Przed elbląskim Sądem Okręgowym toczy się proces Tomasza M., oskarżonego o pobicie ze skutkiem śmiertelnym półtorarocznego Szymonka. Dziś (14 stycznia) zeznawała matka dziecka. Wróciła do wspomnień sprzed dwóch lat, do tragicznego, grudniowego poranka.
Młoda kobieta ponownie (bo proces toczy się raz jeszcze, od początku) musiała przed sądem opowiedzieć o swojej relacji z oskarżonym, o jego stosunku do Szymonka oraz o tragicznym grudniowym poranku 2008 r. Jej zeznaniom przysłuchiwali się biegli z zakresu psychiatrii i psychologii.
- Rano Tomek zaproponował, że on poda mleko małemu – mówiła dziś w sądzie. – Mleko przygotowałam ja i podałam mu butelkę. Później już nie spałam. Nie pamiętam co robiłam, gdy Tomek był w pokoju Szymonka. Słyszałam lekkie marudzenie dziecka, takie, jakby mały nie chciał pić mleka. Słyszałam też raz czy drugi szurnięcie fotela. I to wszystko. Po jakimś czasie Tomek wrócił z pokoju Szymonka i powiedział, że mały nie chciał pić i zasnął. Tomek po jakimś czasie wyszedł z mieszkania. Po moim telefonie wrócił. Wtedy weszłam do małego do pokoju, a on już nie oddychał. Wybiegłam z krzykiem na klatkę schodową i sąsiadka wezwała karetkę. Przyjechało pogotowie, próbowali reanimować Szymonka, ale im się nie udało. Wcześniej Tomek z sąsiadkami też robili mu sztuczne oddychanie – mówiła przez łzy.
Kobieta przyznała, że oskarżony dobrze traktował jej dziecko. Nie miała do niego zastrzeżeń. Zdarzało się, że podawał małemu mleko, zostawał też z nim czasem na kilka chwil sam w domu, gdy matka musiała wyjść po zakupy.
Związek Marietty z Tomaszem M. trwał około pół roku. Nie mieszkali razem. Mężczyzna nie dokładał się do domowego budżetu. Na obiady chodził do swojej matki. Mariettę – jak twierdzi kobieta – też traktował dobrze.
- Nie było większych awantur czy kłótni – mówiła przed sądem. – Zdarzały się sytuację, że Tomek mnie podduszał ręką, ale uważał to za żarty. Mnie się to nie podobało. Wcześniejszy partner, ojciec Szymonka, mnie bił więc miałam uraz.
- Szymonek był chcianym, planowanym dzieckiem – zapewniała młoda kobieta. – Bardzo chciałam go mieć. Kiedy chodziłam w ciąży ojciec Szymonka został aresztowany więc dziecko wychowywałam sama. Starałam się jak mogłam. Po jego śmierci potrzebowałam pomocy lekarskiej. Obecnie mam kolejne dziecko i normalną rodzinę. Przychodzą chwile, kiedy wszystko wraca, ale staram się radzić sobie z tym sama.
Kobieta przyznała, że łóżeczko jej dziecka stoi w tym samy miejscu, co łóżeczko Szymonka. W nocy, gdy wstaje do malucha nie zapala światła, bo i tak jest jasno od latarni ulicznych. Zasłon nie zasłania, nie robiła tego także przy Szymonku. Zaprzecza, by w pokoju Szymonka na podłodze były porozrzucane zabawki [oskarżony utrzymuje, że potknął się o którąś z nich, gdy trzymał dziecko na ręku – red.]: - Tam nigdy nie było zabawek, może jakieś dwie czy trzy. Szymonek bawił się w dużym pokoju. To było małe dziecko więc bawiło się przy mnie – mówiła.
Sędzia Piotr Żywicki dopytywał o zajście w radiowozie, po tragicznym zdarzeniu w grudniu 2008 r..
- Tomek powiedział, żebym nie płakała, bo on mi zrobi drugiego Szymonka – mówiła kobieta. – Byli przy tym obecni policjanci.
Oskarżony zaprzecza, by coś takiego powiedział.
Kobieta przyznała, że przed Tomaszem M. ostrzegał ją jej były partner: - Mówił, że ta znajomość źle się skończy. Nie brałam jednak tego do siebie, ponieważ on w ogóle był do mnie źle nastawiony – wyjaśniała.
