Marcin P. i Jacek B., pseudonim „Jazon”, oskarżeni o pobicie ze skutkiem śmiertelnym Pawła M., pozostaną w areszcie - taką decyzję podjęła dziś (25 marca) sędzia Marta Wiśniewska, która prowadzi sprawę. Sędzia Wiśniewska podkreślała, że zgromadzone przeciwko oskarżonym dowody są silne, a ponadto istnieje obawa, że po zwolnieniu Marcin P. i Jacek B. mogą mataczyć.
Dziś w Sądzie Okręgowym w Elblągu odbyła się kolejna rozprawa dotycząca pobicia ze skutkiem śmiertelnym 24-letniego Pawła M., do którego doszło w lipcu 2007 r. w pobliżu Bowling Clubu (tu oskarżonymi są Marcin P. i Jacek B.) oraz pobicia Marcina M. (oskarżony Varushan M.). Sąd przesłuchał troje świadków - dwie dziewczyny oraz chłopaka, którzy bawili się w nocy z 21 na 22 lipca w Bowling Clubie razem z Pawłem M. i Marcinem M.
- Pod koniec dyskoteki doszło do jakiegoś nieporozumienia - mówiła 23-letnia Magda. - Nie wiem dokładnie, o co chodziło, ale nasze towarzystwo postanowiło opuścić lokal. Paweł powiedział mi, że idzie razem z kolegą zapalić papierosa na zewnątrz. Gdy długo nie wracał, postanowiłam razem z innym kolegą i koleżanką ubrać się i wyjść go poszukać. Zauważyłam, że sporo osób zbiega po schodach na dół. My poszliśmy do szatni po swoje rzeczy i też wyszliśmy z klubu. Na zewnątrz nikogo nie było - kontynuowała. - Stanęliśmy przy postoju taksówek i zastanawialiśmy się, gdzie jest Paweł. Ruszyłam w kierunku budynku ZUS, a razem ze mną kolega i koleżanka. Gdy wyszłam za róg i znalazłam się na ul. Robotniczej, z przeciwnego kierunku szła grupa osób. Rozpoznałam tylko Marcina P., bo bywałam wcześniej w Bowling Clubie, a on był tam ochroniarzem. Oprócz niego szło dwóch, może trzech chłopaków. To nie byli Polacy. Gdy ich minęliśmy, zobaczyłam grupę ludzi, którzy stali nad leżącym chłopakiem.
Tu dziewczynie wyraźnie głos załamał się i dalej mówiła już przez łzy.
- Paweł leżał na ulicy, a jego głowa na chodniku - opisywała. - Miał zakrwawioną twarz, podartą koszulkę. Przykryłam go kurtką. Przyjechała karetka i policja. My wsiedliśmy w taksówkę i pojechaliśmy do szpitala.
Na pytanie, dlaczego podczas przesłuchania bezpośrednio po zdarzeniu nie wspomniała o tym, że widziała Marcina P. niedaleko miejsca, gdzie został pobity Paweł, przyznała, że się bała.
- Dziś już nie obawiam się oskarżonego - zapewniała.
Jej koleżanka, 23-letnia Dorota również wspomniała o grupie, która mijała ich trójkę. Także rozpoznała wśród tych osób Marcina P., a pozostałych mężczyzn określiła jako Ormian.
- Jeden z nich trzymał w ręku pasek - dodała.
Jednak stwierdziła, że tę grupę zauważyła, gdy jeszcze stała z Magdą i kolegą przy postoju taksówek. Nie za rogiem, jak zeznała Magda. Później jednak, podczas konfrontacji, powiedziała, że nie jest tego pewna, bo nie pamięta dokładnie. Magda była pewna i swoją wersję podtrzymała.
Następnie mecenas Stanisław Borzdyński, obrońca oskarżonych Marcina P., Jacka B. i Varushana M., przystąpił do składania wniosków. Jeden dotyczył informacji, jaką do publicznej wiadomości podał ojciec śmiertelnie pobitego Pawła.
- To niedopuszczalne, by w ten sposób wywierać wpływ na świadków - mówił oburzony. - Chodzi mi o nagrodę w wysokości 10 tysięcy złotych dla osoby, która posiada jakieś istotne informacje i zdecydowałaby się zeznawać w tym procesie. Wnoszę o to, by oskarżyciel posiłkowy [którym jest ojciec Pawła - red.] oraz media zaprzestały wywierania niedozwolonego wpływu na przebieg procesu.
- Tak absurdalnego wniosku jeszcze nie słyszałem - skwitował mecenas Krzysztof Kanty, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego. - Nie znam przepisu prawa zabraniającego szukania prawdy.
Tego wniosku nie uwzględniła także sędzia Marta Wiśniewska.
Upadł również kolejny wniosek obrońcy, tym razem dotyczący uchylenia decyzji o umieszczeniu w areszcie Marcina P. i Jacka B.
