"Ja was wszystkich pozabijam albo podpalę" – tak miała straszyć 82-letnią, schorowaną kobietę Anna L., była dziewczyna jej wnuka. Wcześniej nachodziła rodzinę, tłukła szyby w oknach domu, waliła w drzwi i krzyczała: "Mariusz, ja cię kocham!". Policjanci doskonale znają ten adres, bo interweniowali już tam blisko sto razy. Anna L. miała sądowy zakaz zbliżania się do posesji byłego chłopaka, ale uporczywie go łamała więc znowu trafiła przed oblicze Temidy.
21-letnia Anna i o dwa lata młodszy Mariusz byli parą od lutego do czerwca 2012 r. Chłopak z nią zerwał, bo odkrył, że go okłamywała (m.in. co do swojego wieku, szkoły, do której rzekomo chodziła itp.). Młoda kobieta nie odpuściła. Zaczęła nachodzić byłego chłopaka w domu. Matka Mariusza wielokrotnie przed sądem opowiadała, jak Anna waliła w drzwi domu, tłukła szyby w oknach, krzyczała. Miała też wysyłać smsy i wykonywać głuche telefony do chłopaka i do jego matki. Miała też grozić.
Anna L. miała sądowy zakaz zbliżania się do byłego chłopaka i do jego posesji, ale uporczywie go łamała. Toczyły się więc przeciwko niej kolejne postępowania. Natomiast Mariusz wyjechał do Anglii, gdzie obecnie uczy się i pracuje.
Pod koniec czerwca br. sąd uznał Annę L. winną naruszania miru domowego oraz zakazu zbliżania się i wymierzył jej karę pięciu miesięcy ograniczenia wolności i 20 godzin (w systemie miesięcznym) dozorowanych prac społecznych. Kara ta została jednak warunkowo zawieszona na okres dwóch lat. Sąd zobowiązał także Annę L., by ta powstrzymała się od nachodzenia byłego chłopaka i jego matki. Miała też nie zbliżać się do ich posesji na odległość mniejszą niż 50 metrów.
Tymczasem w połowie sierpnia...
- Byłam sama w domu, gdy do drzwi zapukała Anka – mówiła dziś w sądzie 82-letnia babcia Mariusza [przed Sądem Rejonowym toczy się bowiem kolejny proces, w którym oskarżoną jest Anna L. Zarzuty są w zasadzie podobne do poprzednio stawianych – red.]. - Odepchnęła mnie i weszła do środka. "Przyszłam wam zrobić demolkę, a jak nie to pozabijam. Ja was wszystkich pozabijam albo podpalę" - tak mówiła - relacjonowała staruszka. - Chodziła nerwowo po mieszkaniu: "Co, wyście kamery pozakładali? Jestem w kamerze?" pytała. Nagle złapała za nóż kuchenny i groziła, że zabije moją córkę [matkę Mariusza – red.]. Przelękłam się więc zaczęłam z nią spokojnie rozmawiać. Nawet ją przytuliłam i tłumaczyłam, by zastanowiła się nad tym, co robi. W końcu zabrała się i poszła, chociaż chciała czekać na moją córkę.
Starsza kobieta była tak przerażona, że o zajściu poinformowała córkę dopiero następnego dnia. Panie powiadomiły policję.
- Babcia chłopaka zadzwoniła do policjantki prowadzącej sprawę i opowiedziała, co zaszło w jej domu – potwierdza Jakub Sawicki z zespołu prasowego KMP w Elblągu.
Co w tej kwestii ma do powiedzenia Anna L.? Nie wiadomo, bo nie stawiła się na dzisiejszą rozprawę. Jej obrońca Józef Borkowski mówił, że dziewczyna mieszka w Warszawie, chodzi do elitarnej szkoły, bo pomogli jej obcy, życzliwi ludzie. Szczegółów jednak nie był w stanie podać.
