Długo oczekiwana ustawa o pomocy publicznej i restrukturyzacji szpitali, która weszła w życie pod koniec maja, ma wiele błędów prawnych i nieścisłości - alarmuje Związek Powiatów Polskich. Mimo zapewnień autorów ustawy, dokument ten nie rozwiązuje też narosłych przez lata problemów.
O przyszłości niewielkich lecznic rozmawiali w Elblągu starostowie i dyrektorzy powiatowych szpitali z województw: pomorskiego, podlaskiego, mazowieckiego oraz z Warmii i Mazur. Starosta elbląski, Sławomir Jezierski zapewnia, że po kilku latach walki o byt szpital w Pasłęku powoli wychodzi na prostą. Inna sprawa, że podobnie, jak w przypadku innych placówek, restrukturyzacja oznaczała w Pasłęku po prostu stopniową likwidację oddziałów i zwolnienia pracowników.
- Nie ma już dwóch oddziałów, które mogłyby funkcjonować, gdyby nie obecny system finansowania ochrony zdrowia - mówi starosta. - Zakończyliśmy ostatni proces restrukturyzacji, wydatki i dochody już się prawie bilansują, a szpital otrzymał kredyt na spłatę zobowiązań. Długi są więc sukcesywnie spłacane, liczymy również, że dzięki ustawie o pomocy publicznej otrzymamy około 1,2 miliona złotych. Mimo to uważam, że nasz szpital nie gwarantuje dziś mieszkańcom pełnego bezpieczeństwa zdrowotnego - dodaje Sławomir Jezierski.
Deska ratunku
W takiej sytuacji, jak szpital w Pasłęku, czy mimo niesprzyjających wiatrów wciąż utrzymujące się na powierzchni - lub tuż po nią - placówki w Biskupcu i Dobrym Mieście, jest niewiele polskich szpitali powiatowych. Ich szefowie oraz właściciele, którymi są starostowie, oczekiwali, że wspomniana ustawa rzeczywiście pozwoli rozwiązać najważniejsze problemy.
- Starania o zapisane w niej pieniądze mogą być trudne - uważa Adam Janas, wiceprezes Związku Powiatów Polskich, do niedawna starosta, a obecnie dyrektor szpitala w Nowym Dworze Mazowieckim. - Do wniosku o wszczęcie postępowania restrukturyzacyjnego trzeba dołączyć 25 załączników. W co najmniej szesnastu stwierdziliśmy jednak błędy, w sześciu wypadkach poważne. Ustawa nie rozwiązuje też zasadniczego problemu, jakim jest zwrot wydatków z tytułu „ustawy 203”, czyli słynnych podwyżek, na które nie zabezpieczono pieniędzy.
Związek Powiatów szacuje, że zadłużenie z tego tytułu wynosi minimum 6 miliardów złotych.
- Ustawa o pomocy publicznej powstawała w dziwny sposób, ale mimo wszystko dobrze, że powstała - mówi Janas. - Gdyby tego dokumentu nie było, nie byłoby szansy na zapisane w niej 2,2 miliarda złotych. Pytanie jednak, dla kogo tych pieniędzy wystarczy?
Gra w rynek
Starostowie rozmawiali w Elblągu także o przyszłości powiatowych lecznic, m.in. o tym, czy powinny one pozostać placówkami publicznymi, czy może należy je sprywatyzować. Rozmawiano także o pieniądzach na leczenie. Z danych Związku wynika, że tylko około 30 procent niewielkich szpitali wykazuje dodatni wynik finansowy.
- Nadal podstawowym problemem jest brak pieniędzy - wyjaśnia Adam Janas. - Szacujemy, że Narodowy Fundusz Zdrowia przekazuje na leczenie o co najmniej 8 procent pieniędzy. Tyle brakuje, aby przeciętny szpital mógł normalnie funkcjonować.
Starosta olsztyński, Adam Sierzputowski dodaje, że rząd i parlament powinny w końcu poważnie pomyśleć o przyszłości powiatowych szpitali, bo na razie są one traktowane po macoszemu.
- Potrzebny jest inny klimat - przekonuje samorządowiec. - Nasze szpitale są najbliżej osób, które wymagają stacjonarnego leczenia. Państwo powinno stworzyć takie warunki, aby mogły one swobodnie wykonywać zadania, jakie na te szpitale zostały nałożone. Czekaliśmy na decyzje, jaka ma być sieć szpitali, które mają pozostać, a które trzeba zlikwidować. Takie decyzje nie zapadły i najwyraźniej o losie placówek ma zdecydować rynek, który trudno nazwać wolnym. Szpitale ratują się, jak mogą, ale niektóre niestety popadły w takie długi, że wszelkie ruchy restrukturyzacyjne wydają się wątpliwe.
Giełda pomysłów
Ponieważ rząd i parlament nie podjęły się trudnych i bolesnych porządków, samorządy radzą sobie, jak mogą. Powiat olsztyński stara się o poprawę bazy szpitali w Biskupcu i Dobrym Mieście.
