- Naszą powinnością jest zachowanie pamięci o wydarzeniach z tamtych lat – powiedział Antoni Czyżyk, przewodniczący elbląskiej Rady Miejskiej na uroczystościach z okazji 71. rocznicy „Sprawy Elbląskiej”. W 1949 r. pożar hali produkcyjnej w Zamechu stał się pretekstem do rozpoczęcia brutalnych śledztw wobec mieszkańców Elbląga. Zobacz zdjęcia.
„Stocznia się pali” - taki okrzyk obudził mieszkańców Elbląga w nocy 16 na 17 lipca 1949 r. „Stocznią” zwyczajowo nazywano wówczas Zakłady Mechaniczne, gdzie jeszcze kilka lat wcześniej mieściła się Stocznia nr 16. Na terenie zakładów płonęła hala produkcyjna A20.
- Pracowałem wówczas na popołudniową zmianę. Pożar wybuchł w nocy. Rankiem zostałem zabrany na przesłuchanie. Po nim trafiłem do aresztu, z którego wyszedłem po 20 miesiącach – mówił Marian Pilarz, jeden z naocznych świadków wydarzeń.
- Z badań ówczesnych biegłych, które znajdują się w aktach sprawy, wynika jednoznacznie, że było to podpalenie. Z innych źródeł wiemy, że zostali oni zmuszeni do napisania takiej opinii i mieliśmy tu do czynienia z wypadkiem – uzupełnił Daniel Czerwiński z gdańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Pożar w hali A20 stal się pretekstem do rozprawy ówczesnych władz państwowych ze środowiskiem reemigrantów z Francji. Szacuje się, że takich ludzi było w Elblągu około 1800. Wśród ofiar nie brakowało też przypadkowych ludzi, którzy często nie mieli nic wspólnego z Zakładami Mechanicznymi.
- Władza komunistyczna nie mogła zrozumieć, w jaki sposób nowa hala mogła zapłonąć, w jaki sposób nowoczesne maszyny mogły zostać zniszczone. Dlatego należało znaleźć jakiś winnych, a w Elblągu reemigranci z Francji stanowili na tyle liczną grupę, że bardzo łatwo było powiązać ich z tymi wydarzeniami. Tym bardziej że w tamtym okresie mamy napięcia na linii Polska – Francja. Mamy sprawę André Robineau powiązaną z wywiadem francuskim. Pamiętajmy też, że rok 1949 r. to czasy, kiedy władza komunistyczna umocniła się na tyle, że mogła sobie pozwolić na większe represje wobec społeczeństwa i zaczęto realizować plan pięcioletni – kontynuował Daniel Czerwiński.
W Sprawie Elbląskiej skazani na pozbawienie wolności powyżej 10 lat zostali: Stefan Czyż (dożywotnie pozbawienie wolności), Adam Basista (15 lat), Bolesław Jagodziński (15 lat), Bolesław Bobulis (12 lat), Edward Dawidowicz (12 lat), Józef Olejniczak (11 lat). Karę śmierci sąd wojskowy orzekł wobec trójki oskarżonych: Jeana Bastarda, Alojzego Janasiewicza i Andrzeja Skrzesińskiego. Egzekucji nigdy nie wykonano. Ogółem skazano 31 osób. Dwie osoby nie wyszły żywe z więzienia, a w różny sposób prześladowano około tysiąca osób. Skazanych uniewinniono dopiero w 1956 r.
Dziś (16 lipca) pod pomnikiem Sprawy Elbląskiej oddano hołd ofiarom tamtej tragedii.
- Był to czas, kiedy nasze miasto podnosiło się ze zniszczeń wojennych i przybywali tu z różnych stron Polacy doświadczeni II wojną światową. Władze i propaganda wykorzystały pożar do napiętnowania polskich reemigrantów z Francji, starając się wskazywać na ich winę. W oczach komunistów nie liczyło się, że chcieli wrócić do Polski i mieli doświadczenie pracy w przemyśle ciężkim. Podejrzany był już sam kierunek, z którego przybywali, czyli Francja – mówił podczas uroczystości Michał Missan, wiceprezydent Elbląga.
- Dziś przypada 71. rocznica Sprawy Elbląskiej – wydarzeń, które nadal są żywe w pamięci elblążan. Wydarzeń będących dowodem bezrefleksyjnego okrucieństwa stalinowskiego reżimu – dodał Antoni Czyżyk, przewodniczący Rady Miejskiej w Elblągu. - Naszą powinnością jest zachowanie pamięci o wydarzeniach z tamtych lat i przekazywanie jej kolejnym pokoleniom. Tą uroczystością to właśnie czynimy.