Urlop w Krynicy Morskiej? Postaram się znaleźć plusy tego miejsca. Od razu mówię, że będzie trudno, bo nawet ciepły Bałtyk nie ratuje sytuacji. Bo jak nazwać przyjemnością kąpiel w takim upale w towarzystwie glonów i meduz? Zobacz zdjęcia. Ale zacznijmy od początku.
Wyprawę do Krynicy rozpoczynamy przejażdżką tramwajem wodnym. Brzmi nieźle. Machamy na pożegnanie Tolkmicku, niestety na stojąco, bo miejsc siedzących jest mało. Może byłoby ich wystarczająco, gdyby nasz środek lokomocji nie zabierał na pokład tak dużej liczby pasażerów. W końcu niektórzy przyjechali tu na urlop i woleliby podziwiać Zalew Wiślany w wygodnej pozycji siedzącej [jak wyjaśnił właściciel tramwaju: akurat na ten rejs dokonano przez internet rezerwacji z dużą ilością rowerów, a ponieważ ich przewiezienie wymagało demontażu części ławek na górnym pokładzie, została od razu zablokowana możliwość dokonywania dalszych rezerwacji on-line - niemniej dużo rezerwacji już było zrobione wcześniej, a ponieważ spora część górnego pokładu była zajęta przez rowery, to pomimo sporo mniejszej ilości pasażerów niż zwykle, mogło powstać wrażenie ciasnoty]".
Przystanek Krynica Morska. Trzeba więc ruszyć na poszukiwane wrażeń. Tych estetycznych raczej jest tutaj mało. Z wszech stron wylewa się kicz taniej zabudowy, sklepów z chińszczyzną, zapach ryb, ale jest za to wesołe miasteczko, park linowy i gokarty, żeby pociechy się nie nudziły. Dla nas pocieszeniem jest latarnia morska na skraju miasteczka. Docieramy do niej na rowerach. Upał 30 stopni, do szczytu dzieli nas kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset schodków. Widok stąd na Krynicę jest nie byle jaki, z jednej strony zalew, z drugiej morze, szkoda tylko, że podziwiamy to wszystko zza szyby, brakuje więc przysłowiowej kropki nad i. Więcej ciekawostek kryje się na trasie z Krynicy do Piasków. Kąpiel w morzu zostawiamy sobie na koniec i ruszamy kilka kilometrów za miasto do Wielbłądziego Garbu, najwyższej ustabilizowanej wydmy w Europie, w kulminacyjnym punkcie osiągającej 49,5 m n.p.m. Warto się tutaj wybrać, wejść na wieżę widokową i nacieszyć oko ładnymi widokami na Bałtyk i Zalew Wiślany. Podobnych wrażeń estetycznych dostarcza nam znajdująca się kilka kilometrów dalej Góra Pirata, również wydma. Jest to punkt obligatoryjny naszej wycieczki, szczególnie, że daje chwilę wytchnienia, z dala od zgiełku rozbawionych urlopowiczów, a spacer na szczyt pośród pachnących żywicą lasów może być całkiem przyjemny, choć może niekoniecznie w taki upał.
Nas upał z tego miejsca przegania, dlatego wracamy na swoich dwuśladach do nadmorskiego kurortu (urlopowiczów zachęcamy do przejażdżki rowerowej 41-kilometrową leśną trasą wijącą się pasmem nadmorskim). Tutaj na próżno szukamy czegoś ładnego do zobaczenia. Miłośnicy przyrody mogą zajrzeć do Muzeum Przyrodniczo-Myśliwskiego w Krynicy Morskiej, gdzie można zobaczyć spreparowane okazy zwierząt.
Jedyna w Polsce ulica Teleexpressu znajduje się właśnie w Krynicy i jest fajna tylko z nazwy. Wprawdzie stoi tutaj kilka odnowionych kamienic, przedwojenny kościół, a na jednym z krańców ulicy znajduje się Muzeum Wolnego Czasu (budynek jest uroczy, jednak z wizyty w nim nici, bo jest obecnie remontowany), nie robi ona na nas wielkiego wrażenia. Podobnie jak promenada nadmorska, podobna do wielu innych promenad. Tu zaciekawia nas jedynie wystawa prac z bursztynu wykonanych ręcznie i miła pogawędka z lokalną artystką.
