Przez ponad trzy godziny zeznawała dziś (4 września) przed sądem Marietta W., matka półtorarocznego Szymonka, który zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach w grudniu 2008 r. O spowodowanie śmierci dziecka oskarżony jest Tomasz M., były partner kobiety. Według prokuratury miał on zadać malcowi cios w brzuch (efekt: stłuczenie serca, pęknięcie wątroby i krwotok wewnętrzny). Jednak Tomasz M. utrzymuje, że doszło do nieszczęśliwego wypadku.
Od śmierci małego Szymonka minęło już prawie pięć lat, a sąd nadal nie może ustalić, co tak naprawdę wydarzyło się w pokoju dziecka. Prokuratura stoi na stanowisku, że do śmierci malca przyczynił się Tomasz M., były partner jego matki. Miał zadać półtorarocznemu chłopczykowi cios w brzuch, co skutkowało zgonem. Elbląski sąd wydał już w tej sprawie trzy wyroki. Wszystkie jednak odrzucał Sąd Apelacyjny.
To trudny proces poszlakowy – przyznają sędziowie. Nie ma bowiem bezpośrednich świadków zdarzenia. 29 grudnia 2008 r. rano w pokoju półtorarocznego Szymonka był tylko Tomasz M., który konsekwentnie podtrzymuje, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Według jego relacji, przewrócił się z dzieckiem, gdy je karmił chodząc po pokoju, a następnie podparł się ręką na ciele chłopca. Twierdzi, że w pokoju malca było ciemno, a na podłodze leżały zabawki.
Jego słów nie potwierdzają zeznania Marietty W., matki Szymonka.
- Sama wstawałam do Szymonka w nocy [z 28 na 29 grudnia 2008 r. - red.], bo on się przebudził i chciał jeść – mówiła dziś w sądzie.- Nie miałam problemów z przejściem do jego łóżeczka. Na podłodze nie było żadnych zabawek, a pokój, mimo, że nie zapalałam lampki, był dość jasny. Światło ulicznych latarni wpadało przez okno.
Marietta przyznała też, że tamtego ranka, gdy Tomasz M. sam zaproponował, że nakarmi Szymonka i poszedł do pokoju malca, nie słyszała żadnych niepokojących czy niecodziennych dźwięków.
- Czy słyszałaby pani upadek dorosłego mężczyzny będąc w pokoju obok – chciał wiedzieć prowadzący sprawę sędzia Tomasz Piechowiak.
- Najmniejsze kichnięcie byłoby słychać – zapewniła kobieta. - A gdyby ktoś się przewrócił w pokoju obok, gdyby na podłogę spadła butelka, to już na pewno bym słyszała.
Marietta stwierdziła, że słyszała, jak Tomasz podnosił Szymonka z łóżeczka, później jak siada z nim na fotelu i jak z niego wstaje. Mężczyzna następnie wyszedł z pokoju i stwierdził, że wybiera się do fryzjera. Po jego wyjściuz mieszkania, Marietta wzięła syna na ręce, była nawet nieco zdziwiona, że malec jest senny. Gdy ponownie zajrzała do pokoju Szymonka, ten już nie oddychał.
- A czy jest możliwe, by się ktoś przewrócił w pokoju Szymonka? Może pani się to zdarzyło – chciał jeszcze wiedzieć sędzia.
- Przewrócić się w tym pokoju nie bardzo było o co – stwierdziła Marietta. - Pokój jest wąski i tam nie mogło nic stać poza łóżeczkiem i fotelem, na którym siadałam, by nakarmić Szymonka.
Kobieta jednocześnie dodała, że Szymonka nie można było karmić trzymając go na rękach, bo był zbyt duży i za ciężki.
O wcześniejszych relacjach między Tomaszem M. i małym Szymonkiem Marietta wypowiadała się pozytywnie: - Mały go lubił, cieszył się na jego widok – przyznała. Kobieta związała się z Tomaszem, gdy jej poprzedni partner - ojciec dziecka trafił do więzienia. Przez kilka miesięcy Tomasz M. odwiedzał ją i Szymonka, czasem zostawał na noc.
