Co można produkować w Królewskich Warsztatach Majoliki w Kadynach, kiedy po I wojnie światowej spadł popyt na kosztowne drobiazgi, które manufaktura wytwarzała dotychczas pod czujnym okiem cesarza Wilhelma II? Na przykład wytwarzać piece i ozdabiać je kaflami. Jeden z takich pieców możemy oglądać w elbląskim Muzeum Archeologiczno-Historycznym.
Wszystko zaczęło się w 1905 r. w Kadynach, gdzie cesarz Niemiec Wilhelm II założył Królewski Warsztat Majoliki (Königliche Majolikawerkstatt Cadinen). Z jednej strony wynikało to z historycznych zainteresowań władcy Niemiec, z drugiej chęcią uprzemysłowienia Prus Wschodnich. Pomysł na uruchomienie manufaktury podsunął władcy rzeźbiarz Ludwig Manzel, miłośnik subtelnej renesansowej majoliki.
„Do 1918 r. Królewskie Wytwórnie Majoliki Kadyny wytwarzały ceramikę nawiązującą do wzorów antycznych i wczesnorenesansowych. Wpływ na klasycyzującą estetykę tego okresu miał przede wszystkim gust cesarza, który opiniował każdy projekt. Proste formy, w większości wazy i paterki, zdobiono białymi i czarnymi wzorami na naturalnym ciemnoczerwonym tle. W tym okresie oprócz przedmiotów majolikowych powstawały, utrzymane w naturalnej kolorystyce, obiekty terakotowe. Wykonywane w różnych wielkościach, były sygnowane numerami od I do IV, gdzie I oznaczał największy rozmiar. Zalety techniczne i estetyczne ceramiki kadyńskiej zostały docenione na wystawie światowej w Turynie w 1911 r., gdzie przyznano fabryce dwa złote medale. Ceramika ta stała się synonimem ekskluzywności ze względu na ograniczoną ilość wyrobów i misterne wykonanie. Te cechy do dziś czynią z produktów Królewskich Wytwórni przedmioty szczególnie pożądane na rynku antykwarycznym.“ - możemy przeczytać na portalu rynekisztuka.pl.
Dobre czasy skończyły się wraz z klęską Niemiec w I wojnie światowej i abdykacją Wilhelma II. Kryzys gospodarczy dotknął też kadyńską firmę. Było to spowodowane przede wszystkim ciężką sytuacją gospodarczą Niemiec oraz odejściem ze sceny politycznej cesarza. Zmieniła się też moda, coraz bardziej popularne stawały się kierunki modernistyczne, odsuwające na dalszy plan zapotrzebowanie na wyroby w stylu antycznym i renesansowym. Wówczas dyrektorem firmy był już Wilhelm Dietrich, związany z kadyńską manufakturą od lat. „Artysta ten początkowo wykonywał portrety cesarza Wilhelma II i Fryderyka Wielkiego (...) malowane lekko, szkicowo, bez zbytniej dbałości o wykończenie obrazu. Także on, podobnie jak większość adeptów malarstwa w Kadynach wykonywał wcześniej zaakceptowane przez Wilhelma II majolikowe talerze dekoracyjne w stylu włoskim“ - napisała dr Barbara Pospieszna z Muzeum Zamkowego w Malborku w czasopiśmie „Szkło i Ceramika“ nr z 2013 r.
Po Wielkiej Wojnie został dyrektorem manufaktury i z pomocą Tekli Schutzner i Gustawa Liedtke uratował zakład przed wydawałoby się niechybnym bankructwem. Warsztat potrzebował nowego produktu do sprzedaży. Wtedy pojawił się pomysł produkowania kopii XVIII wiecznych pieców elbląskich.
(fot. Mikołaj Sobczak)
.
