Kolejny dzień strajku w Tramwajach Elbląskich nie przyniósł zbliżenia w kwestii rozwiązania sporu. Związkowcy wskazują kolejne potrzeby i apelują do władz miasta o ujawnienie wyników ostatniego audytu w spółce. Zobacz zdjęcia ze strajku.
- Strajk nie jest polityczny – mówił Roman Kluczyk, przewodniczący związku zawodowego w Tramwajach Elbląskich – Załoga żąda tylko podwyżek płac i uzgodnień dotyczących anulowania porozumienia dotyczących pracy w nadgodzinach. Jesteśmy przemęczeni takim systemem i musi się on zmienić.
Upolitycznienie protestu zarzucił strajkującym prezydent Elbląga Witold Wróblewski na wtorkowej (18 lutego) konferencji prasowej, argumentując to brakiem zaproszenia prezydenta do rozmów.
- Prezydent w Tramwajach Elbląskich jest u siebie, nie potrzebuje zaproszenia, żeby do nas przyjść. Od początku traktowaliśmy ten spór jako sprawę do rozwiązania pomiędzy nami a dyrekcją Tramwajów Elbląskich – ripostował Roman Kluczyk na dzisiejszej konferencji prasowej. - Byliśmy przekonani, że władze wiedzą o sporze zbiorowym.
Trudno mówić, że władze miasta nie wiedziały o problemach w Tramwajach Elbląskich. We wrześniu ubiegłego roku temat tramwajów był szczegółowo omawiany na posiedzeniu Komisji Gospodarki Miasta. Pisaliśmy o tym tutaj.
Dziś (20 lutego) trwa czwarty dzień strajku. Strajkujący wysłali do dyrekcji Tramwajów Elbląskich swoją wersję porozumienia: podwyższenie płacy zasadniczej o 500 zł brutto dla osób zarabiających do 3250 zł brutto płacy zasadniczej. To dotyczy 86 proc. załogi. Związkowcy zgadzają się na rozłożenie podwyżki na dwie raty, ale pensja o 500 zł musiałaby wzrosnąć do końca pierwszej połowy tego roku.
- Taka podwyżka generuje koszt w tym roku w wysokości 750 tys. zł. W przyszłym – milion zł - informował Andrzej Sawicki, dyrektor Tramwajów Elbląskich, który również dziś zorganizował swoją konferencję prasową. - Nie mamy takich pieniędzy. Po reorganizacji komunikacji straciliśmy 1,2 mln zł. Nie stać nas na podwyższenie płacy zasadniczej w jakiejkolwiek formie. Chciałbym przypomnieć, że w ostatnich latach dokonywaliśmy przeszeregowań pracowników.
- Pieniądze są. Ok. 0,5 mln. zł jest w dodatkach frekwencyjnych. Chcemy ich likwidacji i włączenia do pensji zasadniczej. Pozostanie premia uznaniowa w wysokości 15 proc. pensji za pomocą której pracodawca może nas nagradzać. Pozostaje kwestia dodatkowych 250 tys. zł. – odpowiedział przewodniczący związku zawodowego.
W sprawie podwyższenia zarobków osób zarabiających więcej niż 3250 zł brutto strajkujący są gotowi do negocjacji. Kolejnym postulatem jest wypłacenie całej nagrody rocznej za ubiegły rok oraz wycofanie się z porozumienia o nadgodzinach. Pracownicy dopuszczają pracę w nadgodzinach w wysokości limitowanej przez kodeks pracy tj. 150 godzin.
- Chcę mieć możliwość wynegocjowania z poszczególnymi pracownikami możliwości pracy w nadgodzinach do 210 godzin – zapowiedział z kolei Andrzej Sawicki.
- Z założenia kodeks pracy mówi, że pracodawca nie może przewidywać nadgodzin. Jeśli pracownik pracuje w godzinach nadliczbowych, to pracodawca w miarę możliwości powinien oddawać mu dzień wolny, a dopiero później myśleć o wypłaceniu ekwiwalentu. Bądźmy konsekwentni: jeśli będę pracował w nadgodzinach 16 godzin, to niech pracodawca odda mi 2 dni wolne w tym samym cyklu rozliczeniowym – mówił Roman Kluczyk.
Przypomnijmy, że w 2019 r. w Tramwajach Elbląskich wypracowano 14 tys. nadgodzin. Do tego dochodzą niewykorzystane urlopy z ubiegłych lat.
- 4 tys. z tych nadgodzin wynikało z wakatów – wyjaśniał Andrzej Sawicki na wtorkowej konferencji u prezydenta Elbląga.
- To nie są szczególne potrzeby pracodawcy. Trzeba zatrudnić ludzi. - grzmiał Roman Kluczyk. - Z drugiej strony, po obcięciu komunikacji tramwajowej, jaka miała miejsce w lutym, dyrekcja zapewniała nas, że pracowników jest tylu, ilu potrzeba. Kontrola Państwowej Inspekcji Pracy ujawniła, że na listopad ubiegłego roku niewykorzystanych dni urlopowych jest 1200, z czego na motorniczych przypada połowa. I to trzeba będzie ludziom oddać.
Podczas „związkowej” konferencji prasowej Roman Kluczyk zaapelował do władz miejskich o ujawnienie wyników ostatniego audytu w Tramwajach Elbląskich. Rozwiązania konfliktu na razie nie widać. Strajkujący czekają na odpowiedź dyrekcji spółki na swoje postulaty.
- Trudności i kłopoty komunikacji są nie do ogarnięcia. Bez ingerencji radnych, bez zmiany budżetu, bez zasilenia budżetu spółki Tramwaje umierają – ostrzegał Roman Kluczyk.
Oprócz problemów płacowych związkowcy na swojej konferencji prasowej zwrócili uwagę na konieczność remontu taboru tramwajowego. Strajk kosztuje spółkę 50 tys. zł dziennie. Zarząd Tramwajów Elbląskich powołał komisję wewnętrzną mającą poszukać możliwości oszczędności w spółce. Związkowcy nie są jednak zainteresowani pracą w niej ze względu na fakt, iż podobny zespół powołał prezydent Elbląga.