UWAGA!

Pan Magier kontra Pan-American Highway (Podróże małe i duże, odc. 7)

 Elbląg, Robert Magier przez dwa lata chce pokonać drogę Pan America. Na zdjęciu widok na Andy niedaleko miejscowości Upsallata w Argentynie.
Robert Magier przez dwa lata chce pokonać drogę Pan America. Na zdjęciu widok na Andy niedaleko miejscowości Upsallata w Argentynie.(fot. archiwym Robert Magiera)

Jego ciało jest przyzwyczajone do ciągłego ruchu, a siedzenie w jednym miejscu sprawia, że traci humor. 36-letni Robert Magier podbija Amerykę, a w podróży interesują go cztery kwestie: woda, jedzenie, miejscowość, do której pedałuje i piękne kobiety. Do tej pory przyjechał ok. 5 tysięcy km. Od poprzedniego wywiadu na portEl.pl minęło pięć miesięcy – elblążanin przez ten czas zapuścił brodę i znalazł rowerowego kompana z Francji. Zobacz zdjęcia,

Anna Kaniewska: - Próbujesz pokonać trasę Pan-American Highway. Gdzie się obecnie znajdujesz?
      
Robert Magier: - Obecnie jestem w mieście Córdoba w Argentynie. Ma ono ok. 1,3 mln mieszkańców i największa liczbą studentów w tym kraju, więc średni wiek tych mieszkańców jest dosyć niski. Sporo się tutaj dzieje. Zatrzymałem się w tym mieście na miesiąc, żeby trochę odpocząć i poduczyć hiszpańskiego. Do tej pory przejechałem ok. 5 tysięcy km. Niestety, ciężko mi dokładnie powiedzieć dokładniej, bo cztery miesiące temu skradziono mi licznik rowerowy i od tej pory nie mam jak śledzić przejechanego dystansu.
      
       - Przed Tobą jeszcze ok. półtora roku w rowerowej podróży. Poprzednio wspominałeś, że czasem myślisz, aby wrzucić rower do rowu... Nadal masz słabsze momenty? Odczuwasz czasem zmęczenie i chęć powrotu do kraju?
      
- W moim przypadku zdarza się to od czasu do czasu. Nie chcę kłamać i nie powiem, że zawsze jest różowo i przyjemnie. To nie jest lekka podróż i zajmuje sporo czasu. Czasami porywiste wiatry, strome podjazdy i trudne warunki drogowe zniechęcają do dalszej podróży, ale powoli jadę do przodu. Nie mam ochoty wrzucać roweru do rowu, ale czasami zastanawiam się, czy by go nie zostawić na poboczu i nie złapać stopa. Zmęczenie fizyczna mi nie przeszkadza. Mój organizm już się do tego przyzwyczaił. Najbardziej dokucza mi samotność. Trudnym przeciwnikiem jest również nuda. Zdarza mi się myśleć, że wszystkie góry są do siebie podobne a zachody słońca identyczne. W takiej sytuacji najlepsze, co mogę zrobić, to dobrze się w nocy wyspać w moim namiocie, a rano napić się mocnej i słodkiej kawy. To zawsze pomaga cieszyć się pięknymi krajobrazami. Trudno jest mi również przez dłuższy czas przebywać w jednym miejscu w hostelu. Moje ciało jest przyzwyczajone do ciągłego ruchu i siedzenie w jednym miejscu sprawia, że tracę humor. Jest to chyba dość specyficzny zespół abstynencji związany z odstawieniem roweru (śmiech).
      
       - W marcu największym problemem był wiatr. A teraz z jakimi przeciwnościami się zmagasz?
      
- Muszę przyznać, że spodobało mi się to pytanie (śmiech). Wiatr i warunki fizyczne nie są obecnie problemem. W pewnym sensie jestem już maszyną, która codziennie je śniadanie, pije kawę, jedzie i śpi. To stało się rutyną. I to właśnie chyba jest problem, z którym się zmagam. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, dopóki nie zapytałaś. Jestem obecnie na etapie, na którym wiele rzeczy wydaje mi się ciekawsze niż jeżdżenie na rowerze. Czasami zastanawiam się, do jakiego miejsca chciałbym się jak najszybciej teleportować. W Cordobie największym zagrożeniem są tutejsze studentki (śmiech). Bardzo sympatycznie się z nimi rozmawia. Zawsze dają mi swoje numery telefonów, ale już nie odpisują na moje esemesy (śmiech). Nie jest to może najbardziej asertywna forma okazania braku zainteresowania moją osobą, ale z pewnością najbardziej skuteczna.
      
       - Podczas pierwszego wywiadu powiedziałeś, że najwięcej energii włożyłeś… w przełamywanie własnego strachu przed podróżą. Myślisz, że ta wyprawa dodała 10 punktów do Twojego „poziomu odwagi”?
      
- Sprawa strachu jest dość ciekawa. Strach jest w moją siłą napędową. Sprawia, że jestem bardziej uważny i ostrożny. Strach nie zniknął i nie chciałbym, żeby zniknął. Jestem pewien, że dzięki niemu cały czas żyję. Co ciekawe - obecnie podróżuję z rowerzystą z Francji, który praktycznie w ogóle nie odczuwa strachu. Nie przejmuje się wężami, pająkami, pumami ani ciężarówkami. Martwią go tylko ludzie na motorach, bo w jakiś dziwny sposób skojarzył sobie, że to są złodzieje (śmiech).
      
       - Wnioskując po zdjęciach, musiałeś się pożegnać z maszynką do golenia.
      