Piec prosto z gospody
Jeden z takich pieców możemy oglądać na pierwszym piętrze budynku Podzamcza w elbląskim Muzeum Archeologiczno - Historycznym. Przed II wojną światową stał w reprezentacyjnej sali w wybudowanej w 1911 roku gospodzie Gottschalka w Kadynach (budynek oznaczony nr 41 stoi do dziś), skąd później przewieziono go do Elbląga. - Była to gospoda, w której sprzedawano też wyroby kadyńskiej wytwórni. Na starych pocztówkach widać jeszcze ten piec stojący w głównej sali restauracji - mówi Joanna Fonferek-Grajek, kierownik Działu Naukowego MAH.
Do elbląskiego Muzeum trafił w 1963 r (jako dar Państwowej Stadniny Koni PGR w Kadynach), kiedy to mieściło się przy ul. Wigilijnej. W połowie lat 70. piec przeniesiono do nowej siedziby elbląskiego Muzeum, do budynku Gimnazjum, w którym stał do roku 1990. W maju tego samego roku, podczas tworzenia wystawy poświęconej elbląskiemu rzemiosłu, piec zamontowano na I piętrze Budynku Podzamcza Muzeum Archeologiczno-Historycznego, gdzie stał do 2012 r., a po kilku latach trafił do budynku Gimnazjum na wystawę o rzemiośle.
- Kiedyś od przypadkowej osoby otrzymałam zdjęcie z lat 70. trzech zdunów pracujących przy tym właśnie piecu. Jeden z nich okazał się dziadkiem mojej koleżanki. W 2012 roku w związku z remontem musieliśmy przenieść piec, co wiązało się z jego rozbiórką i złożeniem na nowo. Skontaktowaliśmy się z ojcem koleżanki, który jak się okazało też był zdunem. Zaprosiliśmy ich do muzeum i na własne oczy mogłam zobaczyć, jak się rozkłada taki piec - opowiada Joanna Fonferek-Grajek.
Piec trzeba zalać od góry wodą, tak aby nabrał wilgoci. Dzięki temu można pop kolei zdejmować poszczególne kafle. A potem udokumentować w jakiej kolejności były na piecu umieszczone. Niektóre np. narożne i gzymsowe pasują tylko w jednym miejscu, te wypełniające z różnymi „obrazkami“ teoretycznie można zamieniać miejscami. I nie można wykluczyć, że podczas jednej z rozbiórek kafle nie zostały pomylone. Ale to tylko domysły. - Kafle z tyłu na tzw. kołnierzach mają dziurki, którymi są spinane ze sobą, dzięki czemu się trzymają. Każdy rząd trzeba zdejmować osobno - wyjaśnia muzealniczka. - To dość skomplikowana sprawa. I bardzo ważne jest zachowanie właściwej kolejności kafli.
Zwyczajem zdunów jest pozostawianie po każdej rozbiórce pieca swoistej kapsuły czasu, w której oprócz podstawowych informacji o przeprowadzonych pracach w piecu zostawia się pierwszą stronę papierowej gazety (tu najważniejsza jest data), obiegowe monety. - Podczas ostatniego przeniesienia pieca znaleźliśmy zapiski poprzednich zdunów. Teraz też taka puszka pełniąca role kapsuły jest umieszczona w piecu. Zduni mieli swoje sposoby na zabezpieczanie się przed nieuczciwymi kontrahentami – nie wiem, jak często to się zdarzało i czy to było na porządku dziennym, spotkałam się z taką informacją - i podczas prac zamurowywali w piecu przekłute jajko, które po określonym czasie zaczynało wytwarzać nieprzyjemny zapach. A tylko zdun wiedział, w którym miejscu jest zamurowane. I dopóki nie otrzymał wynagrodzenia, nie zdradzał tej tajemnicy - mówi Joanna Fonferek-Grajek.
(fot. Mikołaj Sobczak)
.
Piękny jest...
Piec z muzeum powstał w 1923 r., jest kopią pieca z 1755 r. Zgodnie z obowiązującymi wówczas zasadami, w trapezowatych, górnych częściach pieca, należało umieścić dane dotyczącego oryginału, a także informacje na temat czasu i miejsca wykonania kopii pieca. Najbardziej popularne były właśnie naśladownictwa pieca elbląskiego z końca XVIII w. - Były trzy główne typy pieców malowanych : elbląski, gdański i toruński. W dużym uproszczeniu możemy powiedzieć, że różniły się liczbą skrzyń Elbląski składał się z dwóch, mniejsza „położona“ na większej. Druga różnica to nisza o charakterze dekoracyjnym, która w piecach elbląskich jest otwarta - wyjaśnia muzealniczka - Malowano pejzaże, scenki dworskie i pasterskie, a czasami sakralne – zgodnie z XVIII-wieczną modą. Bardzo często wzorowano się na XVIII wiecznych grafikach. Często piece kształtem nawiązywały do mebli, tak aby w pomieszczeniu tworzyły spójną całość.
Nie jest to wierna kopia: twórcy wykorzystali kształt pieca z XVIII wieku, taka sama jest technika zdobienia i tematyka ilustracji na kaflach. Ilustracje na XVIII wiecznych piecach były wykonywane były wykonywane w kolorach: kobaltu, szmaragdowej zieleni oraz manganu; wszystkie na białym tle. Czasem łączono te kolory.
W elbląskim Muzeum możemy oglądać „tylko“ część pieca, tę bardziej reprezentacyjną. „Tego typu piece ustawiane były bardzo blisko ściany, a otwór do opalania z drzwiczkami żeliwnymi znajdował się po jej drugiej stronie. Zazwyczaj była to sień lub pomieszczenie gospodarcze. Dzięki temu, podczas palenia i wygarniania popiołu, unikano zanieczyszczenia pomieszczenia, które pełniło w budynku funkcję reprezentacyjną, a jednocześnie zachowywano w pełni walory estetyczne bryły pieca.“ - czytamy na stronie internetowej muzeum.
Warto zwrócić uwagę na kafle, które były formowane mechanicznie i malowane ręcznie. Często powtarzano te same motywy (dekoracje roślinne, kartusze, czyli obramowania na kaflach wypełniających), dzięki stosowaniu metody „przepróch”. Polegało to na tym, że przenoszono kontury danego wzoru przez papier za pomocą igły. Dzięki temu, przez uzyskane dziurki przedostawał się barwnik, tworząc obrys danego motywu.
Do końca nie wiadomo ile takie piece mogły kosztować.
- Na pewno takie kafle miały dużą wartość. W XVIII wieku prawdopodobnie były kupowane przez bogatych mieszczan. Ich XX wieczne kopie pojawiały się głównie w budynkach użyteczności publicznej. Podobny piec znajduje się w Malborku w Sali Koncertowej we wschodnim skrzydle Zamku Średniego oraz prawie identyczny jak ten, który mamy w Muzeum, w Sali Narożnej Zamku Średniego. Poec był też w pałacu w Kadynach, z którego korzystał Wilhelm II. Ten kadyński od naszego różnił się tym, że miał drzwiczki z przodu, co widać na przedwojennych zdjęciach. Na pewno było ich więcej, ale wiele z nich zostało zniszczonych - mówi Joanna Fonferek-Grajek. - Nie dotyczy to tylko pieców, ale także o innych wyrobów ceramiki kadyńskiej. Przykładem jest np. kościół ewangelicki w Kadynach po którym już nie ma śladu. Jego wnętrze było zdobione ceramiką kadyńską.
Ogrzewały stosunkowo duże pomieszczenia o reprezentacyjnym charakterze. W pozostałych, których goście nie oglądali, stały zwykłe piece.
(fot. Mikołaj Sobczak)
.
Królewski Warsztat Majoliki zakończył działalność wraz z końcem wojny i wysiedleniem ludności niemieckiej. Podejmowano próby reaktywacji jej działalności; w latach 50. Działały tu Bałtyckie Zakłady Ceramiczne, a następnie plenery artystyczne, organizowane przez ceramików z Gdańska. W latach 60. funkcjonowały tu Pracownie Konserwacji Zabytków ze względu na duże zapotrzebowanie na rekonstrukcje obiektów zabytkowych. Ostatecznie, w latach 90. wytwórnia majoliki przeszła w ręce prywatne.