– Pogoda jest tu piękna, tak samo widoki, ale jeśli chodzi o organizację na uczelni, to nie czuję się już taka zaopiekowana. Wiele rzeczy bym zmieniła. Dużym problemem jest dla mnie fakt, że jeden z profesorów nie mówi po angielsku. Prowadzi zajęcia po portugalsku, nie mam pojęcia, jak zdam u niego egzamin – mówi Julia Górna, studentka Akademii Nauk Stosowanych w Elblągu, która po raz drugi wyjechała na Erasmusa i opowiedziała nam o swoich doświadczeniach. Mimo kilku niedogodności śmiało poleca udział w tym programie innym studentom.
– Tutaj nie miałam też zapewnionego akademika i musiałam sama sobie szukać pokoju do wynajęcia. Zauważyłam również dyskryminację pod względem płci. Studentce łatwiej będzie coś wynająć niż studentowi. Ci mogą mieć z tym problem – mówi dalej 23-letnia studentka.
Odmienne doświadczenia zdobył w Indiach Dawid Pilewski, student Akademii Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych w Elblągu, który w ramach Erasmusa+ wyjechał tam na praktyki lekarskie.
– Bardzo podobało mi się, że mogłem przyjrzeć się wszystkim różnicom, które występują pomiędzy systemem opieki medycznej u nas a w Indiach. To była doskonała okazja do wymiany doświadczeń, dlatego wyjazdy w ramach Erasmusa+ polecam każdemu, kto nie boi się podróżować, jest ciekawy świata, chce poszerzyć swoje horyzonty i odkrywać inne kraje oraz kultury – opowiada Dawid.
Skąd się wziął Erasmus+
Erasmus+ to program Unii Europejskiej podzielony na kilka sektorów, takich jak edukacja szkolna, kształcenia i szkolenia zawodowe, szkolnictwo wyższe, młodzież, edukacja dorosłych czy sport.
Inicjatywa, jaką jest Erasmus+, wspiera rozwój studentów i wykładowców poprzez umożliwienie im wyjazdów na międzynarodowe uczelnie należące do UE. Sam w sobie jest kontynuacją europejskich programów Socrates I, realizowanego w latach 1995-1999 oraz Socrates II, trwającego od roku 2000 do 2007.
Ogólnym celem Erasmusa+ jest umożliwienie i wspieranie edukacyjnego, zawodowego i osobistego rozwoju uczestników programu, przyznając im także stypendium. Promuje on przy tym mobilność młodzieży oraz równy dostęp do edukacji.
Warunkiem, który musi spełnić uczelnia, by wziąć udział w programie, jest posiadanie Karty Erasmusa dla szkolnictwa wyższego. W Elblągu skorzystać z oferty wymiany lub praktyk, mogą studenci oraz wykładowcy Akademii Nauk Stosowanych oraz Akademii Medycznych i Społecznych Nauk Stosowanych.
Międzynarodowa wymiana na Akademii Nauk Stosowanych w Elblągu
– Nasi studenci bardzo chętnie wyjeżdżają do Hiszpanii, Portugalii, Włoch i Turcji – wylicza Iwona Dwojacka, kierownik biura promocji i współpracy z zagranicą oraz koordynator uczelniany programu Erasmus+ na Akademii Nauk Stosowanych w Elblągu. – W drugą stronę jest bardzo podobnie, najwięcej studentów przyjeżdża z Hiszpanii, Turcji, Portugalii, a nawet z Francji.
Jak dodaje Iwona Dwojacka, w zeszłym roku akademickim na studia wyjechało 9 studentów, a na praktyki 5. Obecnie za granicą uczy się 13 studentów ANS, a 2 jest na praktykach. Jeśli chodzi o studentów przyjeżdżających, ze statystyk podanych przez koordynatorkę, zaobserwować można tendencję spadkową. W zeszłym roku akademickim do Elbląga na ANS przyjechało 12 studentów, w tym roku jest ich 9, z czego 7 pochodzi z Hiszpanii, 1 z Francji i 1 z Turcji. Przebywają oni w Instytucie Politechnicznym, Informatycznym, Pedagogiczno-Językowym oraz Ekonomicznym.
– Od 2005 roku uczelnia czynnie uczestniczy w programie, realizujemy wyjazdy i przyjazdy studentów oraz pracowników. Studenci poznają na zajęciach osoby z zagranicy, które do nas przyjechały, rozmawiają z nimi i często zainspirowani ich decyzją, sami postanawiają wziąć udział w Erasmusie+. My za to wnioskujemy o pieniądze do komisji europejskiej na realizację mobilności studentów i pracowników w ramach programu, a kiedy otrzymujemy środki, zachęcamy studentów do wyjazdu. Przedstawiamy im warunki, regulaminy i przeprowadzamy rekrutację – mówi koordynatorka.
Unia przyznaje uczestnikom programu pieniądze, ale jak informuje Iwona Dwojacka, w razie takiej potrzeby, ANS wspiera swoich studentów finansowo z własnych środków.
