UWAGA!

Kariera szyta na miarę

 Elbląg, Moja przyszłość związana będzie z szyciem, modą i fotografią, którą także się interesuję - przekonuje Bartosz Nowicki
Moja przyszłość związana będzie z szyciem, modą i fotografią, którą także się interesuję - przekonuje Bartosz Nowicki (fot. Anna Dembińska)

Ma zamiar podbić stolicę, całą Polskę, a nawet zyskać sławę w Europie. Ma dopiero 18 lat, zajmuje się szyciem, a od zamówień urywają się telefony. Kobiety chcą nosić jego sukienki, a koleżanki radzą się go, w co się ubierać. Elblążanin Bartosz Nowicki stawia sobie poprzeczkę bardzo wysoko. Nam opowiedział, jak chce ją przeskoczyć.

Dominika Kiejdo: - Moda. Zawsze ciągnęło Cię w tym kierunku?
      
Bartosz Nowicki: - Od dziecka. Zawsze ubranie musiałem mieć odpowiednio dopasowane. Mama dobierała mi ubranie, ale ja zawsze chciałem zrealizować swój pomysł i ubrać się po swojemu.
      
       - Pamiętasz pierwszy uszyty przez siebie strój?
      
- Była to czarna sukienka ze złotą aplikacją u dołu.
      
       - Sprzedała się?
      
- Sprzedała. Kupiła ją koleżanka na sylwestra.
      
       - Wielu masz klientów?
      
- Po ostatnim udzielonym przeze mnie wywiadzie jest ich coraz więcej. Posypały się zlecenia na Facebooku, dostałem mnóstwo smsów. Właśnie wracam z zakupów z pasmanterii. Zamówiłem tkaniny. Co drugi dzień szyję, szyję i tylko szyję. Nie mam czasu nawet na łyk wody. Szyję pojedyncze egzemplarze. Czasami wykorzystuję ten sam kształt, ale dobieram inne tkaniny, inne kolory, inne aplikacje.
      
       - Szyjesz głównie dla kobiet. Podobno także dla swoich nauczycielek.
      
- Tak, raz dla swojej nauczycielki uszyłem sukienkę, a raz kopertówkę. Szyję także dla koleżanek.
      
       - Jesteś drogi?
      
- Myślę, że nie. Wykonany przeze mnie worek z zamszu to koszt 120 zł. Materiał sprowadziłem z samych Włoch, jest podszewka, w środku jest kieszeń, jest moja metka, do tego jest sznur owinięty atłasem. Wszystko ręcznie wykonane. A metki specjalnie zamawiam w Łodzi.
      
       - Szyjesz pod marką Voorhees. Co oznacza ta tajemniczo brzmiąca nazwa?
      
- Wzięła się od Jamesa Voorheesa, bohatera horrorów z serii „Piątek trzynastego”. Lubię horrory i lubię się bać. Pomysł na markę powstał dwa lata temu, a szyć na poważnie zacząłem półtora roku temu. Wkrótce mam zamiar założyć własną działalność gospodarczą. Jest popyt na moje ubrania. Widzę, że ludzie chcą, bym dla nich szył. Do tego mówią, że to, co szyję, jest bardzo fajne. Ostatnio zaczepiła mnie jakaś pani na ulicy, powiedziała, że czytała o mnie w gazecie i że moje rzeczy bardzo jej się podobają.

  Elbląg, Kariera szyta na miarę
(fot. Anna Dembińska)


      
       - Obecnie uczęszczasz do Zespołu Szkół Gospodarczych, do klasy o profilu technik fotograf. Planujesz jednak studia z projektowania ubioru w Łodzi i wielką karierę w stolicy...
      
- Moja przyszłość związana będzie z szyciem, modą i fotografią, którą także się interesuję. Chcę studiować w Łodzi, bo to stolica mody, ale zależy mi także na podbiciu stolicy, a potem chciałbym wyjść poza granice Polski.
      
       - W Elblągu taki interes by nie wyszedł?
      