Po spacerze w takim skwarze chciałoby się w końcu dotrzeć nad wodę i zanurzyć w falach Bałtyku. Ręczniki pod pachą, strój kąpielowy na właściwym miejscu, ale woda nie zachęca do kąpieli, choć niektórzy korzystają z tej oferty, pływając w towarzystwie glonów i morskich żyjątek. Na plaży sporo urlopowiczów, jedni się kąpią, inni imprezują na kocach. Zdaje się, że Krynica przyciąga turystów bez względu na swoje cienie. A nam na pocieszenie pozostał powrót tramwajem wodnym do Tolkmicka. Z romantycznym zachodem słońca w tle kończymy nasz podróżny cykl. Jak to było w tej piosence? "Że jeszcze tylko wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec i... wakacje, znów będą wakacje. Na pewno mam rację wakacje będą znów!"
Przystanek Krynica Morska. Trzeba więc ruszyć na poszukiwane wrażeń. Tych estetycznych raczej jest tutaj mało. Z wszech stron wylewa się kicz taniej zabudowy, sklepów z chińszczyzną, zapach ryb, ale jest za to wesołe miasteczko, park linowy i gokarty, żeby pociechy się nie nudziły. Dla nas pocieszeniem jest latarnia morska na skraju miasteczka. Docieramy do niej na rowerach. Upał 30 stopni, do szczytu dzieli nas kilkadziesiąt, a może nawet kilkaset schodków. Widok stąd na Krynicę jest nie byle jaki, z jednej strony zalew, z drugiej morze, szkoda tylko, że podziwiamy to wszystko zza szyby, brakuje więc przysłowiowej kropki nad i. Więcej ciekawostek kryje się na trasie z Krynicy do Piasków. Kąpiel w morzu zostawiamy sobie na koniec i ruszamy kilka kilometrów za miasto do Wielbłądziego Garbu, najwyższej ustabilizowanej wydmy w Europie, w kulminacyjnym punkcie osiągającej 49,5 m n.p.m. Warto się tutaj wybrać, wejść na wieżę widokową i nacieszyć oko ładnymi widokami na Bałtyk i Zalew Wiślany. Podobnych wrażeń estetycznych dostarcza nam znajdująca się kilka kilometrów dalej Góra Pirata, również wydma. Jest to punkt obligatoryjny naszej wycieczki, szczególnie, że daje chwilę wytchnienia, z dala od zgiełku rozbawionych urlopowiczów, a spacer na szczyt pośród pachnących żywicą lasów może być całkiem przyjemny, choć może niekoniecznie w taki upał.
Nas upał z tego miejsca przegania, dlatego wracamy na swoich dwuśladach do nadmorskiego kurortu (urlopowiczów zachęcamy do przejażdżki rowerowej 41-kilometrową leśną trasą wijącą się pasmem nadmorskim). Tutaj na próżno szukamy czegoś ładnego do zobaczenia. Miłośnicy przyrody mogą zajrzeć do Muzeum Przyrodniczo-Myśliwskiego w Krynicy Morskiej, gdzie można zobaczyć spreparowane okazy zwierząt.
Jedyna w Polsce ulica Teleexpressu znajduje się właśnie w Krynicy i jest fajna tylko z nazwy. Wprawdzie stoi tutaj kilka odnowionych kamienic, przedwojenny kościół, a na jednym z krańców ulicy znajduje się Muzeum Wolnego Czasu (budynek jest uroczy, jednak z wizyty w nim nici, bo jest obecnie remontowany), nie robi ona na nas wielkiego wrażenia. Podobnie jak promenada nadmorska, podobna do wielu innych promenad. Tu zaciekawia nas jedynie wystawa prac z bursztynu wykonanych ręcznie i miła pogawędka z lokalną artystką.
Po spacerze w takim skwarze chciałoby się w końcu dotrzeć nad wodę i zanurzyć w falach Bałtyku. Ręczniki pod pachą, strój kąpielowy na właściwym miejscu, ale woda nie zachęca do kąpieli, choć niektórzy korzystają z tej oferty, pływając w towarzystwie glonów i morskich żyjątek. Na plaży sporo urlopowiczów, jedni się kąpią, inni imprezują na kocach. Zdaje się, że Krynica przyciąga turystów bez względu na swoje cienie. A nam na pocieszenie pozostał powrót tramwajem wodnym do Tolkmicka. Z romantycznym zachodem słońca w tle kończymy nasz podróżny cykl. Jak to było w tej piosence? "Że jeszcze tylko wrzesień, październik, listopad, grudzień, styczeń, luty, marzec, kwiecień, maj, czerwiec i... wakacje, znów będą wakacje. Na pewno mam rację wakacje będą znów!"
dk