– Takie dofinansowanie z Unii Europejskiej jest zależne od kraju, do którego studenci wyjeżdżają, a dzielą się one na trzy grupy. Jeśli ktoś jest w trudniejszej sytuacji socjalnej, to takie dofinansowanie jest większe – informuje koordynatorka. – Zazwyczaj student otrzymuje od 670 euro na miesiąc wzwyż.
Iwona Dwojacka wskazuje realizację programu jako jeden z czynników, dla którego kandydaci wybierają studia na ANS.
– Erasmus+ jest bardzo ważnym elementem umiędzynarodowienia uczelni, dzięki programowi, ANS ma w ofercie przedmioty prowadzone w języku angielskim, z czego korzystają też polscy studenci. To istotna i ceniona przez przyszłych studentów kwestia, którzy wybierając uczelnię, sprawdzają, czy będą mogli realizować wyjazdy za granicę. Erasmus+ też bardzo rozwija studentów, pod każdym względem. Dzięki programowi, nabierają oni życiowych doświadczeń i szybko uczą się języka – mówi koordynatorka.
Co musi zrobić student ANS, by wyjechać za granicę w ramach Erasmusa+?
– Pierwszy rok musi postudiować u nas, dopiero na drugi może wyjechać – informuje Iwona Dwojacka. – Podstawowym warunkiem są oczywiście zaliczone przedmioty oraz umiejętności językowe potwierdzone poprzez rozmowę z lektorem.
Te kryteria musiała spełnić między innymi Julia Górna, 23-letnia studentka ekonomii na Akademii Nauk Stosowanych w Elblągu, która w zeszłym roku dzięki programowi Erasmus+, wyjechała na semestr do Chorwacji.
– Moją główną motywacją była chęć nauczenia się języka angielskiego, z którym miałam problem i wiedziałam, że w Polsce, mając dysleksję i dysortografię, nie zdobędę takiego poziomu, jaki bym chciała – mówi Julia. – Do zgłoszenia zachęcił mnie jeden z profesorów. Wcześniej myślałam, że chcąc wyjechać, trzeba być naprawdę dobrym z angielskiego, okazało się, że wystarczy przejść rozmowę rekrutacyjną. Uczelnia bardzo mnie wspierała, musiałam przenieść zaliczenie kilku przedmiotów dopiero na wrzesień, na co zgodził się dyrektor uczelni, a wykładowcy nie robili z tym problemu i cieszyli się, że wyjeżdżam. Chwalili moją decyzję.
Polka w Chorwacji
Julia wybrała Dubrownik w Chorwacji. Razem z trzema kolegami z uczelni, spędziła tam semestr letni na swoim drugim roku.
– Dotarły do mnie dobre opinie od profesorów oraz studentów, którzy już tam byli. Bardzo się cieszę, że ich posłuchałam, bo to był strzał w dziesiątkę. Dubrownik wysoko zawiesił poprzeczkę, jeśli chodzi o cel Erasmusa+. Czułam się tam bardzo zaopiekowana przez uczelnię. Profesorowie byli dla nas wyrozumiali, bo wiedzieli, że angielski jest naszym drugim językiem i naprawdę się starali, żebyśmy wszystko rozumieli. Bardzo stresowałam się egzaminami, przed wyjazdem to była chyba moja największa obawa. Ekonomia jest trudnym kierunkiem, niektóre przedmioty ciężko zaliczyć nawet po polsku, a co dopiero po angielsku, ale wykładowcy nigdy nie robili problemów, wręcz nam pomagali, za to mój angielski dzięki rozmowom bardzo szybko się poprawił i teraz jestem w stanie płynnie się komunikować, na czym mi zależało – mówi Julia.
Dużym wsparciem dla studentki była obecność kolegów oraz fakt, że mimo odległości, będzie mogła być w kontakcie z rodziną, codziennie dzwonić do rodziców i rozmawiać z bliskimi na kamerce. Zdarzały się jednak chwile, kiedy, jak przyznaje, tęskniła z domem.
– Jestem bardzo wierzącą baptystką i w Chorwacji nie miałam kościoła, do którego mogłabym pójść. Brakowało mi tego, tak samo jak rodziny. Poza tym tęskniłam też za swoim kotem – przyznaje studentka.
Finansowe wyzwania
Julia mieszkała z kolegami w akademiku, który opłacała z pieniędzy z dofinansowania od Unii Europejskiej.
