Upływ czasu i to, że świadkowie relacjonowali tamte wydarzenia już wielokrotnie to trudności, których nie unikniemy w trakcie tego procesu. Jednak trzeba wszystkie czynności powtórzyć – mówił dziś (16 kwietnia) sędzia Marek Omelan, który prowadzi sprawę o pobicie ze skutkiem śmiertelnym Pawła M. Do tragicznego zdarzenia doszło w lipcu 2007 r. pod Bowling Clubem. Na ławie oskarżonych, po raz trzeci, zasiada Jacek B.
Elbląski sąd skazał Jacek B. i Marcina P. za pobicie ze skutkiem śmiertelnym na pięć lat więzienia. Ich obrońca wniósł apelację. W grudniu 2008 roku Sąd Apelacyjny utrzymał w mocy karę dla Marcina P., natomiast sprawę Jacka B. nakazał rozpatrzyć ponownie. Pod koniec sierpnia ubiegłego roku Sąd Okręgowy w Elblągu po raz drugi skazał Jacka B. na karę 5 lat pozbawienia wolności. Obrona znowu wniosła apelację, która znowu okazała się skuteczna. Sąd Apelacyjny w Gdańsku zwrócił sprawę Jacka B. ponownie do Elbląga. Mężczyzna staje więc przed sądem po raz trzeci. Konsekwentnie nie przyznaje się do winy. Odpowiada z wolnej stopy.
Dziś (16 kwietnia) zeznawał Marcin M., który tamtej lipcowej nocy bawił się w Bowling Clubie razem ze zmarłym Pawłem M. Po wyjściu z klubu chłopak został pobity przez Varushana M., co już ustalił sąd i skazał go za ten czyn na karę 1 roku i 3 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata.
- Ze względu na upływ czasu nie pamiętam szczegółów tego zdarzenia – mówił świadek. – Nie pamiętam, o której godzinie poszedłem do Bowling Clubu. Tam mieli przebywać moi znajomi, wśród których był Paweł M. Pamiętam, że tańczyłem na podeście z butelką piwa w ręku, gdy zostałem ściągnięty przez chłopaka pochodzenia ormiańskiego. To był Varushan M. Wywiązała się między nami wymiana zdań, może przepychanka. Wówczas podszedł do nas ochroniarz klubu, Marcin P. i uderzył mnie pięścią w twarz i kazał opuścić lokal. Wyszliśmy z dyskoteki z Pawłem razem. Mieliśmy pojechać do domu, ale z tego co mi się kojarzy, na zewnątrz zapaliliśmy papierosa. Wtedy z Bowlingu wybiegła grupa osób. Zdążyłem krzyknąć do Pawła, by uciekał. Zostałem pobity na ul. Teatralnej przez pięciu Ormian. W tej grupie był Varushan M.
- Widziałem, jak za Pawłem pobiegła inna grupa, w której rozpoznałem Marcina P., ochroniarza oraz oskarżonego Jacka B. – kontynuował Marcin M. – Widoczność była dobra, bo to był lipcowy poranek. Myślałem, że Paweł ucieknie napastnikom. Wybrał kierunek na stację Lotos. Gdy byłem bity, broniłem się, ale wtedy też widziałem drogę ucieczki Pawła. Widziałem co prawda fragmentarycznie, tzn. nie przez cały czas i mogłem go na kilka sekund stracić z oczu – uzupełnił. - Goniący go mężczyźni byli w znacznej odległości od niego więc myślałem, że mu się uda uciec. Mnie spod Bowling Clubu zabrał kolega. Dopiero w domu dowiedziałem się, że Paweł trafił do szpitala.
