Wcześniej już razem polowali, tym razem wybrali się na dzika w okolice Przezmarku. Było już ciemno, gdy Andrzej powiadomił Macieja, że zauważył zwierzynę. Miał ją podchodzić sam, bo Maciej stwierdził, że strzelać nie będzie. Dalej akcja potoczyła się dramatycznie. Padł strzał i rozległ się krzyk "Maciek, ratuj!". Przed sądem stanął 47-letni Maciej M. oskarżony o nieumyślne postrzelenie kolegi myśliwego. Do winy się nie przyznaje.
Do zdarzenia doszło w czerwcu 2018 r. w lasach w okolicy Przezmarku (gm. Elbląg). Podczas polowania na dzika doszło do postrzelenia jednego z myśliwych. Obaj mężczyźni - 47-letni Maciej M. i 43-letni Andrzej R. - byli kolegami. Wcześniej chodzili już razem na polowania. Tym razem łowy zakończyły się dramatem.
W czasie pierwszych zeznań Maciej M. tłumaczył, że to był wypadek: - Andrzej zadzwonił [obaj panowie siedzieli na polu pszenicy - red.] i powiedział, że zauważył dzika. Odpowiedziałem, że może go podchodzić. Nagle zobaczyłem ciemną plamę, która się do mnie zbliżała. Byłem pewien, że to dzik, byłem też przekonany, że Andrzej jest przy ścianie lasu.
Padł strzał, a po chwili rozległ się krzyk "Maciek, ratuj!".
Prokuratura Rejonowa w Elblągu oskarżyła Macieja M. o nieumyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Andrzeja R., bo w trakcie nocnego polowania go postrzelił, w następstwie czego pokrzywdzony doznał rany postrzałowej prawej, górnej części klatki piersiowej z rozerwaniem części płuca, złamania żeber, kości ramiennej, doszła odma opłucnowa, co w efekcie dało ostrą niewydolność krążeniową i oddechową. Pokrzywdzony ma niedowład ręki.
Maciej M. chciał dobrowolnie poddać się karze 9 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok oraz grzywny: - Jest mi przykro, to był wypadek - mówił. Zapewniał, że tytułem zadośćuczynienia wypłacił Andrzejowi R. 60 tys. zł.
Do porozumienia jednak nie doszło i dziś (7 marca) ruszył proces. Oskarżony nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Z kolei pokrzywdzony przedstawił swoją wersję wydarzeń z dramatycznej, czerwcowej nocy. Twierdzi, że dawał sygnały latarką, gdzie się znajduje, a Maciej zapewniał, że strzelał nie będzie.
- Na 100 procent byłem pewien, że nie będzie strzelał - mówił w sądzie Andrzej R.
Kolejna rozprawa w poniedziałek, 11 marca.
W czasie pierwszych zeznań Maciej M. tłumaczył, że to był wypadek: - Andrzej zadzwonił [obaj panowie siedzieli na polu pszenicy - red.] i powiedział, że zauważył dzika. Odpowiedziałem, że może go podchodzić. Nagle zobaczyłem ciemną plamę, która się do mnie zbliżała. Byłem pewien, że to dzik, byłem też przekonany, że Andrzej jest przy ścianie lasu.
Padł strzał, a po chwili rozległ się krzyk "Maciek, ratuj!".
Prokuratura Rejonowa w Elblągu oskarżyła Macieja M. o nieumyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Andrzeja R., bo w trakcie nocnego polowania go postrzelił, w następstwie czego pokrzywdzony doznał rany postrzałowej prawej, górnej części klatki piersiowej z rozerwaniem części płuca, złamania żeber, kości ramiennej, doszła odma opłucnowa, co w efekcie dało ostrą niewydolność krążeniową i oddechową. Pokrzywdzony ma niedowład ręki.
Maciej M. chciał dobrowolnie poddać się karze 9 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok oraz grzywny: - Jest mi przykro, to był wypadek - mówił. Zapewniał, że tytułem zadośćuczynienia wypłacił Andrzejowi R. 60 tys. zł.
Do porozumienia jednak nie doszło i dziś (7 marca) ruszył proces. Oskarżony nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Z kolei pokrzywdzony przedstawił swoją wersję wydarzeń z dramatycznej, czerwcowej nocy. Twierdzi, że dawał sygnały latarką, gdzie się znajduje, a Maciej zapewniał, że strzelał nie będzie.
- Na 100 procent byłem pewien, że nie będzie strzelał - mówił w sądzie Andrzej R.
Kolejna rozprawa w poniedziałek, 11 marca.
A