
W dzisiejszym odcinku Elbląskich Archiwaliów Muzycznych redakcja Muzycznego Elbląga przedstawia historię sklepu muzycznego „Music Box” funkcjonującego w latach 90. XX wieku na tzw. „ruskim rynku” oraz w boksach przy ul. płk. Dąbka.
- Prowadziłeś na początku lat 90. XX wieku sklep muzyczny na Targowisku Miejskim przy ul. płk. Dąbka oraz na tak zwanym „ruskim rynku” przy ul. Teatralnej...
Music Box: - Zgadza się. Miałem dwa punkty, w których sprzedawałem nośniki fonograficzne prosto z leżaka (śmiech). W ofercie posiadałem różnorodną muzykę począwszy od Sandry, New Kids On The Block, Iron Maiden, Depeche Mode, Roxette, Vanilla Ice, MC Hammer po polską muzykę chodnikową np. Top One czy Fanatic.
- Miałeś problemy z prawem autorskim? Gdy rozmawiałem z jednym z takich wydawców jak ty, przyznał, że nie do końca było to uczciwe w stosunku do zespołów zachodnich i legalnie działających sklepów muzycznych. Czy wszystkie produkcje sprzedawałeś na licencji?
- Wtedy takie prawo obowiązywało i zezwalano na taką działalność. Przecież płaciłem podatki i nie ukrywałem się pod ziemią (śmiech). W latach 90. funkcjonowało pełno kopiarni, a towar zdobywał wielu nabywców, więc nie czuliśmy na sobie presji społecznej, handlując skopiowanymi kasetami, które sprzedawaliśmy na bazarach, w różnych punktach. Widziałem, że nośniki chętnie przyjmowali także sprzedawcy z kiosków Ruchu. W latach 90. było kilku potentatów „pirackich” i kto kupował wtedy muzykę, z pewnością pamięta, które firmy dominowały w kraju.
- Czy większe firmy fonograficzne stanowiły dla was konkurencję?
- Zalaliśmy totalnie polski rynek tymi produkcjami. Kasety były również produkowane za granicą i potem sprzedawane w kraju, a także w Rosji i na Węgrzech. Prowadziłem także dużą hurtownię na region pomorski. Później kilka „pirackich” firm przeszło na legalny system. Pootwierali tłocznie, hurtownie lub zarejestrowały swoją działalność oficjalnie. Spora część osób zmieniła branżę.
- Ale ZAiKS chyba jakieś pieniądze odprowadzał dla firm zachodnich w ramach licencji?
- Pewnie jakieś odprowadzał. Wydawaliśmy zachodnie zespoły np. Metallicę, Madonnę czy Roxette, zgłaszaliśmy do ZAiKS-u, że zostanie wyprodukowanych 300 kaset, ZAiKS pobierał opłatę i to wszystko. Nikt nie kontrolował w rzeczywistości produkcji, realnych nakładów, ale nie oznacza to, że łamałem umowy. Sprzedawałem tyle kaset., ile miałem w opłaconej umowie licencyjnej z ZAiKS-em, Ale wiem, że mogłem więcej, bo nikt tego specjalnie nie kontrolował.
- Jakie tytuły cieszyły się największym zainteresowaniem elblążan?
- Bez wątpienia The Beatles, Queen i Depeche Mode, ale także italo disco, disco polo, metal, niemieckie i holenderskie techno oraz acid house. Sprzedawaliśmy masę przeróżnych kompilacji typu „The Best Of” albo „Greatest Hits”, bootlegi (nielegalne nagrania koncertowe o różnej jakości, które i tak cieszyły się uznaniem słuchaczy), remiksy zgrywane z niemieckich i angielskich wydawnictw oraz regularne albumy, a także kasety VHS z koncertami i teledyskami. Do tego wszelkiego rodzaju znaczki przypinki na kurtkę lub czapkę, plakaty, koszulki i gadżety reklamowe. Warto zaznaczyć, że mieliśmy także oryginalny towar, sprowadzany z zachodu, który czasami trudno było rozpoznać. Dochodziło to tego, że klienci nie wierzyli, że to jest oryginał (śmiech).
- Lata 90. to był złoty okres dla fonografii...
- Zdecydowanie. Warto wziąć pod uwagę fakt, że lata 90. to był tzw. „dziki okres”: wszystko dopiero się kształtowało po upadku poprzedniego systemu i rząd miał ważniejsze sprawy na głowie niż uregulowanie prawa autorskiego, ale w końcu doszło do zmian i po 1994 r. sytuacja powoli się normowała. Trzeba także pamiętać o tym, że nawet po tej ustawie działały w kraju nielegalne „firmy”, które pod przykryciem legalności wydawały różne tytuły na lewo. Nie były to już masowe działania lecz nadal takie produkcje można było spotkać na bazarach nawet w XXI wieku. W 1999 czy 2001 r. policja chwaliła się w prasie wynikami o rozbiciu pirackich hurtowni m.in. w okolicy Elbląga. Czyli stopniowo eliminowali nieuczciwych sprzedawców. W Warszawie do eliminacji takich stadionowych produkcji przeprowadzano systematyczne akcje.
Obecnie Internet doprowadził do sytuacji, jaka panowała w latach 90. Teraz to jest niewidzialne, jest to cyfrowe i każdy sam może pobrać muzykę z Internetu za pomocą komputera w domu i ewentualnie wypalić płytę. Pamiętam także sytuację z początku XXI w., chyba z lat 2000-2001 gdy nagrywarki CD-R jeszcze były drogie i niektórzy za drobną opłatą kopiowali prywatnie płyty i drukowali okładki prowadząc świadomie bądź nie, „piracką działalność” na mikro skalę w swoim środowisku towarzyskim. Obecnie jako fan muzyki kupuję oryginalne płyty kompaktowe lub winylowe, ale głównie słucham muzyki z sieci.