Sędzia Marek Omelan zadawał świadkowi wiele szczegółowych pytań. Chciał wiedzieć, kiedy Marcin M. widział, w jakim kierunku ucieka Paweł M. Czy widział go po raz ostatni na skrzyżowaniu czy w okolicy tego skrzyżowania [chodzi o skrzyżowanie ulic: Browarna-Teatralna-Robotnicza – red.]? Czy został napadnięty przez Ormian przy Multikinie czy może przy wolno stojącym budynku przy ul. Teatralnej? A dokładnie „przy”, „w okolicy” czy „obok”? We wcześniejszych relacjach Marcin M. podawał bowiem różne określenia.
- Nie lubię pytań o metry – odparł Marcin M. – Nie wiem czy uciekłem goniącym mnie napastnikom kilka czy kilkadziesiąt metrów. Na pewno ucieczka okazała się nieskuteczna. Nie odbiegłem zbyt daleko. Mogłem więc dobrze widzieć, w którą stronę ucieka Paweł. Wcześniej już obrońca oskarżonego pytał mnie o te odległości. Ja nie wiem, z centymetrem nie biegałem – skwitował.
- A to czy widziałem Pawła po raz ostatni „na” czy „w okolicy” skrzyżowania to nie było dla mnie tak istotne w poprzednich zeznaniach – przyznał. – Dziś, na podstawie odczytanych moich poprzednich relacji, mówię, że to było na skrzyżowaniu.
Pytania do świadka miał również obrońca oskarżonego mecenas Stanisław Borzdyński.
- Wcześniej, wielokrotnie o to pytany, mówił pan, że przez cały czas widział uciekającego Pawła M. Teraz twierdzi pan, że przez kilka sekund jednak go nie widział. Jak to jest? – chciał wiedzieć mec. Borzdyński.
- Bo nie dobrałem właściwego słowa. Chodziło mi o słowo „fragmentarycznie” – wyjaśniał Marcin M. – Dziś już to słowo odnalazłem i chodziło mi o to, że nie widziałem przez cały czas, jak Paweł ucieka – widziałem to fragmentarycznie.
Marcin M., na prośbę sędziego, rysował też dziś na planie okolicy miejsca zdarzenia trasę ucieczki Pawła M. Zaznaczał też miejsce, gdzie sam został pobity, a także to, w którym po raz ostatni widział Pawła.
Dziś mieli też zeznawać inni świadkowie. Czworo nie stawiło się, bo od lat przebywają za granicą. Są to te same osoby, które w poprzednich procesach składały swoje zeznania. Wyjaśniały też sprawę na policji.
- Upływ czasu i to, że świadkowie relacjonowali tamte wydarzenia już wielokrotnie to trudności, których nie unikniemy w trakcie tego procesu. Jednak trzeba wszystkie czynności powtórzyć – mówił sędzia Marek Omelan. - Świadkowie niech mówią tylko to, co naprawdę pamiętają.
Dziś (16 kwietnia) zeznawał Marcin M., który tamtej lipcowej nocy bawił się w Bowling Clubie razem ze zmarłym Pawłem M. Po wyjściu z klubu chłopak został pobity przez Varushana M., co już ustalił sąd i skazał go za ten czyn na karę 1 roku i 3 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na 4 lata.
- Ze względu na upływ czasu nie pamiętam szczegółów tego zdarzenia – mówił świadek. – Nie pamiętam, o której godzinie poszedłem do Bowling Clubu. Tam mieli przebywać moi znajomi, wśród których był Paweł M. Pamiętam, że tańczyłem na podeście z butelką piwa w ręku, gdy zostałem ściągnięty przez chłopaka pochodzenia ormiańskiego. To był Varushan M. Wywiązała się między nami wymiana zdań, może przepychanka. Wówczas podszedł do nas ochroniarz klubu, Marcin P. i uderzył mnie pięścią w twarz i kazał opuścić lokal. Wyszliśmy z dyskoteki z Pawłem razem. Mieliśmy pojechać do domu, ale z tego co mi się kojarzy, na zewnątrz zapaliliśmy papierosa. Wtedy z Bowlingu wybiegła grupa osób. Zdążyłem krzyknąć do Pawła, by uciekał. Zostałem pobity na ul. Teatralnej przez pięciu Ormian. W tej grupie był Varushan M.
