Karę 25 lat więzienia wymierzył Sąd Okręgowy w Elblągu Rafałowi Stankiewiczowi, który w listopadzie ubiegłego roku zamordował 35-letnią Ewę K. Prokurator domagał się dożywocia, ale sąd nie dopatrzył się w działaniu mężczyzny szczególnego okrucieństwa. Innego zdania jest rodzina zamordowanej kobiety.
Tragedia rozegrała się 9 listopada 2006 roku. Jej przebieg przytaczamy za sędzią Markiem Omelanem, który odczytał dziś (12 października) uzasadnienie wyroku.
Rano Rafał Stankiewicz wyszedł z domu i wybrał się do znajomego, który obiecał mu ok. 300 kilogramów makulatury. Mężczyzna bardzo liczył na ten dar, gdyż jego sytuacja rodzinna i materialna była bardzo trudna - wraz z konkubiną i dzieckiem musiał opuścić stancję i pomieszkiwali u koleżanki. Łapał się dorywczej pracy, ale to, co zarobił, nie wystarczało na życie. Chciał więc sprzedać makulaturę, by zdobyć trochę gotówki. Jednak kolega nie wywiązał się z umowy. Stankiewicz zaczął więc zastanawiać się, skąd wziąć pieniądze. Wtedy przypomniał sobie, że Bogdan K., u którego od pewnego czasu dorabiał sobie, remontując mieszkanie, płacił dostawcy materiałów budowlanych gotówką - wręczył 1800 zł. To duża kwota - pomyślał Stankiewicz. Może mają więcej gotówki w mieszkaniu? Z zamiarem okradzenia małżonków K. wybrał się więc do ich mieszkania. Nie umawiał się wcześniej z nimi, że przyjdzie do pracy, nie wiedział też, czy zastanie kogoś w domu. Przed godz. 9 zapukał do drzwi mieszkania państwa K., które otworzyła mu 35-letnia Ewa K. Stankiewicz szybko zauważył, że kobieta jest w mieszkaniu sama. Powiedział, że jednak przyszedł do pracy i poszedł na strych, by się przebrać. Tam zaplanował zabójstwo. Zszedł na dół i poprosił kobietę o tabletkę przeciwbólową i herbatę, a następnie wrócił na strych. Zastanawiał się teraz, jak zabić Ewę K. Może uderzyć ją czymś ciężkim? W jego ręce wpadł kilogramowy młotek. Założył więc nowe rękawice robocze i zaczaił się na swoją ofiarę. Gdy Ewa K. niosła mu po schodach na górę herbatę, uderzył ją w głowę młotkiem. Kobieta stoczyła się na dół ogłuszona. Padł drugi cios. Ewa K. wołała o pomoc. Stankiewicz przykląkł więc i łokciem przycisną jej szyję, a ręką zakrył usta, by ją uciszyć. Wówczas kobieta ugryzła go w palec. Wściekły mężczyzna uderzał ją pięścią w twarz. Ciosy chwilowo zamroczyły Ewę K. Zapytała następnie Stankiewicza, czego chce. Ten odparł, że pieniędzy. Prosiła, by jej nie zabijał i wskazała na torebkę, w której ma pieniądze. Podeszli do stolika, na którym stała torebka razem - kobieta poruszała się na czworakach. Wyciągnęła z portmonetki 230 zł. Stnkiewicz wyciągnął też rachunki, które próbował ukryć za szafą w drugim pokoju - na nich zostały przecież jego odciski palców. Wtedy zobaczył, że kobieta próbuje wstać. Sięgnął więc znowu po młotek i zadał jej cios w głowę. Ewa K. upadła na plecy i Stankiewicz myślał, że już nie żyje. Pobiegł więc na strych, gdzie schował młotek, spakował swoje ubrania. Na dole zobaczył, że jednak jego ofiara nadal oddycha. Rozejrzał się i z wieszaka ściągnął parcianą smycz, którą zaczął dusić swoją ofiarę. Ta nadal walczyła. W końcu dla pewności stanął nogą na jej gardle. To już był koniec. Pobiegł jeszcze do sypialni, z której zabrał telefon komórkowy. Do drzwi w tym czasie dobijała się matka Ewy K. Kobiety były wcześniej umówione. Stankiewicz wyskoczył więc przez balkon.