– Na tamten moment dostawałam 450 euro miesięcznie, ale to wygląda tak, że 90 proc. pieniędzy, które są przeznaczone na cały wyjazd, dostaje się z góry, a 10 proc. po powrocie do swojego kraju i wypełnieniu reszty dokumentów związanych z Erasmusem+. Czy to wystarczy na przeżycie? To zależy, czy chce się przeżyć, czy żyć. W Dubrowniku po zapłaceniu za akademik i wyżywienie można się utrzymać, ale jeśli chce się robić coś więcej, na przykład podróżować i zwiedzać, to już może być problem. Ja akurat jestem oszczędna i lubię mieć coś w zapasie, przed wyjazdem się przygotowałam i poszłam do pracy, by móc coś odłożyć, dzięki temu idealnie mi na wszystko starczyło. Rozmawiałam o tym ze znajomymi i doszliśmy do wniosku, że gdybyśmy dostawali chociaż sto euro miesięcznie więcej, to byłoby łatwiej i w Dubrowniku moglibyśmy pozwolić sobie na wycieczki i rozrywki nawet bez tych oszczędności. Trzeba jednak podkreślić, że Unia Europejska dofinansowuje, a nie finansuje Erasmusa+. Są osoby, którym te pieniądze wystarczyły, ale ja jestem zapobiegawcza i wolałam mieć niż nie mieć. To zależy od osoby i tego, jak jest zorganizowana. Jeżeli ktoś nie wie, czy samo dofinansowanie mu wystarczy, warto mieć coś więcej – opowiada Julia.
Jak przyznaje studentka, to nie pieniądze były dla niej najtrudniejsze, a przełamanie swojego strachu przed mówieniem publicznie po angielsku i wyjście ze swojej strefy komfortu.
– Gdybym miała wybrać, co z rzeczy, których doświadczyłam dzięki Erasmusowi+, podobało mi się najbardziej, powiedziałabym, że okazja do nawiązania znajomości z osobami z wielu krajów. Wiele tych relacji wciąż trwa. Bardzo podobał mi się też sposób, w jaki byłam traktowana nie tylko przez pracowników uczelni, ale w ogóle Chorwatów. Program był też dla mnie szansą do nauczenia się nie tylko języka, ale przede wszystkim niezależności i samodzielności. Po raz pierwszy byłam z dala od rodziny, musiałam sama rozporządzać pieniędzmi, pilnować, by akademik był opłacony i by na wszystko mi starczyło, na przykład na jedzenie, choć czasami sama coś gotowałam. Wyjazd do Dubrownika dał mi przedsmak dorosłego życia, pozwolił nabrać ogromnego doświadczenia, choć był skokiem na głęboką wodę – mówi Elblążanka.
Dubrownik kontra Madera
Julia nie poprzestała na jednym Erasmusie. Obecnie przebywa na Maderze w Portugalii, gdzie wyjechała na swój ostatni semestr. Jak przyznaje, poszła za ciosem.
– Na miejscu okazało się, że to uczelnia prywatna, na której mam zajęcia wieczorowe. W ciągu dnia zazwyczaj jeżdżę na wycieczki. Pogoda jest tu piękna, tak samo widoki, ale jeśli chodzi o organizację na uczelni, to nie czuję się już taka zaopiekowana. Wiele rzeczy bym zmieniła. Dużym problemem jest dla mnie fakt, że jeden z profesorów nie mówi po angielsku. Prowadzi zajęcia po portugalsku, nie mam pojęcia, jak zdam u niego egzamin – mówi studentka. – Choć tu znalazłam swój kościół i to z nabożeństwami po angielsku, a pieniądze są teraz większe, bo wynoszą 670 euro na miesiąc i dostałam nawet fundusze na podróż, to Dubrownik poleciłabym w ciemno, nad Maderą lepiej się zastanowić.
Elblążanka przyznaje, że mimo kilku niedogodności, śmiało poleca Erasmusa znajomym i innym studentom.
– Jestem żywym przykładem, że nie trzeba mieć perfekcyjnego angielskiego, żeby wyjechać. Jak się chce, bariera językowa jest do pokonania, a jeśli ktoś się boi, że się nie dogada, to tym bardziej powinien pojechać i przełamać ten strach. To świetna okazja do nauki samodzielności. Osobom, które zastanawiają się nad uczestnictwem w programie, chciałabym powiedzieć, że jeśli kochają zwiedzać, podróżować, marzą o poprawie swojego angielskiego i poznaniu ludzi z całej Europy, Erasmus to jest to. Mogę im też poradzić, by starali się pojechać z kimś, bo wtedy zawsze jest raźniej. Jeśli jest zapewniony akademik, to łatwiej dzielić go z kimś, kogo się już zna. W sytuacji, gdy trzeba wynająć mieszkanie, w dwie osoby jest taniej. Rzeczą, którą warto sprawdzić, jest to, czy ogłoszenie o wynajmie jest prawdziwe, a nie próbą oszustwa, zwłaszcza, gdy trzeba zapłacić zaliczkę. Podobno czasem nawet adresy mieszkań są zmyślone, więc lepiej szukać pokoi na rzetelnych stronach i dokładnie sprawdzać ogłoszenia – mówi Julia.
W czwartek, 26 grudnia, druga część artykułu o Erasmusie, a w nim m.in. o wrażeniach obcokrajowca studiującego w Elblągu
Artykuł powstał w ramach 3. edycji szkolenia dla młodych dziennikarzy i dziennikarek, organizowanego przez Fundację Centrum im. prof. Bronisława Geremka oraz „Gazetę Wyborczą” na zlecenie Parlamentu Europejskiego.