Prowadzący sprawę sędzia Wojciech Furman stwierdził, że oskarżona nie poinformowała sądu o zmianie miejsca pobytu, a ma taki obowiązek. Ponadto trudno mu przyjąć usprawiedliwienie złożone przez mecenasa, bo starsza, schorowana pani, która właściwie nie wychodzi z domu była w stanie przybyć do sądu, a młoda, zdrowa dziewczyna nie?
Zdecydował też, by biegli psychiatrzy przygotowali dodatkową opinię dotyczącą Anny L.
Termin kolejnej rozprawy sędzia wyznaczył na 25 października, jednocześnie podkreślając, że obecność oskarżonej byłaby wskazana.
Anna L. miała sądowy zakaz zbliżania się do byłego chłopaka i do jego posesji, ale uporczywie go łamała. Toczyły się więc przeciwko niej kolejne postępowania. Natomiast Mariusz wyjechał do Anglii, gdzie obecnie uczy się i pracuje.
Pod koniec czerwca br. sąd uznał Annę L. winną naruszania miru domowego oraz zakazu zbliżania się i wymierzył jej karę pięciu miesięcy ograniczenia wolności i 20 godzin (w systemie miesięcznym) dozorowanych prac społecznych. Kara ta została jednak warunkowo zawieszona na okres dwóch lat. Sąd zobowiązał także Annę L., by ta powstrzymała się od nachodzenia byłego chłopaka i jego matki. Miała też nie zbliżać się do ich posesji na odległość mniejszą niż 50 metrów.
Tymczasem w połowie sierpnia...
- Byłam sama w domu, gdy do drzwi zapukała Anka – mówiła dziś w sądzie 82-letnia babcia Mariusza [przed Sądem Rejonowym toczy się bowiem kolejny proces, w którym oskarżoną jest Anna L. Zarzuty są w zasadzie podobne do poprzednio stawianych – red.]. - Odepchnęła mnie i weszła do środka. "Przyszłam wam zrobić demolkę, a jak nie to pozabijam. Ja was wszystkich pozabijam albo podpalę" - tak mówiła - relacjonowała staruszka. - Chodziła nerwowo po mieszkaniu: "Co, wyście kamery pozakładali? Jestem w kamerze?" pytała. Nagle złapała za nóż kuchenny i groziła, że zabije moją córkę [matkę Mariusza – red.]. Przelękłam się więc zaczęłam z nią spokojnie rozmawiać. Nawet ją przytuliłam i tłumaczyłam, by zastanowiła się nad tym, co robi. W końcu zabrała się i poszła, chociaż chciała czekać na moją córkę.
Starsza kobieta była tak przerażona, że o zajściu poinformowała córkę dopiero następnego dnia. Panie powiadomiły policję.
- Babcia chłopaka zadzwoniła do policjantki prowadzącej sprawę i opowiedziała, co zaszło w jej domu – potwierdza Jakub Sawicki z zespołu prasowego KMP w Elblągu.
Co w tej kwestii ma do powiedzenia Anna L.? Nie wiadomo, bo nie stawiła się na dzisiejszą rozprawę. Jej obrońca Józef Borkowski mówił, że dziewczyna mieszka w Warszawie, chodzi do elitarnej szkoły, bo pomogli jej obcy, życzliwi ludzie. Szczegółów jednak nie był w stanie podać.
Prowadzący sprawę sędzia Wojciech Furman stwierdził, że oskarżona nie poinformowała sądu o zmianie miejsca pobytu, a ma taki obowiązek. Ponadto trudno mu przyjąć usprawiedliwienie złożone przez mecenasa, bo starsza, schorowana pani, która właściwie nie wychodzi z domu była w stanie przybyć do sądu, a młoda, zdrowa dziewczyna nie?
Zdecydował też, by biegli psychiatrzy przygotowali dodatkową opinię dotyczącą Anny L.
Termin kolejnej rozprawy sędzia wyznaczył na 25 października, jednocześnie podkreślając, że obecność oskarżonej byłaby wskazana.
A