Gmach elbląskiego Sądu Okręgowego przy pl. Konstytucji wyróżnia się i imponuje swoją majestatyczną formą, proporcjami i bogatym detalem dekoracyjnym. Przyzwyczajeni jednak do tego, że jest tu „od zawsze” nie mamy zwykle czasu, by ten detal szczegółowo analizować. Kiedy powstał pomysł przygotowania tego opracowania, a było to zupełnie niedawno, nic nie przeszkadzało w podziwianiu i „studiowaniu” dekoracji fasady tego dostojnego gmachu. Dziś znaczna jej część ponownie jest zasłonięta z powodu niedawno rozpoczętych prac renowacyjnych. Ten mały psikus losu nie zniechęcił jednak autorów niniejszego tekstu – Daniela Lewandowskiego i Karola Wyszyńskiego - do jego publikacji. Mają cichą nadzieję, że być może rozbudzi on zainteresowanie Czytelników, którzy z niecierpliwością oczekiwać będą demontażu rusztowań i zasłon.
O winie i karze
Zanim opiszemy budynek elbląskiego Sądu Okręgowego, co nieco o wymiarze sprawiedliwości i jego historii. W najdawniejszych czasach, a więc w okresie tak zwanej wspólnoty pierwotnej istniała zasada zemsty rodowej, czy też plemiennej. W ten sposób wymierzano karę za poniesione krzywdy, przy czym zemsta taka zwykle prowadziła do kolejnego rewanżu-zemsty, co nakręcało spiralę nienawiści. W tej sytuacji władcy zaczęli wprowadzać pierwsze kodeksy. Jednym z trzech najstarszych był powstały w XVIII w. p.n.e. kodeks określany mianem Kodeksu Hammurabiego ze swoim słynnym „oko za oko, ząb za ząb”.
Wraz z rozwojem cywilizacji prawo powoli stawało się coraz bardziej humanitarne. Spory i sprawy karne rozsądzali władcy państwa, albo jakiegoś terytorium. Często też przekazywali ten przywilej innym osobom, które najczęściej nie były prawnikami z wykształcenia, ani – jak byśmy to dziś powiedzieli – „osobami zaufania publicznego”. Nie było też specjalnych gmachów dla orzekania win i kar. Najgorzej usytuowana była ludność wiejska, bo podlegała władzy sądowniczej właścicieli wiosek i nie miała się do kogo odwołać od ich decyzji. Wymierzane kary były surowe. W zasadzie, poza szczególnymi sytuacjami, kiedy kogoś wtrącano do lochu lub trzymano w wieży, nie istniały „powszechne” więzienia jako miejsce odbywania kary. Najczęściej stosowanymi karami było wówczas pozbawienie życia, piętno czy banicja.
O gmachu elbląskiego sądu
Jak już wyżej wspomniano, kiedyś nie było osobnych budynków sądowych, sprawy rozpatrywano w różnych miejscach, a w miastach - najczęściej w ratuszach. W literaturze odszukać można informację, że najstarszy budynek wybudowany specjalnie dla celów sądowniczych na terenie obecnej Polski, powstał we Wrocławiu w 1835 r. W naszym mieście gmach sądu istniał od 1858 roku. Został wybudowany przy Wewnętrznej Grobli Młyńskiej (obecnej ul. 1 Maja) razem z więzieniem, w którym teraz mieści się areszt śledczy. Budynek tego sądu nie przetrwał do dnia dzisiejszego – zniszczony wskutek działań wojennych, potem podpalony, przez długie lata niszczał, aż w końcu został rozebrany na początku lat 70. XX w. Na jego miejscu, przy dzisiejszej ul. 1 Maja, za skrzyżowaniem z ul. Hetmańską, po lewej stronie - patrząc w kierunku pl. Konstytucji - wzniesiono nowy budynek Wielobranżowej Spółdzielni Usługowej.
Na przełomie lat 1912-14 do wyżej wspomnianego, pierwotnego gmachu ówczesnego sądu został dobudowany istniejący do dzisiaj budynek (przy dzisiejszym pl. Konstytucji), mieszczący współcześnie siedzibę wydziałów karnych Sądu Okręgowego i Rejonowego. W gmachu tym powstały trzy sale sądowe z osobnym bocznym wejściem dla oskarżonych. Sale te istnieją do dzisiaj i nadal są wyposażone w oryginalne boazerie i meble wykonane przez ówczesną elbląską firmę „Klinkmann & Fischert Möbelfabrik Elbing”, która również mieściła się przy Wewnętrznej Grobli Młyńskiej. Świadczą o tym zachowane do dziś tabliczki zamocowane do mebli. W związku ze słynnym procesem „Kulawego” rozpatrywanym na początku XXI w. ławy oskarżonych zostały obudowane kuloodpornymi szybami.