Sędzia pytał też o kontakty oskarżonego z narkotykami. Jego była partnerka twierdziła, że ani dnia poprzedniego, ani rankiem, gdy doszło do tragedii Tomasz M. nie zażywał środków odurzających. – Słyszałam natomiast od znajomego, że po zajściu Tomek był smutny i strasznie płakał i że zażywał narkotyki – mówiła.
Przesłuchanie kobiety będzie kontynuowane na kolejnej rozprawie, która odbędzie się 21 stycznia.
- Rano Tomek zaproponował, że on poda mleko małemu – mówiła dziś w sądzie. – Mleko przygotowałam ja i podałam mu butelkę. Później już nie spałam. Nie pamiętam co robiłam, gdy Tomek był w pokoju Szymonka. Słyszałam lekkie marudzenie dziecka, takie, jakby mały nie chciał pić mleka. Słyszałam też raz czy drugi szurnięcie fotela. I to wszystko. Po jakimś czasie Tomek wrócił z pokoju Szymonka i powiedział, że mały nie chciał pić i zasnął. Tomek po jakimś czasie wyszedł z mieszkania. Po moim telefonie wrócił. Wtedy weszłam do małego do pokoju, a on już nie oddychał. Wybiegłam z krzykiem na klatkę schodową i sąsiadka wezwała karetkę. Przyjechało pogotowie, próbowali reanimować Szymonka, ale im się nie udało. Wcześniej Tomek z sąsiadkami też robili mu sztuczne oddychanie – mówiła przez łzy.
Kobieta przyznała, że oskarżony dobrze traktował jej dziecko. Nie miała do niego zastrzeżeń. Zdarzało się, że podawał małemu mleko, zostawał też z nim czasem na kilka chwil sam w domu, gdy matka musiała wyjść po zakupy.
Związek Marietty z Tomaszem M. trwał około pół roku. Nie mieszkali razem. Mężczyzna nie dokładał się do domowego budżetu. Na obiady chodził do swojej matki. Mariettę – jak twierdzi kobieta – też traktował dobrze.
- Nie było większych awantur czy kłótni – mówiła przed sądem. – Zdarzały się sytuację, że Tomek mnie podduszał ręką, ale uważał to za żarty. Mnie się to nie podobało. Wcześniejszy partner, ojciec Szymonka, mnie bił więc miałam uraz.
- Szymonek był chcianym, planowanym dzieckiem – zapewniała młoda kobieta. – Bardzo chciałam go mieć. Kiedy chodziłam w ciąży ojciec Szymonka został aresztowany więc dziecko wychowywałam sama. Starałam się jak mogłam. Po jego śmierci potrzebowałam pomocy lekarskiej. Obecnie mam kolejne dziecko i normalną rodzinę. Przychodzą chwile, kiedy wszystko wraca, ale staram się radzić sobie z tym sama.
Kobieta przyznała, że łóżeczko jej dziecka stoi w tym samy miejscu, co łóżeczko Szymonka. W nocy, gdy wstaje do malucha nie zapala światła, bo i tak jest jasno od latarni ulicznych. Zasłon nie zasłania, nie robiła tego także przy Szymonku. Zaprzecza, by w pokoju Szymonka na podłodze były porozrzucane zabawki [oskarżony utrzymuje, że potknął się o którąś z nich, gdy trzymał dziecko na ręku – red.]: - Tam nigdy nie było zabawek, może jakieś dwie czy trzy. Szymonek bawił się w dużym pokoju. To było małe dziecko więc bawiło się przy mnie – mówiła.
Sędzia Piotr Żywicki dopytywał o zajście w radiowozie, po tragicznym zdarzeniu w grudniu 2008 r..
- Tomek powiedział, żebym nie płakała, bo on mi zrobi drugiego Szymonka – mówiła kobieta. – Byli przy tym obecni policjanci.
Oskarżony zaprzecza, by coś takiego powiedział.
Kobieta przyznała, że przed Tomaszem M. ostrzegał ją jej były partner: - Mówił, że ta znajomość źle się skończy. Nie brałam jednak tego do siebie, ponieważ on w ogóle był do mnie źle nastawiony – wyjaśniała.
Sędzia pytał też o kontakty oskarżonego z narkotykami. Jego była partnerka twierdziła, że ani dnia poprzedniego, ani rankiem, gdy doszło do tragedii Tomasz M. nie zażywał środków odurzających. – Słyszałam natomiast od znajomego, że po zajściu Tomek był smutny i strasznie płakał i że zażywał narkotyki – mówiła.
Przesłuchanie kobiety będzie kontynuowane na kolejnej rozprawie, która odbędzie się 21 stycznia.
A