Jednak, gdy oboje – Marietta i Tomasz – zostali zatrzymani przez policję po śmierci dziecka, kobieta – po raz kolejny – zeznała: - W radiowozie Tomek powiedział mi, żebym nie płakała, bo on mi zrobi nowego Szymonka.
Marietta zeznawała w obecności biegłych psychologa i psychiatry, którzy mają trzy tygodnie na przygotowanie opinii. Kolejny termin rozprawy sędzia wyznaczył na 11 września.
To trudny proces poszlakowy – przyznają sędziowie. Nie ma bowiem bezpośrednich świadków zdarzenia. 29 grudnia 2008 r. rano w pokoju półtorarocznego Szymonka był tylko Tomasz M., który konsekwentnie podtrzymuje, że doszło do nieszczęśliwego wypadku. Według jego relacji, przewrócił się z dzieckiem, gdy je karmił chodząc po pokoju, a następnie podparł się ręką na ciele chłopca. Twierdzi, że w pokoju malca było ciemno, a na podłodze leżały zabawki.
Jego słów nie potwierdzają zeznania Marietty W., matki Szymonka.
- Sama wstawałam do Szymonka w nocy [z 28 na 29 grudnia 2008 r. - red.], bo on się przebudził i chciał jeść – mówiła dziś w sądzie.- Nie miałam problemów z przejściem do jego łóżeczka. Na podłodze nie było żadnych zabawek, a pokój, mimo, że nie zapalałam lampki, był dość jasny. Światło ulicznych latarni wpadało przez okno.
Marietta przyznała też, że tamtego ranka, gdy Tomasz M. sam zaproponował, że nakarmi Szymonka i poszedł do pokoju malca, nie słyszała żadnych niepokojących czy niecodziennych dźwięków.
- Czy słyszałaby pani upadek dorosłego mężczyzny będąc w pokoju obok – chciał wiedzieć prowadzący sprawę sędzia Tomasz Piechowiak.
- Najmniejsze kichnięcie byłoby słychać – zapewniła kobieta. - A gdyby ktoś się przewrócił w pokoju obok, gdyby na podłogę spadła butelka, to już na pewno bym słyszała.
Marietta stwierdziła, że słyszała, jak Tomasz podnosił Szymonka z łóżeczka, później jak siada z nim na fotelu i jak z niego wstaje. Mężczyzna następnie wyszedł z pokoju i stwierdził, że wybiera się do fryzjera. Po jego wyjściuz mieszkania, Marietta wzięła syna na ręce, była nawet nieco zdziwiona, że malec jest senny. Gdy ponownie zajrzała do pokoju Szymonka, ten już nie oddychał.
- A czy jest możliwe, by się ktoś przewrócił w pokoju Szymonka? Może pani się to zdarzyło – chciał jeszcze wiedzieć sędzia.
- Przewrócić się w tym pokoju nie bardzo było o co – stwierdziła Marietta. - Pokój jest wąski i tam nie mogło nic stać poza łóżeczkiem i fotelem, na którym siadałam, by nakarmić Szymonka.
Kobieta jednocześnie dodała, że Szymonka nie można było karmić trzymając go na rękach, bo był zbyt duży i za ciężki.
O wcześniejszych relacjach między Tomaszem M. i małym Szymonkiem Marietta wypowiadała się pozytywnie: - Mały go lubił, cieszył się na jego widok – przyznała. Kobieta związała się z Tomaszem, gdy jej poprzedni partner - ojciec dziecka trafił do więzienia. Przez kilka miesięcy Tomasz M. odwiedzał ją i Szymonka, czasem zostawał na noc.
Jednak, gdy oboje – Marietta i Tomasz – zostali zatrzymani przez policję po śmierci dziecka, kobieta – po raz kolejny – zeznała: - W radiowozie Tomek powiedział mi, żebym nie płakała, bo on mi zrobi nowego Szymonka.
Marietta zeznawała w obecności biegłych psychologa i psychiatry, którzy mają trzy tygodnie na przygotowanie opinii. Kolejny termin rozprawy sędzia wyznaczył na 11 września.
A