- Zgromadzone dowody stanowią nadal wystarczające podstawy do istnienia prawdopodobieństwa, że oskarżeni popełnili zarzucane im czyny - wyjaśniała sędzia Wiśniewska. - Istnieje również przesłanka matactwa procesowego, a konieczne jest jeszcze przeprowadzenie czynności procesowych z udziałem świadków.
Marcin P. przebywa w areszcie od 8 miesięcy, zaś Jacek B. od 6 miesięcy.
Na początku kwietnia przeprowadzona zostanie wizja lokalna na miejscu zdarzenia, do jakiego doszło nad ranem 22 lipca 2007 roku. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 15 kwietnia.
- Pod koniec dyskoteki doszło do jakiegoś nieporozumienia - mówiła 23-letnia Magda. - Nie wiem dokładnie, o co chodziło, ale nasze towarzystwo postanowiło opuścić lokal. Paweł powiedział mi, że idzie razem z kolegą zapalić papierosa na zewnątrz. Gdy długo nie wracał, postanowiłam razem z innym kolegą i koleżanką ubrać się i wyjść go poszukać. Zauważyłam, że sporo osób zbiega po schodach na dół. My poszliśmy do szatni po swoje rzeczy i też wyszliśmy z klubu. Na zewnątrz nikogo nie było - kontynuowała. - Stanęliśmy przy postoju taksówek i zastanawialiśmy się, gdzie jest Paweł. Ruszyłam w kierunku budynku ZUS, a razem ze mną kolega i koleżanka. Gdy wyszłam za róg i znalazłam się na ul. Robotniczej, z przeciwnego kierunku szła grupa osób. Rozpoznałam tylko Marcina P., bo bywałam wcześniej w Bowling Clubie, a on był tam ochroniarzem. Oprócz niego szło dwóch, może trzech chłopaków. To nie byli Polacy. Gdy ich minęliśmy, zobaczyłam grupę ludzi, którzy stali nad leżącym chłopakiem.
Tu dziewczynie wyraźnie głos załamał się i dalej mówiła już przez łzy.
- Paweł leżał na ulicy, a jego głowa na chodniku - opisywała. - Miał zakrwawioną twarz, podartą koszulkę. Przykryłam go kurtką. Przyjechała karetka i policja. My wsiedliśmy w taksówkę i pojechaliśmy do szpitala.
Na pytanie, dlaczego podczas przesłuchania bezpośrednio po zdarzeniu nie wspomniała o tym, że widziała Marcina P. niedaleko miejsca, gdzie został pobity Paweł, przyznała, że się bała.
- Dziś już nie obawiam się oskarżonego - zapewniała.
Jej koleżanka, 23-letnia Dorota również wspomniała o grupie, która mijała ich trójkę. Także rozpoznała wśród tych osób Marcina P., a pozostałych mężczyzn określiła jako Ormian.
- Jeden z nich trzymał w ręku pasek - dodała.
Jednak stwierdziła, że tę grupę zauważyła, gdy jeszcze stała z Magdą i kolegą przy postoju taksówek. Nie za rogiem, jak zeznała Magda. Później jednak, podczas konfrontacji, powiedziała, że nie jest tego pewna, bo nie pamięta dokładnie. Magda była pewna i swoją wersję podtrzymała.
Następnie mecenas Stanisław Borzdyński, obrońca oskarżonych Marcina P., Jacka B. i Varushana M., przystąpił do składania wniosków. Jeden dotyczył informacji, jaką do publicznej wiadomości podał ojciec śmiertelnie pobitego Pawła.
- To niedopuszczalne, by w ten sposób wywierać wpływ na świadków - mówił oburzony. - Chodzi mi o nagrodę w wysokości 10 tysięcy złotych dla osoby, która posiada jakieś istotne informacje i zdecydowałaby się zeznawać w tym procesie. Wnoszę o to, by oskarżyciel posiłkowy [którym jest ojciec Pawła - red.] oraz media zaprzestały wywierania niedozwolonego wpływu na przebieg procesu.
- Tak absurdalnego wniosku jeszcze nie słyszałem - skwitował mecenas Krzysztof Kanty, pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego. - Nie znam przepisu prawa zabraniającego szukania prawdy.
Tego wniosku nie uwzględniła także sędzia Marta Wiśniewska.
Upadł również kolejny wniosek obrońcy, tym razem dotyczący uchylenia decyzji o umieszczeniu w areszcie Marcina P. i Jacka B.
- Zgromadzone dowody stanowią nadal wystarczające podstawy do istnienia prawdopodobieństwa, że oskarżeni popełnili zarzucane im czyny - wyjaśniała sędzia Wiśniewska. - Istnieje również przesłanka matactwa procesowego, a konieczne jest jeszcze przeprowadzenie czynności procesowych z udziałem świadków.
Marcin P. przebywa w areszcie od 8 miesięcy, zaś Jacek B. od 6 miesięcy.
Na początku kwietnia przeprowadzona zostanie wizja lokalna na miejscu zdarzenia, do jakiego doszło nad ranem 22 lipca 2007 roku. Termin kolejnej rozprawy wyznaczono na 15 kwietnia.
A