Prezydent Elbląga spotka się z protestującymi związkowcami ze szpitala miejskiego dopiero w środę - taką informację otrzymaliśmy z ratusza. - To odległy termin, ale damy prezydentowi szansę i poczekamy - mówią związkowcy.
Termin rozmów prezydent ustalił z szefem elbląskiej Solidarności, Mirosławem Kozłowskim, którego pracownicy wybrali na mediatora w sporze z władzami miasta.
- Co prawda, my z Urzędu takiej informacji wciąż nie dostaliśmy, poza tym prezydent już dawno temu powinien był zareagować na nasze apele, ale mimo to cieszymy się, że do spotkania w końcu dojdzie - mówią przedstawiciele protestujących.
Przypomnijmy, trzy zakładowe komisje związkowe, które zrzeszają w sumie 3/4 liczącej około 300 osób załogi, protestują od poniedziałku. Związkowcy nie zgadzają się na sposób, w jaki prezydent powołał nowego dyrektora placówki, nie chcą nowej dyrektorki i żądają powrotu swojego dotychczasowego szefa doktora Jacka Perlińskiego. Jak informowaliśmy, wczoraj po raz pierwszy od początku konfliktu z dziennikarzami spotkał się wiceprezydent Marek Gliszczyński, który zaprzeczał temu, by miasto nie rozmawiało ze związkowcami. Dodał jednak, że nie wyobraża sobie, aby członkowie związków zawodowych dyktowali władzom miasta, co mają robić. Zastępca Henryka Słoniny stwierdził też, że - w jego opinii - w sprawie następczyni Jacka Perlińskiego protestuje nie tyle „większość pracowników”, co liderzy związkowi.
Jak współpracować?
Obecna na konferencji nowa dyrektor, Wiesława Jastrząb mówiła z kolei, że zastrzeżenia związkowców dziwią ją i zapewniała, że razem z załogą chce walczyć o utrzymanie szpitala. Na pytanie o to, jak wyobraża sobie współpracę z ludźmi, którzy jej nie akceptują oraz źle wspominają przeprowadzoną przez nią restrukturyzację miejskich przychodni i zwolnienie z pracy wielu osób, Wiesława Jastrząb odpowiedziała:
- Przyjęłam tę propozycję, aby sobie i innym dać szansę udowodnienia, że szpital miejski jest potrzebny mieszkańcom i ludziom, którzy w nim pracują. Poza tym razem z panem prezydentem rozmawiałam z pracownikami poszczególnych oddziałów i żaden z nich nie okazywał, że ma jakiekolwiek zastrzeżenia wobec mnie, przeciwnie usłyszałam zapewnienia o chęci współpracy – mówiła.
- W komisjach zakładowych, jakie działają w naszym szpitalu, zrzeszona jest znacząca większość pracowników i mówimy w ich imieniu - komentowali zdenerwowani związkowcy. - Nas, szefów komisji, chroni immunitet, ale trudno sobie wyobrazić, że w sytuacji, gdy w Elblągu jest tak wysokie bezrobocie i ceni się pracę, szeregowy pracownik, stojąc twarzą w twarz z nowym dyrektorem, powie, co o nim myśli.
Wiceprezydent Gliszczyński przyznał również, że Wiesława Jastrząb ma duże szanse na wygraną w konkursie na dyrektora, który ma być wkrótce ogłoszony i dodał, że - jego zdaniem - nie czas na akcje protestacyjne.
Związki pytają
- Kiedy prywatyzowano przychodnie, były takie same obawy i zastrzeżenia jak dziś i także totalnie blokowano niezbędną restrukturyzację - uważa wiceprezydent. - Dziś jest to wszystko oceniane inaczej, dlatego dajmy pani Jastrząb szansę wykazania się.
- Mamy wiele pytań - mówi tymczasem Mirosław Kozłowski. - Jak to możliwe, że w poniedziałek rada społeczna podjęła decyzję o zatwierdzeniu nowej dyrektorki, zapomniała jednak podjąć decyzję o odwołaniu doktora Perlińskiego? Można w związku z tym mieć wątpliwości, czy pani Wiesława Jastrząb jest już rzeczywiście dyrektorem. Po drugie, skoro miasto szuka oszczędności, to dlaczego płaci pensje trzem dyrektorom: panu Perlińskiemu, który otrzymał trzymiesięczne wypowiedzenie, jego zastępczyni i nowej pani dyrektor? Wydaje się, że można było od razu ogłosić konkurs i dr Perliński do czasu jego rozstrzygnięcia mógł dalej prowadzić szpital. Po trzecie, skoro władze miasta przyznają, że pani Jastrząb ma wszelkie szanse na to, by wygrać konkurs, to po co całe zamieszanie, jeśli karty zostały już rozdane?
- Prowadzimy trudny proces ratowania szpitala, przekazywaliśmy i przekazujemy mu publiczne pieniądze i zależy nam tym, by on dalej istniał, ale potrzebna jest zgoda pracowników na te działania - zapewniał Marek Gliszczyński.