Minął działki, do kontenera na śmieci wyrzucił zakrwawione ubranie. W publicznej toalecie na targowisku miejskim umył się, a następnie kupił sobie nowe ciuchy za 130 zł - to pieniądze skradzione Ewie K. Miał jeszcze trochę rzeczy do wyrzucenia, więc udał się do Bażantarni. Tam m.in. wyrzucił swoją kurtkę, a także rozmontowany skradziony telefon komórkowy. Zgubił w między czasie ponad 50 zł. Tramwajem pojechał jeszcze do kolegi, a następnie ok. godz. 14.30 wrócił do domu. Następnie spokojnie z konkubiną poszli oglądać nową stancję. Jeszcze tego samego popołudnia został zatrzymany przez policjantów. Trafił do aresztu, a następnie zaczął się proces.
Dziś zapadł wyrok w tej sprawie, która wstrząsnęła elblążanami. Mimo, że prokurator domagał się dożywocia, sąd zdecydował o karze 25 lat więzienia z możliwością ubiegania się o wcześniejsze, warunkowe zwolnienie po 20 latach (teraz Stankiewicz ma 23 lata).
- Rafał Stankiewicz działał z zamiarem pozbawienia życia, jednak nie ze szczególnym okrucieństwem - podkreślał sędzia Jacek Pietrzak, prezes Sądu Okręgowego w Elblągu, który przewodniczył sprawie. - Ja rozumiem, że 30-minutowe zabijanie z użyciem wielu narzędzi rodzinie Ewy K. wydaje się okrutne, jednak w świetle prawa nie nosi takich znamion - wyjaśniał.
- Zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem jest wtedy, gdy sprawca czerpie satysfakcję z działania, przedłuża celowo agonię i dodaje cierpień ofierze - dodał sędzia Marek Omelan. - Postępowanie Rafała Stankiewicza wskazuje raczej na jego nieudolność, a nie chęć zadania zamordowanej kobiecie dodatkowych cierpień. Myślał cały czas, że musi ją zabić, bo ona jest jedynym świadkiem jego przestępstwa. Sąd rozumie, że dla rodziny zamordowanej Ewy K. ta zbrodnia zasługuje na dożywocie - kontynuował. - Było to działanie zaplanowane, atak nastąpił znienacka, było też zacieranie śladów. Nie można jednak tracić z pola widzenia okoliczności łagodzących, które u oskarżonego występują.
Te okoliczności, zdaniem sądu, to fakt, że Rafał Stankiewicz nie był wcześniej karany, a także motywacja, którą się kierował. Biegły psycholog orzekł, że Stankiewicz nie jest człowiekiem zdemoralizowanym, ale zdeterminowanym, który wybrał najgorszy wariant rozwiązania swojej trudnej sytuacji. I także na ową sytuację rodzino-materialną powołał się sąd. Nie było to zabójstwo dla zabójstwa, ale dla pieniędzy, których Stankiewicz bardzo potrzebował. Miał przecież dziecko, drugie było w drodze, nie miał gdzie mieszkać i nie miał stałej pracy.
Ten wyrok i jego uzasadnienie ciężko było przyjąć rodzinie zamordowanej Ewy K.
- Co to za kara - płakała matka Ewy K. po wyjściu z sądu. - My cierpimy nadal, a on wyjdzie po 20 latach i będzie żył. Serce boli, gdy patrzę na dzieci Ewy, te małe dzieci, które teraz muszą wychowywać się bez mamy. Bogdan [mąż Ewy K. - red.] też jest załamany. Ja tego nie rozumiem - dodała rozżalona kobieta. - My z mężem zaraz po ślubie nie mieliśmy nic, a mimo tego nikogo nie okradliśmy, nie zamordowaliśmy...