- Na początku wyśmiewałem się z rowerzystów, którzy mają brody. W pewnym momencie uznałem, że zapuszczenie brody przynosi kilka korzyści: na pierwszy rzut oka widać, że jestem już w podróży przez dłuższy czas oraz broda świetnie zabezpiecza przed wiatrem i słońcem. Maszynki do golenia się nie pozbyłem. Powiem więcej - mam nawet nożyczki do przycinania brody, żeby wyglądać w miarę jak człowiek (śmiech). Może nie zmieniam codziennie skarpetek, ale brodę staram się mieć w miarę schludną. Jest to dość specyficzna rowerowa higiena (śmiech).

  Elbląg, Zanim ostatecznie zacząłem podróżować z Hugo wiele razy przypadkowo  spotkałem go na swojej drodze. Tutaj znalazłem go w towarzystwie dwóch  dziewczyn niedaleko Bajo Caracoles w Argentynie - mówi Robert Magier
Zanim ostatecznie zacząłem podróżować z Hugo wiele razy przypadkowo spotkałem go na swojej drodze. Tutaj znalazłem go w towarzystwie dwóch dziewczyn niedaleko Bajo Caracoles w Argentynie - mówi Robert Magier (fot. archiwum prywatne)


      
       - Jak sprawuje się rower i inne sprzęty?
      
- Niektóre rzeczy nie wytrzymują. Najtrudniej z wyprawą radzi sobie elektronika. Lustrzanka jest popsuta, baterie do kamery sportowej służą tylko jako dodatkowe obciążenie, a pierwszy smartfon leży na dnie jednej z moich sakw. Rower, sprzęt kempingowy mają się świetnie. Wymieniłem tylko tylne koło, bo miałem już dość ciągłego wymieniania szprych.
      
       - Zadedykowałeś tę podróż zmarłej w ubiegłym roku mamie. Przemieszczając się, jesteś cały czas sam. Masz czas, aby przemyśleć wiele spraw. Myślisz o mamie? Czy narodziły się w Twojej głowie refleksje, z którymi chciałabyś się z nią podzielić?
      
- Może to, co powiem nie jest medialnie chwytliwe, ale podróż rowerowa sprawia, że żyję głównie teraźniejszością. Martwię się tym, czy mam wodę, co zjem na kolację, jak daleko mam do kolejnej miejscowości i co powiedzieć pięknej kobiecie, jeśli takową spotkam (śmiech). Zazwyczaj spotykamy jednak tylko bezdomne psy, koty i kilka osób w małych miasteczkach, przez które przejeżdżam podczas sjesty. Rzadko myślę o tym, co wydarzyło się w Polsce i jakie okoliczności spowodowały, że wyjechałem.
      
       - Spotkałeś na swojej drodze wiele inspirujących osób?
      
- Spotykam wiele szalonych osób. Nie ruszają mnie już standardowi turyści z plecakami, których masowo spotykam w hostelach. Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób do siebie podobni. Każdy jedzie z jednego miejsca w drugie w poszukiwaniu przygody. Ciekawą osobą jest Hugo, ten Francuz z którym obecnie jeżdżę. Hugo jest reżyserem, który planuje nakręcić film o rowerze, który mówi (śmiech). Jest bardzo dzielnym człowiekiem. Myślę, że jego odwaga może wynikać z faktu, że w jego rodzinie wszyscy zawsze walczyli. Jego prababcia była członkiem ruchu oporu we Francji i razem z jego pradziadkiem walczyła na Korsyce z Niemcami. Jego dziadek jest Egipcjaninem, który protestował przeciwko działaniom swojego rządu. Wysiedlili go za to do Francji i od tej pory zaczął pisać reportaże na temat konfliktu izraelsko - palestyńskiego. Co ciekawe, Hugo jest Żydem, ale w dyskusji, tak samo jak jego dziadek, broni zawsze słabszych Palestyńczyków. Do tej pory nigdy nie spotkałem się z taką postawą i zawsze mi się wydawało, że wszyscy Żydzi trzymają stronę Izraela. Okazuje się, że nie. Mama Hugo jest dziennikarzem zaangażowanym w obronę praw szeregowych pracowników. Muszę przyznać, że są rodziną, która walczy za pomocą pióra!
      
       - Na pewno poznałeś, czym jest prawdziwa przygoda. A co z miłością? Znalazłeś żonę? (śmiech)
      
- Nie szukam żony (śmiech). Jestem w drodze i jeśli chodzi o kobiety to raczej szukam… przygód. Wszystkich czytelników, którzy chcieliby mnie jednak odsądzać, że wieku 36 lat uganiam się za studentkami, mogę uspokoić, że na razie nie odniosłem żadnych sukcesów (śmiech). Zazwyczaj jadę na rowerze przez pustkowia i mogę sobie tylko pomarzyć.
      
       - Wiesz, co chciałbyś robić, gdy wrócisz do kraju? Wrócisz do stabilnego życia czy spodobało Ci się życie w podróży?
      
- Nie jestem pewien, czy w najbliższej przyszłości wrócę do kraju. Jest duża szansa, że będę żyć przemieszczając się z kraju do kraju, pomieszkując w różnych miejscach przez kilka miesięcy. Niczego jeszcze nie zaplanowałem, ale aktywnie się nad tym zastanawiam. Obecnie jestem w podróży rowerowej i nie planuję tego zmieniać.
      
       - W marcu mówiłeś, że najbardziej zaskoczyły Cię ceny w Argentynie. Czy coś je przebiło?
      
- Nic. Argentynę zawsze będę zawsze wspominać jako miejsce, gdzie ceny są równie wysokie jak ich góry i tak samo zmienne jak ich patagońskie wiatry.
      
       - Mam nadzieję, że jeszcze wiele rzeczy pozytywnie Cię zaskoczy. Życzę powodzenia!
      
- Dziękuję.
      
       Wyprawę Robert Magiera możecie śledzić na jego fan page'u na Facebooku

Rozmawiała Anna Kaniewska

Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama