Tegoroczny wernisaż Fotki Miesiąca z powodu pandemii nie odbędzie się w tradycyjnej formie. Jednak już 12 stycznia na portEl.pl zamieścimy wirtualny wernisaż najlepszych konkursowych fotek oraz konkurs z nagrodami na fotkę 20-lecia portEl.pl. Tymczasem zapraszamy na rozmowę z Piotrem Puszkarem, autorem grudniowej fotografii w kalendarzu portElu na 2021 rok.
- Powiedzmy najpierw kilka słów o zdjęciu, które ukazało się w tegorocznym kalendarzu portElu. Jak na innych Pana fotografiach, które możemy oglądać w konkursie Fotka Miesiąca, widzimy na nim uroki naszego regionu.
- Moje zdjęcia powstają, gdy jest odpowiedni klimat. Wygląda to tak, że budzę się przed wschodem słońca, spoglądam przez okno i zaraz wiem, czy pójdę fotografować, czy nie. Gdy powstało zdjęcie umieszczone w kalendarzu, niebo również rokowało, że będzie co uwiecznić tego dnia. Do miejsca ze zdjęcia mam bardzo blisko. Nic, tylko ubrać się, wyjść z domu i fotografować.
- Jaka jest recepta na zrobienie dobrego zdjęcia?
- U mnie muszą być spełnione pewne warunki. Podstawową rolę odgrywa pogoda, drugi warunek to "złote godziny", czyli ranek i wieczór. O innych porach generalnie nie robię zdjęć, chyba, że jest mgła, to można zrobić jakąś abstrakcję. To już jednak zdjęcia o innym wymiarze. Jednak pogoda jest kluczowa i to ona sprawia, że zdjęcia powstają. To jest chwila, dosłownie minuta, czasami dziesięć i koniec: aparat na ramię i do domu. Później nie ma już sensu szukać, bo nic wartego zainteresowania i prezentowania nie wyjdzie. Oczywiście swoją rolę odgrywa sprzęt. Trzeba mieć odpowiedni filtr, obiektyw, żeby odzwierciedlić kolory. Często zarzuca mi się, że to photoshop. Tak jednak nie jest. Tu jest jedno naświetlenie i ew. korekta naświetlenia jakiejś części. Nie ma jednak żadnych wstawek czy innej głębokiej ingerencji w obraz.
- Co przyciąga Pana fotograficzne oko do naszego regionu, co najbardziej intryguje i jest warte uwiecznienia?
- Miejsce, w którym mieszkam, to w zasadzie wieś, Bieńkowo. To miejsce, w których się urodziłem i wyrosłem. Te okolice kocham i będzie tak, póki żyję, nie zamierzam nigdzie się stąd wybierać. Dlatego one pojawiają się w moich fotografiach, powtarzają się, jak choćby droga na cmentarz. Te zdjęcia mają dla mnie osobiste znaczenie, wiążą się z pewnym sentymentem.
- A jakie były początki Pana fotograficznej pasji?
- Aparat towarzyszy mi od najmłodszych lat, ale nie myślałem, że w przyszłości będę się tak zagłębiał w fotografię. Kiedy byłem małym dzieckiem, przyjechała do nas z aparatem rodzina z Ukrainy, bo jestem właśnie ukraińskiego pochodzenia. Był to bodaj FED i jako dziecko już się tym bawiłem. Gdy podjąłem naukę w Elblągu, kupiłem pierwszy aparat na bazarze za Światowidem, nie pamiętam już, jaki. Ale on już robił zdjęcia, zakładało się na niego film. To były może zdjęcia nie z pasji, ale po prostu, żeby robić. Coś już jednak się działo. W 2009 ktoś mi powiedział, żeby kupić lustrzankę, bo "ona sama robi zdjęcia i będziesz robił naprawdę ekstra zdjęcia”. Kupiłem, wrzucałem potem zdjęcia na portal Fotoik. Wszystkie wylądowały w koszu. Pomyślałem sobie: „Halo, o co chodzi, co jest nie tak?”
- Czyli sam sprzęt to nie wszystko?
- To był moment, gdy zaczęła się moja przygoda z fotografią naprawdę. Starsi stażem pisali mi, co jest nie tak, a gdy ich posłuchałem, zrozumiałem, że daleka droga przede mną. To nie jest tak, że lustrzanka załatwi sprawę. Postawiłem sobie cel, że będę robił zdjęcia takie, jak najlepsi. Czy ja mam ten poziom? Nie wiem, ale moje zdjęcia są inne. Nie podróżuję po świecie, by robić zdjęcia znanych miejsc. Sztuką jest się odnaleźć w swoim środowisku i pokazać je w fotografii jako ciekawe, inne niż na co dzień. Fotografia powinna pokazywać nas, jakimi jesteśmy. Bywa też, że zajmuję się abstrakcją, grą kolorów, barw, cieni. Liczy się moment i to, co chcemy pokazać.
- Czym się Pan zajmuje na co dzień?
- Jestem rolnikiem. Mam fantastyczną rodzinę: żonę i dwójkę dzieci. Jestem zwykłym, pracującym człowiekiem, jak każdy z nas. Mam 46 lat.