UWAGA!

Praca aż do bólu

Przed Okręgowym Sądem Pracy w Elblągu rozpoczął się dziś proces kolejnej byłej pracownicy sieci sklepów Biedronka.

Katarzyna Wiktorzak z Morąga, która w tamtejszym sklepie sieci Biedronka przepracowała prawie 4 lata, żąda 130 tysięcy złotych za 3300 nadgodzin i odszkodowania za to, że poroniła wykonując ciężką pracę. Kobieta była zatrudniona na część etatu, ale niemal każdego dnia musiała dłużej zostawać w pracy, najczęściej bez zapłaty za poświęcony czas. Codzienne obowiązki przekraczały jej fizyczne możliwości.
     - Byłam kasjerką, ale musiałam też układać towar na półkach, sprzątać sklep i po godzinach pracy brać udział w wielogodzinnych inwentaryzacjach - opowiada mieszkanka Morąga. - Najgorsze było jednak rozładowywanie tirów i ciąganie wózków z paletami towarów o wadze, która często sięgała tony. Tak było 2,3 razy w tygodniu. Jestem niewysoka i szczupła, ale byłam wyższa, silniejsza od pozostałych pań i to na mnie często spadał ten obowiązek. Aby taki wózek przeciągnąć, trzeba było się zaprzeć o ziemię lub ścianę. Moje buty wytrzymały pół roku, bo od zapierania się przy przewożeniu palet palce wyszły na wierzch...
     
     Nie ma związku
     Katarzyna Wiktorzak uważa, że ciężka praca była przyczyną poronienia ciąży w jej pierwszych tygodniach:
     - W ciążę zaszłam pod koniec grudnia 2003 roku, ale ruch w sklepie przed świętami był bardzo duży i nie miałam kiedy pójść do lekarza – relacjonuje. – Kiedy po Nowym Roku poszłam się przebadać, okazało się, że jestem w ciąży, natychmiast powiedziałam o tym kierowniczce sklepu i poszłam na zwolnienie. Wkrótce okazało się jednak, że poroniłam...
     Rzeczniczka właściciela sieci, firmy Jeronimo Martins, Anna Mazurek, która pojawiła się dziś w sądzie, powiedziała, że zdaniem szefów Jeronimo, była pracownica poroniła z innych powodów.
     - Bardzo nam przykro, że powodu osobistej tragedii, która dotknęła panią Wiktorzak, ale uważamy, że nie ma żadnych przesłanek, które świadczyłyby o związku między tym nieszczęśliwym wydarzeniem, a pracą w naszej firmie – twierdzi Anna Mazurek. - W chwili poronienia nasza była pracownica od 40 dni przebywała na zwolnieniu chorobowym. Poza tym, dokumenty dotyczące poronienia dostaliśmy prawie sześć miesięcy później.
     Pełnomocnik pani Katarzyny, mecenas Lech Obara zapewnia jednak, że ma mocne dowody na poparcie żądań swojej klientki.
     
     Niemoralna dyskusja
     - W tym, jak i innych sklepach Biedronki panował system wyzysku pracowników - mówi Lech Obara. - Dowodów na to dostarczyła Państwowa Inspekcja Pracy przeprowadzając liczne kontrole. Tam panowały skandaliczne warunki pracy: pracownicy przetaczali i przesuwali ładunki o masie nawet tony, w sytuacji, gdy pracownik może dźwigać maksymalnie 80 kilogramów. Takie warunki byłyby szkodliwe dla zdrowej kobiety, a co dopiero – dla kobiety ciężarnej; nawet, jeśli w pewnym okresie nie była świadoma, że jest w ciąży.
     Zdaniem mecenasa Obary wina systemu pracy, jaki był w Biedronkach, jest niepodważalna.
     - Moja klientka po stwierdzeniu ciąży od razu poszła na zwolnienie, potem okazało się, że płód jest martwy i poronienie, które nastąpiło później, było sztuczne – mówi. - Stąd rozbieżność w datach, o której mówią pracodawcy. Jeśli wiemy, że w sklepie panowały straszne warunki, to dyskusja, czy pani Katarzyna poroniła w 3, 4 czy 7 lub 8 tygodniu ciąży, gdy już była na zwolnieniu, jest co najmniej niemoralna.
     