Music Box: - Zgadza się. Miałem dwa punkty, w których sprzedawałem nośniki fonograficzne prosto z leżaka (śmiech). W ofercie posiadałem różnorodną muzykę począwszy od Sandry, New Kids On The Block, Iron Maiden, Depeche Mode, Roxette, Vanilla Ice, MC Hammer po polską muzykę chodnikową np. Top One czy Fanatic.
- Miałeś problemy z prawem autorskim? Gdy rozmawiałem z jednym z takich wydawców jak ty, przyznał, że nie do końca było to uczciwe w stosunku do zespołów zachodnich i legalnie działających sklepów muzycznych. Czy wszystkie produkcje sprzedawałeś na licencji?
- Wtedy takie prawo obowiązywało i zezwalano na taką działalność. Przecież płaciłem podatki i nie ukrywałem się pod ziemią (śmiech). W latach 90. funkcjonowało pełno kopiarni, a towar zdobywał wielu nabywców, więc nie czuliśmy na sobie presji społecznej, handlując skopiowanymi kasetami, które sprzedawaliśmy na bazarach, w różnych punktach. Widziałem, że nośniki chętnie przyjmowali także sprzedawcy z kiosków Ruchu. W latach 90. było kilku potentatów „pirackich” i kto kupował wtedy muzykę, z pewnością pamięta, które firmy dominowały w kraju.
- Czy większe firmy fonograficzne stanowiły dla was konkurencję?
- Zalaliśmy totalnie polski rynek tymi produkcjami. Kasety były również produkowane za granicą i potem sprzedawane w kraju, a także w Rosji i na Węgrzech. Prowadziłem także dużą hurtownię na region pomorski. Później kilka „pirackich” firm przeszło na legalny system. Pootwierali tłocznie, hurtownie lub zarejestrowały swoją działalność oficjalnie. Spora część osób zmieniła branżę.
- Ale ZAiKS chyba jakieś pieniądze odprowadzał dla firm zachodnich w ramach licencji?
- Pewnie jakieś odprowadzał. Wydawaliśmy zachodnie zespoły np. Metallicę, Madonnę czy Roxette, zgłaszaliśmy do ZAiKS-u, że zostanie wyprodukowanych 300 kaset, ZAiKS pobierał opłatę i to wszystko. Nikt nie kontrolował w rzeczywistości produkcji, realnych nakładów, ale nie oznacza to, że łamałem umowy. Sprzedawałem tyle kaset., ile miałem w opłaconej umowie licencyjnej z ZAiKS-em, Ale wiem, że mogłem więcej, bo nikt tego specjalnie nie kontrolował.
- Jakie tytuły cieszyły się największym zainteresowaniem elblążan?
- Bez wątpienia The Beatles, Queen i Depeche Mode, ale także italo disco, disco polo, metal, niemieckie i holenderskie techno oraz acid house. Sprzedawaliśmy masę przeróżnych kompilacji typu „The Best Of” albo „Greatest Hits”, bootlegi (nielegalne nagrania koncertowe o różnej jakości, które i tak cieszyły się uznaniem słuchaczy), remiksy zgrywane z niemieckich i angielskich wydawnictw oraz regularne albumy, a także kasety VHS z koncertami i teledyskami. Do tego wszelkiego rodzaju znaczki przypinki na kurtkę lub czapkę, plakaty, koszulki i gadżety reklamowe. Warto zaznaczyć, że mieliśmy także oryginalny towar, sprowadzany z zachodu, który czasami trudno było rozpoznać. Dochodziło to tego, że klienci nie wierzyli, że to jest oryginał (śmiech).
- Lata 90. to był złoty okres dla fonografii...
- Zdecydowanie. Warto wziąć pod uwagę fakt, że lata 90. to był tzw. „dziki okres”: wszystko dopiero się kształtowało po upadku poprzedniego systemu i rząd miał ważniejsze sprawy na głowie niż uregulowanie prawa autorskiego, ale w końcu doszło do zmian i po 1994 r. sytuacja powoli się normowała. Trzeba także pamiętać o tym, że nawet po tej ustawie działały w kraju nielegalne „firmy”, które pod przykryciem legalności wydawały różne tytuły na lewo. Nie były to już masowe działania lecz nadal takie produkcje można było spotkać na bazarach nawet w XXI wieku. W 1999 czy 2001 r. policja chwaliła się w prasie wynikami o rozbiciu pirackich hurtowni m.in. w okolicy Elbląga. Czyli stopniowo eliminowali nieuczciwych sprzedawców. W Warszawie do eliminacji takich stadionowych produkcji przeprowadzano systematyczne akcje.
Obecnie Internet doprowadził do sytuacji, jaka panowała w latach 90. Teraz to jest niewidzialne, jest to cyfrowe i każdy sam może pobrać muzykę z Internetu za pomocą komputera w domu i ewentualnie wypalić płytę. Pamiętam także sytuację z początku XXI w., chyba z lat 2000-2001 gdy nagrywarki CD-R jeszcze były drogie i niektórzy za drobną opłatą kopiowali prywatnie płyty i drukowali okładki prowadząc świadomie bądź nie, „piracką działalność” na mikro skalę w swoim środowisku towarzyskim. Obecnie jako fan muzyki kupuję oryginalne płyty kompaktowe lub winylowe, ale głównie słucham muzyki z sieci.
Redakcja, muzycznyelblag.pl