Wyrok nie jest prawomocny.
W relacji radiowej mówią członkowie rodziny zamordowanej Ewy K.:
Rano Rafał Stankiewicz wyszedł z domu i wybrał się do znajomego, który obiecał mu ok. 300 kilogramów makulatury. Mężczyzna bardzo liczył na ten dar, gdyż jego sytuacja rodzinna i materialna była bardzo trudna - wraz z konkubiną i dzieckiem musiał opuścić stancję i pomieszkiwali u koleżanki. Łapał się dorywczej pracy, ale to, co zarobił, nie wystarczało na życie. Chciał więc sprzedać makulaturę, by zdobyć trochę gotówki. Jednak kolega nie wywiązał się z umowy. Stankiewicz zaczął więc zastanawiać się, skąd wziąć pieniądze. Wtedy przypomniał sobie, że Bogdan K., u którego od pewnego czasu dorabiał sobie, remontując mieszkanie, płacił dostawcy materiałów budowlanych gotówką - wręczył 1800 zł. To duża kwota - pomyślał Stankiewicz. Może mają więcej gotówki w mieszkaniu? Z zamiarem okradzenia małżonków K. wybrał się więc do ich mieszkania. Nie umawiał się wcześniej z nimi, że przyjdzie do pracy, nie wiedział też, czy zastanie kogoś w domu. Przed godz. 9 zapukał do drzwi mieszkania państwa K., które otworzyła mu 35-letnia Ewa K. Stankiewicz szybko zauważył, że kobieta jest w mieszkaniu sama. Powiedział, że jednak przyszedł do pracy i poszedł na strych, by się przebrać. Tam zaplanował zabójstwo. Zszedł na dół i poprosił kobietę o tabletkę przeciwbólową i herbatę, a następnie wrócił na strych. Zastanawiał się teraz, jak zabić Ewę K. Może uderzyć ją czymś ciężkim? W jego ręce wpadł kilogramowy młotek. Założył więc nowe rękawice robocze i zaczaił się na swoją ofiarę. Gdy Ewa K. niosła mu po schodach na górę herbatę, uderzył ją w głowę młotkiem. Kobieta stoczyła się na dół ogłuszona. Padł drugi cios. Ewa K. wołała o pomoc. Stankiewicz przykląkł więc i łokciem przycisną jej szyję, a ręką zakrył usta, by ją uciszyć. Wówczas kobieta ugryzła go w palec. Wściekły mężczyzna uderzał ją pięścią w twarz. Ciosy chwilowo zamroczyły Ewę K. Zapytała następnie Stankiewicza, czego chce. Ten odparł, że pieniędzy. Prosiła, by jej nie zabijał i wskazała na torebkę, w której ma pieniądze. Podeszli do stolika, na którym stała torebka razem - kobieta poruszała się na czworakach. Wyciągnęła z portmonetki 230 zł. Stnkiewicz wyciągnął też rachunki, które próbował ukryć za szafą w drugim pokoju - na nich zostały przecież jego odciski palców. Wtedy zobaczył, że kobieta próbuje wstać. Sięgnął więc znowu po młotek i zadał jej cios w głowę. Ewa K. upadła na plecy i Stankiewicz myślał, że już nie żyje. Pobiegł więc na strych, gdzie schował młotek, spakował swoje ubrania. Na dole zobaczył, że jednak jego ofiara nadal oddycha. Rozejrzał się i z wieszaka ściągnął parcianą smycz, którą zaczął dusić swoją ofiarę. Ta nadal walczyła. W końcu dla pewności stanął nogą na jej gardle. To już był koniec. Pobiegł jeszcze do sypialni, z której zabrał telefon komórkowy. Do drzwi w tym czasie dobijała się matka Ewy K. Kobiety były wcześniej umówione. Stankiewicz wyskoczył więc przez balkon.