Opisywana siedziba dzisiejszego Sądu Okręgowego w Elblągu została wybudowana pod nadzorem mistrza budowlanego Schreibera. Z tego samego okresu pochodzi narożna lampa gazowa, którą sądowi podarowała gazownia miejska. W czasie wojny w budynku tym mieścił się lazaret.
O elbląskich powojennych prawnikach-pionierach
W czerwcu 1945 roku Zygmunt Gdulewicz uruchomił w nim Sąd Grodzki, a Kazimierz Giedroyć – prokuraturę. W tym czasie z praworządnością nie było wcale dobrze. Do formowanej wówczas Milicji Obywatelskiej trafiało dużo ludzi przypadkowych i w pierwszym roku, z powodu niewłaściwych zachowań, zwolniono ze służby aż 40 procent personelu!
W sierpniu 1945 roku działalność rozpoczął Sąd Okręgowy z prezesem Stanisławem Różańskim i zastępcą Janem Łaparewiczem. Swoim zasięgiem obejmował ówczesny powiat elbląski, kwidzyński, malborski, suski i sztumski. Do 1989 roku sąd kilkakrotnie zmieniał nazwy i zasięg – od okręgowego przez powiatowy, wojewódzki i ponownie okręgowy. W gmachu tym oprócz sądu działała prokuratura, a na dole po prawej stronie swoją siedzibę mieli adwokaci.
Wracając do pierwszych prawników przybyłych do Elbląga, to wiążą się z nimi dwie historie. Pierwsza to przywitanie ich przez pierwszego powojennego prezydenta miasta Wacława Wysockiego. Opisuje to w swojej powieści „Miasto nowych ludzi” Janina Dziarnowska, a także Mieczysław Filipowicz we wspomnieniowej książce „Ludzie, stocznie i okręty”. Urząd Miejski znajdował się wówczas na rogu ul. Królewieckiej i Pionierskiej. Kiedy obaj przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości (Zygmunt Gdulewicz i Kazimierz Giedroyć) znaleźli się w gabinecie prezydenta i się przedstawili, prezydent wyjął pepeszę, położył ją na biurku i oświadczył: „To jest tutaj prawo”. Krótko po tym przestał być prezydentem.
Druga historia to sprawa jednej z kradzieży opisana przez Mieczysława Filipowicza we wspomnianej już książce „Ludzie, stocznie i okręty”: „Pewnej lipcowej niedzieli otrzymałem przez posłańca kartkę od prokuratora Kazimierza Giedroycia z prośbą o spodnie. Później pan prokurator opowiadał: „Ranek był upalny, więc otworzyłem okno i śniadanie jadłem w piżamie - w sąsiednim pokoju. Gdy wróciłem do pokoju, ubrania już nie było. Zostałem bez portek i co miałem robić? Przypomniałem sobie, że pan ma dwie pary”. Takie to były pionierskie czasy.
O symbolice dekoracji naściennych elbląskiego Sądu Okręgowego
W roku 2006 opisywany budynek sądowy jak i stojąca przy nim uliczna lampa gazowa przeszły gruntowną renowację, dzięki której przywrócono im pierwotny wygląd. Dzięki zastosowanej metodzie czyszczenia kamiennych elementów dekoracyjnych, bardzo czytelna stała się ornamentyka oraz symbolika płaskorzeźb, którymi pokryta jest fasada i szczyt gmachu. Ich układ i szczegóły najlepiej oglądać z pewnej odległości. Na kolejnych ilustracjach dokonamy szczegółowej analizy i interpretacji tych dekoracji, by rozszyfrować i zrozumieć ich przekaz. Jest on związany z profesją prawniczą, funkcjami sądowniczymi i sztuką jurysdykcyjną, ale szerzej odnosi się do zasad współżycia oraz porządku społecznego. Głównym przesłaniem omawianych dekoracji jest ostrzeżenie przed nieuchronnością kary za popełnione przewinienia, ale też refleksja, by zbyt pochopnie nie wchodzić w spór sądowy i przemyśleć zawczasu wszystkie konsekwencje, jakie mogą z tego faktu wyniknąć. Kwintesencją tego przesłania jest umieszczony na szczycie budynku napis „Suum Cuique” (łac. „Każdemu, co mu się należy”).
Daniel Lewandowski, Karol Wyszyński
PS. Przy przygotowaniu tego opracowania autorzy posiłkowali się: artykułem autorstwa Jerzego Domino „Kilka słów o budynku Sądu Okręgowego w Elblągu” opublikowanego w „Magazynie Elbląskim” nr 28 z grudnia 2013 / stycznia 2014; publikacją p.t. „Pionierzy elbląskiej Temidy” autorstwa Krzysztofa Kwasuckiego dostępną pod tym linkiem
Wszystkie zdjęcia są autorstwa Karola Wyszyńskiego. Opracowanie ilustracji – Daniel Lewandowski