Sąd nadal słucha zeznań Marietty, matki półtorarocznego Szymonka, który zmarł pięć lat temu w niewyjaśnionych okolicznościach. Przytaczane są również zeznania kobiety składane w poprzednich postępowaniach. Wróciły wspomnienia tragicznego poranka, a matka we łzach zasłabła dziś (11 września) na sali sądowej.
Od śmierci małego Szymonka minęło już prawie pięć lat, a sąd nadal nie może ustalić, co tak naprawdę wydarzyło się w pokoju dziecka. Prokuratura stoi na stanowisku, że do śmierci malca przyczynił się Tomasz M., były partner jego matki. Miał zadać półtorarocznemu chłopczykowi cios w brzuch, co skutkowało zgonem. Mężczyzna upiera się, że doszło do nieszczęśliwego wypadku, że przewrócił się trzymając Szymonka na ręku i upadając oparł na jego małym brzuszku. Według biegłych, przyczyną śmierci dziecka była ostra niewydolność krążenia, która wystąpiła na skutek krwotoku do jamy brzusznej z uszkodzonej wątroby oraz stłuczenie serca. Sąd musi ustalić, w jaki sposób doszło do tych obrażeń.
W tej sprawie zapadły już trzy wyroki. Wszystkie jednak odrzucał Sąd Apelacyjny. Czwarty proces prowadzi sędzia Tomasz Piechowiak. Dziś (11 września) kontynuował przesłuchanie Marietty, matki Szymonka. Odczytał również wcześniejsze zeznania kobiety.
Są w nich elementy powtarzające się. Marietta konsekwentnie twierdzi, że tamtego ranka na podłodze w pokoju synka nie było żadnych zabawek (oskarżony twierdzi, że potknął się o jakąś i dlatego upadł) ; że słyszała jedynie, jak Tomasz M., karmiąc Szymonka, siadał na fotelu i z niego wstawał (nie słyszała żadnych innych dźwięków); że po zatrzymaniu, w policyjnym samochodzie Tomasz M. miał do niej powiedzieć, by nie płakała, bo on jej zrobi drugiego Szymonka.
- Nic mi nie mówił, że przewrócił się z Szymonkiem - zeznała.
Podczas odczytywania zeznań z poprzednich postępowań, Marietta poczuła się słabo. Sędzia przerwał na chwilę, kobiecie podano szklankę wody, uchylono okno, mogła też nadal uczestniczyć w rozprawie, ale na siedząco. Marietta zeznaje w obecności biegłych z zakresu psychologii i psychiatrii.
Na dziś wezwanie do sądu otrzymała także babcia małego Szymonka oraz obecne lokatorki mieszkania przy ul. Nowowiejskiej (gdzie doszło do tragedii 29 grudnia 2008 r.).
W tej sprawie zapadły już trzy wyroki. Wszystkie jednak odrzucał Sąd Apelacyjny. Czwarty proces prowadzi sędzia Tomasz Piechowiak. Dziś (11 września) kontynuował przesłuchanie Marietty, matki Szymonka. Odczytał również wcześniejsze zeznania kobiety.
Są w nich elementy powtarzające się. Marietta konsekwentnie twierdzi, że tamtego ranka na podłodze w pokoju synka nie było żadnych zabawek (oskarżony twierdzi, że potknął się o jakąś i dlatego upadł) ; że słyszała jedynie, jak Tomasz M., karmiąc Szymonka, siadał na fotelu i z niego wstawał (nie słyszała żadnych innych dźwięków); że po zatrzymaniu, w policyjnym samochodzie Tomasz M. miał do niej powiedzieć, by nie płakała, bo on jej zrobi drugiego Szymonka.
- Nic mi nie mówił, że przewrócił się z Szymonkiem - zeznała.
Podczas odczytywania zeznań z poprzednich postępowań, Marietta poczuła się słabo. Sędzia przerwał na chwilę, kobiecie podano szklankę wody, uchylono okno, mogła też nadal uczestniczyć w rozprawie, ale na siedząco. Marietta zeznaje w obecności biegłych z zakresu psychologii i psychiatrii.
Na dziś wezwanie do sądu otrzymała także babcia małego Szymonka oraz obecne lokatorki mieszkania przy ul. Nowowiejskiej (gdzie doszło do tragedii 29 grudnia 2008 r.).
A