Zapowiedź rozmów z prezydentem sprawiła, że dziś po południu związkowcy postanowili, by na razie nie zaostrzać akcji protestacyjnej.
- Co prawda, my z Urzędu takiej informacji wciąż nie dostaliśmy, poza tym prezydent już dawno temu powinien był zareagować na nasze apele, ale mimo to cieszymy się, że do spotkania w końcu dojdzie - mówią przedstawiciele protestujących.
Przypomnijmy, trzy zakładowe komisje związkowe, które zrzeszają w sumie 3/4 liczącej około 300 osób załogi, protestują od poniedziałku. Związkowcy nie zgadzają się na sposób, w jaki prezydent powołał nowego dyrektora placówki, nie chcą nowej dyrektorki i żądają powrotu swojego dotychczasowego szefa doktora Jacka Perlińskiego. Jak informowaliśmy, wczoraj po raz pierwszy od początku konfliktu z dziennikarzami spotkał się wiceprezydent Marek Gliszczyński, który zaprzeczał temu, by miasto nie rozmawiało ze związkowcami. Dodał jednak, że nie wyobraża sobie, aby członkowie związków zawodowych dyktowali władzom miasta, co mają robić. Zastępca Henryka Słoniny stwierdził też, że - w jego opinii - w sprawie następczyni Jacka Perlińskiego protestuje nie tyle „większość pracowników”, co liderzy związkowi.
Jak współpracować?
Obecna na konferencji nowa dyrektor, Wiesława Jastrząb mówiła z kolei, że zastrzeżenia związkowców dziwią ją i zapewniała, że razem z załogą chce walczyć o utrzymanie szpitala. Na pytanie o to, jak wyobraża sobie współpracę z ludźmi, którzy jej nie akceptują oraz źle wspominają przeprowadzoną przez nią restrukturyzację miejskich przychodni i zwolnienie z pracy wielu osób, Wiesława Jastrząb odpowiedziała:
- Przyjęłam tę propozycję, aby sobie i innym dać szansę udowodnienia, że szpital miejski jest potrzebny mieszkańcom i ludziom, którzy w nim pracują. Poza tym razem z panem prezydentem rozmawiałam z pracownikami poszczególnych oddziałów i żaden z nich nie okazywał, że ma jakiekolwiek zastrzeżenia wobec mnie, przeciwnie usłyszałam zapewnienia o chęci współpracy – mówiła.
- W komisjach zakładowych, jakie działają w naszym szpitalu, zrzeszona jest znacząca większość pracowników i mówimy w ich imieniu - komentowali zdenerwowani związkowcy. - Nas, szefów komisji, chroni immunitet, ale trudno sobie wyobrazić, że w sytuacji, gdy w Elblągu jest tak wysokie bezrobocie i ceni się pracę, szeregowy pracownik, stojąc twarzą w twarz z nowym dyrektorem, powie, co o nim myśli.
Wiceprezydent Gliszczyński przyznał również, że Wiesława Jastrząb ma duże szanse na wygraną w konkursie na dyrektora, który ma być wkrótce ogłoszony i dodał, że - jego zdaniem - nie czas na akcje protestacyjne.
Związki pytają
- Kiedy prywatyzowano przychodnie, były takie same obawy i zastrzeżenia jak dziś i także totalnie blokowano niezbędną restrukturyzację - uważa wiceprezydent. - Dziś jest to wszystko oceniane inaczej, dlatego dajmy pani Jastrząb szansę wykazania się.
- Mamy wiele pytań - mówi tymczasem Mirosław Kozłowski. - Jak to możliwe, że w poniedziałek rada społeczna podjęła decyzję o zatwierdzeniu nowej dyrektorki, zapomniała jednak podjąć decyzję o odwołaniu doktora Perlińskiego? Można w związku z tym mieć wątpliwości, czy pani Wiesława Jastrząb jest już rzeczywiście dyrektorem. Po drugie, skoro miasto szuka oszczędności, to dlaczego płaci pensje trzem dyrektorom: panu Perlińskiemu, który otrzymał trzymiesięczne wypowiedzenie, jego zastępczyni i nowej pani dyrektor? Wydaje się, że można było od razu ogłosić konkurs i dr Perliński do czasu jego rozstrzygnięcia mógł dalej prowadzić szpital. Po trzecie, skoro władze miasta przyznają, że pani Jastrząb ma wszelkie szanse na to, by wygrać konkurs, to po co całe zamieszanie, jeśli karty zostały już rozdane?
- Prowadzimy trudny proces ratowania szpitala, przekazywaliśmy i przekazujemy mu publiczne pieniądze i zależy nam tym, by on dalej istniał, ale potrzebna jest zgoda pracowników na te działania - zapewniał Marek Gliszczyński.
Zapowiedź rozmów z prezydentem sprawiła, że dziś po południu związkowcy postanowili, by na razie nie zaostrzać akcji protestacyjnej.
SZ