Gdzie w Elblągu jest centrum? Jakie emocje budzi w Tobie elbląska starówka? Co byś zrobił na Starym Mieście, gdybyś miał nieograniczony budżet do wydania?
Takie między innymi pytania zadawali socjologowie z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu podczas warsztatów, jakie odbyły się kilka dni temu na przystani Grupy Wodnej. Zostałem na nie zaproszony wraz z grupą lokalnych aktywistów, by podyskutować na przykładzie Elbląga o konsekwencjach tworzenia nowych miejsc w przestrzeni publicznej na starych wzorcach (nówka-starówka jest tu najlepszym przykładem) i o emocjach, jakie ten proces budzi. Warsztaty są częścią badań naukowych, prowadzonych przez zespół socjologów i historyków z UMK na czele z prof. Tomaszem Szlendakiem, który w Elblągu bywa i ma do tego miasta sentyment (zasiada m.in w Radzie Programowej Biblioteki Elbląskiej). Wyniki badań z pewnością za kilka miesięcy zostaną publicznie zaprezentowane. A Elbląg został wybrany dlatego, że najlepiej do tego rodzaju badań pasował.
Podczas prawie dwugodzinnej dyskusji na warsztatach przewijało się mnóstwo wątków. Po pierwsze – czy Elbląg ma w ogóle centrum i czy starówka nim jest (moim zdaniem tak, choć zdania są podzielone). Po drugie – co na starówce nam się podoba (np. to, że w ogóle powstała z gruzów i że ciągle się rozwija) a co nie (za mało drzew, betonoza, brak życia wieczorami). Wiele miejsca socjologowie poświęcili tematowi retrowersji w odbudowie starówki i emocji, jakie w mieszkańcach ta metoda jak i sama dzielnica budzi. Każdy z uczestników warsztatów miał okazję wybrać spośród kilkudziesięciu różnego rodzaju skojarzeń te, które najbardziej pasują z jego punktu widzenia i ułożyć je w kolejności od najbardziej ważnych do mniej istotnych. U mnie wyszło tak: „znajome, zachęcające do spacerów, unikalne, nostalgiczne, spokojne, nieuporządkowane, puste, zimne, ograniczone, intrygujące i irytujące”. Ciekawe, jakie są Wasze listy skojarzeń (piszcie w komentarzach).
A na koniec każdy z nas mógł puścić wodze swojej fantazji i zdecydować, jak by ożywił starówkę, gdyby miał nieograniczone środki. Zgodnie stwierdziliśmy, że Elblągowi, a szczególnie starówce przydałaby się odrobina szaleństwa. By miasto nie ograniczało się do kopiowania pomysłów z innych miast (świecący napis, małe figurki piekarczyków wzorem wrocławskich krasnali czy diabelski młyn wzorem Gdańska), ale by stworzyło coś, co je będzie wyróżniać. „Bo Elbląg się z niczym nie kojarzy” – padały odpowiedzi, z nutką nostalgii wspominając artystyczne szaleństwo w latach 60. i 70., jakim było Biennale Form Przestrzennych (obecne w miejskiej przestrzeni do dziś) czy największy odkryty basen w Europie, który wkrótce w połowie dostanie nowe życie („ale to już przecież nie będzie to samo”).
Co mogłoby Elbląg wyróżniać? W dyskusji wrócił temat osady Truso i wikingów i pomysł na zagospodarowanie Wyspy Spichrzów w miejsce przyciągające turystów i mieszkańców.
A jakie są Wasze odpowiedzi na pytania socjologów, które zamieściłem na początku artykułu? Liczę na merytoryczną dyskusję.