Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych zapowiedział wejście w spory zbiorowe z pracodawcami. To ma być pierwszy etap protestu wobec warunków pracy podczas pandemii i niskim wynagrodzeniom. - To nie jest tak, że zaraz na pewno zaczniemy strajkować. Nie ma też komu strajkować, bo jeśli są po dwie osoby na dyżurze.... muszą one zostać przy pacjentach. Jakieś kroki jednak muszą być podjęte - mówi Halina Nowik, przewodnicząca Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Elblągu.
Naczelna Rada Pielęgniarek i Położnych, Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek Położnych oraz Polskie Towarzystwo Pielęgniarskie i Polskie Towarzystwo Położnych opracowało wspólne stanowisko, w którym „domagają się lepszej opieki dla pacjentów oraz godnego traktowania pielęgniarek i położnych”. Jak zapowiedziała Krystyna Ptok, przewodnicząca Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, pielęgniarki mają też wejść w spory zbiorowe z pracodawcami i ma to być pierwszy etap protestu przeciw warunkom pracy w trakcie pandemii i niskim wynagrodzeniom.
- Dokument jest stanowiskiem daleko idącym, odnosi się do polityki państwa na rzecz rozwoju pielęgniarstwa. Sytuacja, która jest w tej chwili, w czasie pandemii, pokazuje wszystkie niedociągnięcia - mówi Halina Nowik, przewodnicząca Okręgowej Rady Pielęgniarek i Położnych w Elblągu.
Jak wynika z tego dokumentu, w całym systemie ochrony zdrowia brakuje co najmniej 100 tys. pielęgniarek, a do tego z miesiąca na miesiąc wzrasta liczba osób wyłączonych z pracy m.in. z powodu zakażenia Covid-19. - Jest bardzo dużo zachorowań wśród naszego personelu. Może dałoby się tego uniknąć, gdybyśmy miały inne warunki pracy – zaznacza Halina Nowik.
Brakuje personelu
- Obecnie koleżanki nie raportują nam braku sprzętu, czy środków ochrony osobistej. Zdecydowanie brakuje personelu, a jeśli brakuje personelu, to wydłuża się czas pracy bezpośredniej przy pacjentach, co też jest dodatkowym zagrożeniem. Problemem w tej chwili jest niedoskonałe, prowizoryczne przygotowanie szpitali. Ich infrastruktura nie pozwala na to, żeby w sposób całkowicie wykluczający możliwość zakażenia dostosować oddziały. Tak są po prostu zbudowane nasze szpitale. Dobudowuje się ścianki działowe, przenosi się oddziały, dostawia się śluzy i lampy, które dezynfekują powietrze, ale mimo wszystko zawsze gdzieś jest ta minimalna strefa ryzyka. Problemem jest niedostosowanie placówek pod względem technicznym, nie ma np. sieci tlenu i panie muszą pracować z butlami z tlenem. Wożenie takiej butli jest koszmarnym obciążeniem dla pielęgniarek. Butle trzeba systematycznie wymieniać i mimo że są one na kółeczkach, jest to dodatkowe, fizyczne obciążenie. Nasze placówki nie są przygotowane do tego, żeby w każdej sali, przy każdym łóżku był w ścianie doprowadzony tlen. Jest też ciasno, trudny jest dostęp do łóżek, bo dostawiany sprzęt przeszkadza: butle z tlenem, wieszaki do kroplówek, pulsoksymetry. To powoduje „tłok” na sali i wydłuża czas pracy – wyjaśnia Halina Nowik.
Młodzież na to patrzy
Takich problemów nie da się niestety rozwiązać natychmiast.
- To nie jest tak, że nagle pielęgniarek zabrakło: to się dzieje od dziesiątek lat, nie jest to kwestią nawet ostatnich kilku lat. W 2015 roku samorząd zawodowy pielęgniarek i położnych przeprowadził akcję pod hasłem „Ostatni dyżur”, gdzie pokazaliśmy raporty i statystyki, które wskazywały na tę dramatyczną sytuację. Wysoka jest też średnia wieku pielęgniarek, dużo jest pań powyżej 50. roku życia. Te osoby w najbliższym czasie również odejdą z zawodu – zaznacza przewodnicząca.