- Na razie pieniądze na inwestycje i remonty znajdujemy w kredytach bankowych, ale ta możliwość już się wyczerpuje, a granicą są przepisy dotyczące możliwości zadłużania się przez samorząd - wyznaje starosta. - Ta granica już jest blisko. Teraz liczymy na pieniądze z zewnątrz, głównie z Unii Europejskiej.
Tymczasem problemów, które czekają na rozwiązanie, jest cała masa. Małgorzata Pawłowska, która pełni obowiązki dyrektora zespołu zakładów opieki zdrowotnej w Dobrym Mieście, po raz kolejny przypomina o jednym z podstawowych: stawki, jakie za usługi płaci Narodowy Fundusz Zdrowia, są za niskie. Ma też nadzieję na stabilizację bez której trudno sobie wyobrazić przyszłość powiatowych lecznic.
- Powoli zaczynają się także problemy kadrowe, słabo opłacani pracownicy odchodzą do większych miast i wyjeżdżają za granicę - mówi dyrektorka. - Ja i moi koledzy chcielibyśmy, żeby władze nie zmieniały wciąż swoich pomysłów na ochronę zdrowia. Jeżeli szpitale będą bankrutować, to pacjent będzie miał jeszcze trudniejszy dostęp do lekarza. Już teraz jest on dosyć trudny, bo wielu osób nie stać na leczenie, czy na dojazd do chorych bliskich...
Nie jesteśmy bierni
Aby pomóc lokalnym samorządom w walce o utrzymanie szpitali, Związek Powiatów Polskich m.in. organizuje konferencje i prowadzi rozmowy z ministerstwem zdrowia. Chce uruchomić punkt konsultacyjny w sprawie możliwości skorzystania z zapisów ustawy restrukturyzacyjnej i włączyć się do Polskiego Towarzystwa Szpitalnictwa.
- Organizacja istnieje od 76 lat, bo szpitale były tworzone siłą lokalnych społeczności - przypominają działacze Związku Powiatów. - Jesteśmy po rozmowach z jej obecnymi władzami i planujemy połączenie sił, bo potrzebna jest solidna reprezentacja właścicieli niewielkich szpitali. Bez niej nasz głos nie będzie w Warszawie dobrze słyszalny.
Co ciekawe, mimo powagi spraw i dramatycznej sytuacji szpitali, do Elbląga nie przyjechał żaden przedstawiciel ministerstwa zdrowia.
- Przedstawiciele nie przyjeżdżają, bo nie mają satysfakcjonujących nas informacji - przyznaje sekretarz generalny ZPP, Rudolf Borusiewicz. - My jednak resortowi sygnalizujemy wszystkie problemy, wątpliwości i propozycje rozwiązań. Nie zależy nam na spektakularnych wydarzeniach, tylko na rezultatach. Dlatego chcemy ministerstwo traktować po partnersku, chcemy konstruktywnej współpracy.
- Nie ma już dwóch oddziałów, które mogłyby funkcjonować, gdyby nie obecny system finansowania ochrony zdrowia - mówi starosta. - Zakończyliśmy ostatni proces restrukturyzacji, wydatki i dochody już się prawie bilansują, a szpital otrzymał kredyt na spłatę zobowiązań. Długi są więc sukcesywnie spłacane, liczymy również, że dzięki ustawie o pomocy publicznej otrzymamy około 1,2 miliona złotych. Mimo to uważam, że nasz szpital nie gwarantuje dziś mieszkańcom pełnego bezpieczeństwa zdrowotnego - dodaje Sławomir Jezierski.
Deska ratunku
W takiej sytuacji, jak szpital w Pasłęku, czy mimo niesprzyjających wiatrów wciąż utrzymujące się na powierzchni - lub tuż po nią - placówki w Biskupcu i Dobrym Mieście, jest niewiele polskich szpitali powiatowych. Ich szefowie oraz właściciele, którymi są starostowie, oczekiwali, że wspomniana ustawa rzeczywiście pozwoli rozwiązać najważniejsze problemy.
- Starania o zapisane w niej pieniądze mogą być trudne - uważa Adam Janas, wiceprezes Związku Powiatów Polskich, do niedawna starosta, a obecnie dyrektor szpitala w Nowym Dworze Mazowieckim. - Do wniosku o wszczęcie postępowania restrukturyzacyjnego trzeba dołączyć 25 załączników. W co najmniej szesnastu stwierdziliśmy jednak błędy, w sześciu wypadkach poważne. Ustawa nie rozwiązuje też zasadniczego problemu, jakim jest zwrot wydatków z tytułu „ustawy 203”, czyli słynnych podwyżek, na które nie zabezpieczono pieniędzy.
Związek Powiatów szacuje, że zadłużenie z tego tytułu wynosi minimum 6 miliardów złotych.
