"Estowie mają taki zwyczaj: gdy umrze tam jakiś człowiek, nie spalony leży on w swoim domu u rodziny i przyjaciół jeden miesiąc lub niekiedy dwa; królowie zaś i inni wysoko postawieni ludzie o tyle dłużej, ile więcej mają bogactw; niekiedy przez poł roku nie są oni spaleni i leżą na wierzchu w swoich domach. A przez cały ten czas, kiedy nieboszczyk jest w domu, piją tam i bawią się aż do dnia, w ktorym go spalą" – pisał Wulfstan w swojej relacji z wyprawy do Truso. Dziś kilka słów o sąsiadach wikingów, Estach, czyli Prusach. Konkretnie: o ich zwyczajach pogrzebowych.
Gonitwy po dobra
Dr Marek F. Jagodziński w książce "Truso. Między Weonodlandem a Witlandem" podkreśla, że opisy ceremonii pogrzebowych z relacji Wulfstana potwierdzają odkrycia archeologiczne, które dowodzą stosowania pochówków całopalnych. Zanim jednak o nich, wróćmy jeszcze na chwilę do sprawozdania, bo ciałopalenie poprzedzał inny, niezwykle interesujący zwyczaj.
Wczesnośredniowieczny podróżnik zaznaczał, że nim zmarły został pochowany, dzielono jego "pozostałe po zabawach i pijatykach" ruchomości: zwykle na pięć lub sześć części, czasem więcej, co było oczywiście zależne od ilości pozostawionych dóbr. "Wszystko to rozkładają na przestrzeni jednej mili, najlepszą część najdalej od domu, potem drugą, potem trzecią, aż to wszystko jest rozłożone na przestrzeni owej mili; a najmniejsza część winna się znajdować najbliżej domu, w ktorym leży nieboszczyk" - pisał Wulfstan. Co działo się dalej? Właściciele najlepszych koni w okolicy odjeżdżali na odległość 5-6 mil i... zaczynali swego rodzaju wyścig o leżące na ziemi dobra. Najlepszy jeździec docierał oczywiście do najlepszego działu, a najgorszy musiał zadowolić się najskromniejszym zestawem dóbr, leżącym w pobliżu domu zmarłego. "I dlatego dobre konie są tutaj niezmiernie drogie" – konkludował zwyczaje Estów Wulfstan.
Po rozdaniu wszystkich ruchomości, ciało zmarłego palono razem z szatami i bronią.
Marek Jagodziński podkreśla, że same pochówki również świadczą o wielkim znaczeniu koni wśród Estów, bo niejednokrotnie byli oni chowani razem ze swoimi wierzchowcami. Sam zwyczaj "roztrwaniania" majątku zmarłego stanowi z kolei wyjaśnienie, dlaczego wyposażenie grobowe z okresu IX-XIII w. u Estów było tak ubogie. Dodajmy, że we wcześniejszych wiekach (od VI do VIII) wyposażenie grobów było znacznie bogatsze.
Opisywane wcześniej wyścigi konne prawdopodobnie zastąpiły zwyczaj chowania wierzchowców wraz z właścicielami. Stąd dr Jagodziński podkreśla, że te gonitwy stanowiły zwyczaj niezwykle ważny dla Estów.
Ważny, a jednocześnie mający poważne konsekwencje. Odkrywca Truso wskazuje, że wiązał się on z zastojem w rozwoju politycznym ziem pruskich. Jaki jest związek między pogrzebowymi ceremoniami a polityką?
- Wynikiem takiego zwyczaju, czy też nakazu, było odejście od istniejącej w innych regionach Europy prostej zasady dziedziczenia, które moim zdaniem wpłynęło hamująco na powstanie bogatej i prężnej klasy możnowładczej – tłumaczy Marek Jagodziński.
"Wytwarzanie" zimna
Kolejnym interesującym fragmentem relacji Wulfstana jest ten, w którym podróżnik stwierdza, że Estowie potrafią wytwarzać zimno, co również znajdowało zastosowanie w zwyczajach pogrzebowych. "(...) dlatego nieboszczyk leży tam tak długo i nie rozkłada się, ponieważ działają na niego zimnem. A jeśli postawi się dwa naczynia pełne piwa lub wody, potrafią oba zamrozić, obojętnie, czy jest lato, czy zima".
- Próbując rozwikłać zagadkową umiejętność Estów związaną z „wytwarzaniem zimna”, należałoby zwrócić uwagę na opisane przez etnografów sposoby przechowywania żywności przez Słowian – pisze dr Jagodziński. Słowianie gromadzili zimą bryły lodu, np. w wykładanych słomą dołach, przykrytych warstwami liści i ziemi. Estowie mogli więc przejąć tę praktykę od swoich bliskich sąsiadów. Do zamrażania używano prawdopodobnie mieszaniny soli i lodu. Sól była jednak towarem bardzo drogim, rodzi się więc pytanie, czy każdy zmarły mógł być chowany przy jej wykorzystaniu. Dzięki relacji Wulfstana wiemy, że w zależności od tego, jak zamożny był nieboszczyk, tak długo trwały uczty poprzedzające spalenie. Mogły się one przeciągać nawet do pół roku. Uczty związane ze śmiercią ubogich były z kolei krótkie i nie wymagały zamrażania ciała zmarłych.
Cykl Truso: Śladami wikingów Elbląskiej Gazety Internetowej portEl.pl powstaje we współpracy z Muzeum Archeologiczno-Historycznym w Elblągu, w oparciu o wydane przez nie publikacje naukowe.