Co można więc zrobić? - Zadbać o to, by ten zawód był atrakcyjny i dobrze postrzegany. Zarzuca się nam, że chcemy podwyżek, ale bez tych pieniędzy młodzi ludzie nie rozpoczną u nas pracy – podkreśla Halina Nowik.
Pielęgniarki oczekują też zwiększenia wynagrodzenia nie tylko dla personelu oddelegowanego do pracy przy pacjentach z COVID.- Przykład naszego Szpitala Miejskiego: stali pracownicy placówki w tej chwili w większości pracują na oddziałach z pacjentami chorymi na COVID, jeśli im nie damy dodatkowych środków, a damy tylko komuś, kto przychodzi z zewnątrz i tak naprawdę będzie ich wspierał w codziennej pracy, to będzie to co najmniej społecznie nieakceptowalne. Trzeba tych ludzi wynagrodzić dodatkowymi pieniędzmi, nie tylko dlatego, że ciężko pracują, ale dlatego, że jest to świadectwo, iż chcemy zadbać o ten personel. Młodzi ludzie, którzy już rozpoczęli studia w tym zawodzie, widzą to. Jeżeli pokazujemy całemu społeczeństwu, że personelu pielęgniarskiego i położniczego można nie szanować, to kto, będzie chciał zostać pielęgniarką? Jaki będzie nabór na te studia w przyszłym roku? Ta pandemia obnaża wszystkie niedostatki – mówi Halina Nowik.
Wznawiają spory zbiorowe
Przewodnicząca podkreśla również, że związki zawodowe nie miały innego wyjścia niż wznowienie sporów zbiorowych.
- To nie jest tak, że zaraz na pewno zaczniemy strajkować. Nie ma też komu strajkować, bo jeśli są po dwie osoby na dyżurze.... muszą one zostać przy pacjentach. Jakieś kroki jednak muszą być podjęte. Spory zbiorowe zostały wygaszone dlatego, że jakiś czas temu rząd podpisał z nami porozumienia. Jeżeli jednak łamie się wszystkie zapisy porozumień, to związek musi reagować. Pandemia jest tu i teraz, ale wiele zapisów porozumień jest takich, które dotyczą sytuacji „na lata” - mówi Halina Nowik.
Podkreśla, że pielęgniarki i położne w 2015 roku otrzymały wzrost wynagrodzeń, jednak tylko część tych pieniędzy jest wliczonych do podstawy wynagrodzenia, część otrzymują jedynie w formie dodatków. - Nie chodzi o to, że teraz jest pandemia, a my nagle chcemy zostawić pacjentów. To nie jest w naszej naturze, pielęgniarki nigdy nie zostawiły pacjentów, nawet jeśli podejmowały akcje strajkowe. Od łóżek odeszła tylko ta część personelu, która mogła to zrobić bez narażania pacjentów na utratę zdrowia i życia – dodaje Halina Nowik.
Podkreśla, że obecnie pielęgniarki są nie tylko fizycznie przeciążone pracą, ale również wyczerpane psychicznie.
- Przy tym obciążeniu fizycznym i psychicznym wyczerpaniu nasze koleżanki, które już mają świadczenia emerytalne, mogą powiedzieć „dalej nie dam rady”, te które są młodsze, ale nie są wolne od chorób przewlekłych mogą też powiedzieć „dalej nie dam rady”. Obecnie bardzo często dochodzi do przeciążenia psychicznego. Mamy świadomość niedostatecznego zaopiekowania się pacjentem, bo jest to fizycznie niewykonalne w tych warunkach, kiedy nie ma pełnych obsad. Praca z taką świadomością nie jest dla nas obojętna - mówi przewodnicząca.