- Ustawa o pomocy publicznej powstawała w dziwny sposób, ale mimo wszystko dobrze, że powstała - mówi Janas. - Gdyby tego dokumentu nie było, nie byłoby szansy na zapisane w niej 2,2 miliarda złotych. Pytanie jednak, dla kogo tych pieniędzy wystarczy?
Gra w rynek
Starostowie rozmawiali w Elblągu także o przyszłości powiatowych lecznic, m.in. o tym, czy powinny one pozostać placówkami publicznymi, czy może należy je sprywatyzować. Rozmawiano także o pieniądzach na leczenie. Z danych Związku wynika, że tylko około 30 procent niewielkich szpitali wykazuje dodatni wynik finansowy.
- Nadal podstawowym problemem jest brak pieniędzy - wyjaśnia Adam Janas. - Szacujemy, że Narodowy Fundusz Zdrowia przekazuje na leczenie o co najmniej 8 procent pieniędzy. Tyle brakuje, aby przeciętny szpital mógł normalnie funkcjonować.
Starosta olsztyński, Adam Sierzputowski dodaje, że rząd i parlament powinny w końcu poważnie pomyśleć o przyszłości powiatowych szpitali, bo na razie są one traktowane po macoszemu.
- Potrzebny jest inny klimat - przekonuje samorządowiec. - Nasze szpitale są najbliżej osób, które wymagają stacjonarnego leczenia. Państwo powinno stworzyć takie warunki, aby mogły one swobodnie wykonywać zadania, jakie na te szpitale zostały nałożone. Czekaliśmy na decyzje, jaka ma być sieć szpitali, które mają pozostać, a które trzeba zlikwidować. Takie decyzje nie zapadły i najwyraźniej o losie placówek ma zdecydować rynek, który trudno nazwać wolnym. Szpitale ratują się, jak mogą, ale niektóre niestety popadły w takie długi, że wszelkie ruchy restrukturyzacyjne wydają się wątpliwe.
Giełda pomysłów
Ponieważ rząd i parlament nie podjęły się trudnych i bolesnych porządków, samorządy radzą sobie, jak mogą. Powiat olsztyński stara się o poprawę bazy szpitali w Biskupcu i Dobrym Mieście.
- Na razie pieniądze na inwestycje i remonty znajdujemy w kredytach bankowych, ale ta możliwość już się wyczerpuje, a granicą są przepisy dotyczące możliwości zadłużania się przez samorząd - wyznaje starosta. - Ta granica już jest blisko. Teraz liczymy na pieniądze z zewnątrz, głównie z Unii Europejskiej.
Tymczasem problemów, które czekają na rozwiązanie, jest cała masa. Małgorzata Pawłowska, która pełni obowiązki dyrektora zespołu zakładów opieki zdrowotnej w Dobrym Mieście, po raz kolejny przypomina o jednym z podstawowych: stawki, jakie za usługi płaci Narodowy Fundusz Zdrowia, są za niskie. Ma też nadzieję na stabilizację bez której trudno sobie wyobrazić przyszłość powiatowych lecznic.
- Powoli zaczynają się także problemy kadrowe, słabo opłacani pracownicy odchodzą do większych miast i wyjeżdżają za granicę - mówi dyrektorka. - Ja i moi koledzy chcielibyśmy, żeby władze nie zmieniały wciąż swoich pomysłów na ochronę zdrowia. Jeżeli szpitale będą bankrutować, to pacjent będzie miał jeszcze trudniejszy dostęp do lekarza. Już teraz jest on dosyć trudny, bo wielu osób nie stać na leczenie, czy na dojazd do chorych bliskich...
Nie jesteśmy bierni
Aby pomóc lokalnym samorządom w walce o utrzymanie szpitali, Związek Powiatów Polskich m.in. organizuje konferencje i prowadzi rozmowy z ministerstwem zdrowia. Chce uruchomić punkt konsultacyjny w sprawie możliwości skorzystania z zapisów ustawy restrukturyzacyjnej i włączyć się do Polskiego Towarzystwa Szpitalnictwa.
- Organizacja istnieje od 76 lat, bo szpitale były tworzone siłą lokalnych społeczności - przypominają działacze Związku Powiatów. - Jesteśmy po rozmowach z jej obecnymi władzami i planujemy połączenie sił, bo potrzebna jest solidna reprezentacja właścicieli niewielkich szpitali. Bez niej nasz głos nie będzie w Warszawie dobrze słyszalny.
Co ciekawe, mimo powagi spraw i dramatycznej sytuacji szpitali, do Elbląga nie przyjechał żaden przedstawiciel ministerstwa zdrowia.
- Przedstawiciele nie przyjeżdżają, bo nie mają satysfakcjonujących nas informacji - przyznaje sekretarz generalny ZPP, Rudolf Borusiewicz. - My jednak resortowi sygnalizujemy wszystkie problemy, wątpliwości i propozycje rozwiązań. Nie zależy nam na spektakularnych wydarzeniach, tylko na rezultatach. Dlatego chcemy ministerstwo traktować po partnersku, chcemy konstruktywnej współpracy.
Joanna Torsh