy Beniowskiego na Piłsudskiego. Słodycze z kolei kupowaliśmy raczej rzadko, może dlatego, że na wystawie stały głównie wafelki z wypłowiałymi od słońca opakowaniami.
To, gdzie stały w Elblągu kioski Ruchu, dziś można zweryfikować na zdjęciach lotniczych sprzed lat, choć wymaga to przyjrzenia się i szukania niewielkich prostokątnych obiektów. W samym mieście zazwyczaj spotyka się już takie, które są nieczynne i – co tu dużo mówić – bynajmniej nie upiększają krajobrazu (choć na swój sposób doceniam ten spod przychodni przy Robotniczej, podpisany „Fire Walk With Me”, cytatem z „Twin Peaks”). Na załączonym fragmencie zdjęcia widać akurat kiosk przy Nowowiejskiej, o którym pisałem na wstępie. Co stało się z tym kioskiem – tego nie wiem, za to ten z ulicy Słonecznej zyskał drugie życie za sprawą Stowarzyszenia Co Jest? i aktualnie stoi sobie odnowiony po drugiej stronie rzeki, gotowy przypominać nam to, co minione.
Jakie są wasze wspomnienia związane z kioskami Ruchu? Co najczęściej kupowaliście i w jakich latach? Czekam na Wasze komentarze.