- Otwarcie butiku w Elblągu byłoby nieco ryzykowne. Ludzie mają tutaj ograniczony budżet. Interes mógłby się nie utrzymać. Butki zamykają się jeden po drugim. W Elblągu jest po prostu za mało ludzi, których stać na takie ubrania.
      
       - Wysoko stawiasz sobie poprzeczkę. A jest ktoś taki, kto cię inspiruje? Masz jakiegoś swojego guru w świecie mody?
      
- Nie mam żadnego guru. Myślę, że sam jestem dla siebie takim guru.
      
       - Czy nigdy nie wstydziłeś się przyznać do swojej pasji? Nie bałeś się reakcji innych?
      
- Zdarzały się oczywiście komentarze pełne hejtu w internecie. Wśród moich znajomych nie spotkałem się z żadną nieprzychylną reakcją, wręcz przeciwnie wszyscy uważają, że jest to kreatywne i fajne. Niektórzy początkowo nie dowierzali, że mogłem coś takiego uszyć i często spotkałem się z wielkim „wow!”, a fala hejtu pojawia się zawsze, jak ktoś osiąga coś więcej.
      
       - Przyznaj się, chciałbyś, by gwiazdy na ściankach pozowały w Twoich strojach, by pisano w gazetach wzmianki typu: „Kożuchowska miała dziś małą czarną od Nowickiego”?
      
- Pewnie, że chciałbym. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie chciałbym zyskać rozgłosu czy sławy. Myślę, że nie jest to w sumie jakieś trudne do osiągnięcia.
      
       - ???
      
- Celebrytki z chęcią ubierają się u polskich projektantów, którzy dopiero co zaczynają.
      
       - Czyli masz jakiś klucz do sukcesu?
      
- Czasami wystarczy zwykły przypadek. Spotkanie na mieście. Mam tu na myśli Natalię Siwiec, która jest otwartą osobą. Gdybym jej zaproponował, że dam jej uszyty przeze mnie ciuch w zamian za to, by go tylko nosiła, na pewno by się zgodziła. Wystarczy, że się po prostu w tym pokaże. Taka transakcja wiązana.
      
       - Co wyróżnia Twoje autorskie ubrania? Mają one jakąś cechę wspólną?
      
- Na pewno to, że są widoczne w tłumie. Używam zawsze rzucających się w oczy kolorów. Nie widziałem też jeszcze nigdy wcześniej worków wykonanych z zamszu, ze sznurkami.
      
       - Potrafisz także doradzić, jak się ubierać, co komu pasuje, w czym mu do twarzy?
      
- Koleżanki radzą się mnie, w czym mają pójść na przykład na sylwestra. Zdarza się też, że swój projekt dopasowuję do butów i biżuterii.
      
       - Na tę chwilę mógłbyś wyżyć z szycia? Jakbyś chciał się na przykład usamodzielnić?
      
- Z taką intensywnością, z jaką szyję teraz, myślę, że się da.
      
       - Rozumiem, że w przyszłości będzie mogło się żyć z tego lepiej.
      
- Znacznie lepiej. Można osiągnąć bardzo wiele.
      
       - Szyjesz także dla siebie?
      
- Bardziej dodatki, plecaki, worki itp. Mam też jedną bluzę, a tak z reguły to raczej nie. Szyję dla mamy, dla dziewczyny brata, dla koleżanek. Głównie spódnice, sukienki, torebki. Moimi klientkami są głównie kobiety.
      
       - Twoje ubrania były dekoracją w jednym z elbląskich butików. Sprzedajesz tam też swoje rzeczy?
      
- Nie, nie sprzedaję. Moje projekty wisiały tam tylko po to, by zobaczyć reakcję ludzi. Wystawiałem tam ubrania dla mamy i córki czyli projekty dla pań, a obok miniaturki dla dziewczynki. Zainteresowanie było spore, ponieważ wiele osób zaglądało do sklepu i pytało się o ubrania na manekinach i czy są na sprzedaż.


Najnowsze artykuły w dziale Społeczeństwo

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
Reklama