     Stały schemat
     Katarzyna Wiktorzak, podobnie jak inni pracownicy sieci, mówi o nierzetelnym prowadzeniu ewidencji czasu pracy i o tym, że ich zwierzchnicy zakazywali zapisywania w dokumentach tego, że pracowano więcej.
     - Godziny nadliczbowe w ogóle nie były ujmowane w ewidencji, było tam tylko wpisane 6 godzin i to wszystko - opowiada mieszkanka Morąga. – Nieraz prosiliśmy kierowników o wpisywanie, ale słyszeliśmy, że nie zgadzają się na to kierownicy rejonu. Kiedy próbowałam dopominać się o swoje, przynajmniej raz w miesiącu słyszałam: „Jeżeli ci się nie podoba, to na twoje miejsce czeka wielu chętnych”.
     Kobieta dodaje, że myślała o doniesieniu do inspekcji pracy:
     - Raz zadzwoniłam, żeby dowiedzieć się, jak to zrobić, ale okazało się, że inspekcja informuje kierownictwo o planowanej kontroli, a to przecież bez sensu, bo wtedy w sklepie byłoby wszystko bez zarzutu – powiedziała.
     Dziś część rozprawy została utajniona, ponieważ kobieta musi opowiedzieć przed sądem o okolicznościach poronienia.
SZ

Najnowsze artykuły w dziale Wiadomości

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
A moim zdaniem... (od najstarszych opinii)
  • Dlaczego wszyscy zajmują się tylko Biedronką.W innych sklepach jest tak samo i niezależnie od tego jakiej wielkości one są.Pracownicy godzą sie na takie warunki tylko dlatego,że jest duże bezrobocie i na ich miejsce jest setki innych chętnych.Następni również będą narzekać ale nie ujawnią tego ponieważ będą obawiać się o pracę.To się nie zmieni dopóki Państwowa Inspekcja Pracy nie bedzie miała odpowiednich instrumentów prawnych w ręku.Na nic zdają się wcześniej zapowiedziane kontrole.Wiadome jest,że każdy pracodawca po uprzednim powiadomieniu o kontroli jest w stanie z dnia na dzień w dokumentach wszystko tak przygotować żeby było dobrze.Inspektorzy musieliby sami być zatrudnieni w takich nierzetelnych firmach żeby przekonać się jak tam naprawdę jest.Poza w miastach wielkości jak Elbląg panują układy i inspektorzy nie zawsze widzą to co piwinni widzieć.Dopóki tak będzie to nadal będą istnieć sklepy typu Biedronka,Vabank,Leader Price i inne hipermarkety,które wyzyskują pracowników a ich właściciele z tego mają kokosy.Pozdrawiam wszystkich wyzyskiwaczy.
  • Kobi, czy to pozdrawienie na zasadzie: "życzę ci z całego serca, żeby cię szlag trafił!"?
  • dziwię sie tym osobom, które podejmując prace juz po pierwszym miesiącu wiedziały jak ten system działa. Sama osobiście przekonałam się o tym i po prostu zrezygnowałam z takiej pracy. Nadal jestem bezrobotna, ale szczęśliwa, gdyż wiem ile wysiłku i mojej pracy nawet nie zostało zauważone przez kierownictwo. Mam czas na szukaniu nowej pracy i samodokształcaniu się. Niedawno będąc na rozmowie kwalifikacyjnej w sprawie pracy ( dotyczy administracji i prowadzeniu biura) nawet nie przyznałam sie że pracowałam przez 1 miesiąc w Biedronce. I nareście dostałam tę pracę w biurze, z czego jestem bardzo zadowolona. Jeśli nie odpowiada tobie aktualna praca to zastanów się, czy warto za parę groszy stracić zdrowie i własną godność.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    malgosia(2005-02-03)
  • Leclerc
  • LECLERK FAKTYCZNIE MA BLISKO DO BIEDRONKI ZWLASZCZA Z SYFIARSKIM WYGLADEM SKLEPU- GDZIE JEST SANEPID ????!!!!!!!! ZYWNOSC OBOK PROSZKOW DO PRANIA MIEDZY LACHAMI KOSZMAR!!!!!!!! ROWNIE PASKUDNEGO SKLEPU JESZCZE NIE WIDZIALAM , NO OPROCZ BIEDRONEK FUUUU!!!!!!!!!
  • Łopacka ma okładkę w Newsweeku - nazywano ją Wałęsą naszych czasów. Dla tych co nie widzieli: prezentuje reklamowy uśmiech i komplet pierścionków. Ale jest ok, że prokuratura wzięła się do roboty, a media o tym piszą. Sytuacja do jakiej doszło w Polsce jest skandaliczna, może rząd stuknie się w czoło, że - chciał nie chciał - trzeba coś zrobić!!! Tym bartdziej, że większość firm zagranicznych w Polsce wykazuje straty, bo pieniądze wyprowadza za granicę do firm macierzystych.
  • Mam dość WOLNOŚĆ BIEDRONKOM
  • wiadomosci.gazeta.pl . Jest szansa na poprawę.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    0
    0
    klient(2005-02-04)
  • ale gadacie głupoty przecież nawet w państwowych zakładach nawet pracowników się wykorzystuje tak to już jest z tym bezrobociem wszędzie jest wyzysk a biedronka to jedna setna procenta :) pozdrówka pracujemy więcej niż Japończycy a gówno z tego mamy wkurza mnie taki kraj
Reklama