Minął działki, do kontenera na śmieci wyrzucił zakrwawione ubranie. W publicznej toalecie na targowisku miejskim umył się, a następnie kupił sobie nowe ciuchy za 130 zł - to pieniądze skradzione Ewie K. Miał jeszcze trochę rzeczy do wyrzucenia, więc udał się do Bażantarni. Tam m.in. wyrzucił swoją kurtkę, a także rozmontowany skradziony telefon komórkowy. Zgubił w między czasie ponad 50 zł. Tramwajem pojechał jeszcze do kolegi, a następnie ok. godz. 14.30 wrócił do domu. Następnie spokojnie z konkubiną poszli oglądać nową stancję. Jeszcze tego samego popołudnia został zatrzymany przez policjantów. Trafił do aresztu, a następnie zaczął się proces.
Dziś zapadł wyrok w tej sprawie, która wstrząsnęła elblążanami. Mimo, że prokurator domagał się dożywocia, sąd zdecydował o karze 25 lat więzienia z możliwością ubiegania się o wcześniejsze, warunkowe zwolnienie po 20 latach (teraz Stankiewicz ma 23 lata).
- Rafał Stankiewicz działał z zamiarem pozbawienia życia, jednak nie ze szczególnym okrucieństwem - podkreślał sędzia Jacek Pietrzak, prezes Sądu Okręgowego w Elblągu, który przewodniczył sprawie. - Ja rozumiem, że 30-minutowe zabijanie z użyciem wielu narzędzi rodzinie Ewy K. wydaje się okrutne, jednak w świetle prawa nie nosi takich znamion - wyjaśniał.
- Zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem jest wtedy, gdy sprawca czerpie satysfakcję z działania, przedłuża celowo agonię i dodaje cierpień ofierze - dodał sędzia Marek Omelan. - Postępowanie Rafała Stankiewicza wskazuje raczej na jego nieudolność, a nie chęć zadania zamordowanej kobiecie dodatkowych cierpień. Myślał cały czas, że musi ją zabić, bo ona jest jedynym świadkiem jego przestępstwa. Sąd rozumie, że dla rodziny zamordowanej Ewy K. ta zbrodnia zasługuje na dożywocie - kontynuował. - Było to działanie zaplanowane, atak nastąpił znienacka, było też zacieranie śladów. Nie można jednak tracić z pola widzenia okoliczności łagodzących, które u oskarżonego występują.
Te okoliczności, zdaniem sądu, to fakt, że Rafał Stankiewicz nie był wcześniej karany, a także motywacja, którą się kierował. Biegły psycholog orzekł, że Stankiewicz nie jest człowiekiem zdemoralizowanym, ale zdeterminowanym, który wybrał najgorszy wariant rozwiązania swojej trudnej sytuacji. I także na ową sytuację rodzino-materialną powołał się sąd. Nie było to zabójstwo dla zabójstwa, ale dla pieniędzy, których Stankiewicz bardzo potrzebował. Miał przecież dziecko, drugie było w drodze, nie miał gdzie mieszkać i nie miał stałej pracy.
Ten wyrok i jego uzasadnienie ciężko było przyjąć rodzinie zamordowanej Ewy K.
- Co to za kara - płakała matka Ewy K. po wyjściu z sądu. - My cierpimy nadal, a on wyjdzie po 20 latach i będzie żył. Serce boli, gdy patrzę na dzieci Ewy, te małe dzieci, które teraz muszą wychowywać się bez mamy. Bogdan [mąż Ewy K. - red.] też jest załamany. Ja tego nie rozumiem - dodała rozżalona kobieta. - My z mężem zaraz po ślubie nie mieliśmy nic, a mimo tego nikogo nie okradliśmy, nie zamordowaliśmy...
Wyrok nie jest prawomocny.
W relacji radiowej mówią członkowie rodziny zamordowanej Ewy K.:
A