- Widziałem, jak za Pawłem pobiegła inna grupa, w której rozpoznałem Marcina P., ochroniarza oraz oskarżonego Jacka B. – kontynuował Marcin M. – Widoczność była dobra, bo to był lipcowy poranek. Myślałem, że Paweł ucieknie napastnikom. Wybrał kierunek na stację Lotos. Gdy byłem bity, broniłem się, ale wtedy też widziałem drogę ucieczki Pawła. Widziałem co prawda fragmentarycznie, tzn. nie przez cały czas i mogłem go na kilka sekund stracić z oczu – uzupełnił. - Goniący go mężczyźni byli w znacznej odległości od niego więc myślałem, że mu się uda uciec. Mnie spod Bowling Clubu zabrał kolega. Dopiero w domu dowiedziałem się, że Paweł trafił do szpitala.
Sędzia Marek Omelan zadawał świadkowi wiele szczegółowych pytań. Chciał wiedzieć, kiedy Marcin M. widział, w jakim kierunku ucieka Paweł M. Czy widział go po raz ostatni na skrzyżowaniu czy w okolicy tego skrzyżowania [chodzi o skrzyżowanie ulic: Browarna-Teatralna-Robotnicza – red.]? Czy został napadnięty przez Ormian przy Multikinie czy może przy wolno stojącym budynku przy ul. Teatralnej? A dokładnie „przy”, „w okolicy” czy „obok”? We wcześniejszych relacjach Marcin M. podawał bowiem różne określenia.
- Nie lubię pytań o metry – odparł Marcin M. – Nie wiem czy uciekłem goniącym mnie napastnikom kilka czy kilkadziesiąt metrów. Na pewno ucieczka okazała się nieskuteczna. Nie odbiegłem zbyt daleko. Mogłem więc dobrze widzieć, w którą stronę ucieka Paweł. Wcześniej już obrońca oskarżonego pytał mnie o te odległości. Ja nie wiem, z centymetrem nie biegałem – skwitował.
- A to czy widziałem Pawła po raz ostatni „na” czy „w okolicy” skrzyżowania to nie było dla mnie tak istotne w poprzednich zeznaniach – przyznał. – Dziś, na podstawie odczytanych moich poprzednich relacji, mówię, że to było na skrzyżowaniu.
Pytania do świadka miał również obrońca oskarżonego mecenas Stanisław Borzdyński.
- Wcześniej, wielokrotnie o to pytany, mówił pan, że przez cały czas widział uciekającego Pawła M. Teraz twierdzi pan, że przez kilka sekund jednak go nie widział. Jak to jest? – chciał wiedzieć mec. Borzdyński.
- Bo nie dobrałem właściwego słowa. Chodziło mi o słowo „fragmentarycznie” – wyjaśniał Marcin M. – Dziś już to słowo odnalazłem i chodziło mi o to, że nie widziałem przez cały czas, jak Paweł ucieka – widziałem to fragmentarycznie.
Marcin M., na prośbę sędziego, rysował też dziś na planie okolicy miejsca zdarzenia trasę ucieczki Pawła M. Zaznaczał też miejsce, gdzie sam został pobity, a także to, w którym po raz ostatni widział Pawła.
Dziś mieli też zeznawać inni świadkowie. Czworo nie stawiło się, bo od lat przebywają za granicą. Są to te same osoby, które w poprzednich procesach składały swoje zeznania. Wyjaśniały też sprawę na policji.
- Upływ czasu i to, że świadkowie relacjonowali tamte wydarzenia już wielokrotnie to trudności, których nie unikniemy w trakcie tego procesu. Jednak trzeba wszystkie czynności powtórzyć – mówił sędzia Marek Omelan. - Świadkowie niech mówią tylko to, co naprawdę pamiętają.
A