Dobiegła końca sonda, w której przez ostatnie tygodnie pytaliśmy Czytelników, czym będą się kierowali, głosując w kwietniowych wyborach samorządowych. O jej wynikach, a także o samorządzie w kontekście wyborów i nie tylko, rozmawiamy z dr. hab. Krzysztofem Sidorkiewiczem, profesorem Akademii Nauk Stosowanych w Elblągu, badaczem problematyki samorządu terytorialnego.
- Wydaje się, że z naszej sondy dotyczącej głosowania w wyborach samorządowych, najbardziej przebiły się wątki partyjne i zahaczające o ogólnopolską politykę...
- Najpierw warto zaznaczyć, że ta skala 255 osób nie jest duża, ale jest to na pewno ciekawy sondaż. Intuicja podpowiada, że wzięły w nim udział osoby, które interesują się polityką, które mają określone przekonania i poglądy. Nie było tu pytania o preferowaną opcję polityczną, ale najwyższy wynik dotyczący głosowania kierując się przynależnością partyjną i drugi, dotyczący głosowania przy uwzględnieniu dotychczasowej działalności politycznej, ewidentnie pokazuje zainteresowanie polityką wśród głosujących. Drugą kwestią wartą podkreślenia na początku jest to, że w sondzie zapewne głosowali przede wszystkim elblążanie i osoby mieszkające w okolicy Elbląga i odpowiadały na pytanie dotyczące wyborów samorządowych, ale nie ma tu rozdziału na wybory gminne, powiatowe, do sejmiku. Gdybyśmy to zróżnicowali i uwzględnili skalę całego kraju, to przy wyborach do sejmiku decydujący jest czynnik polityczny. Wszystkie dane z wcześniejszych lat wskazują, że komitety lokalne mają niewielkie szanse. Jeśli weźmiemy pod uwagę gminę, to ten czynnik polityczny ma już bardzo znikome znaczenie, często głosuje się na komitety pod nazwiskiem jakiegoś lidera, a nie z nazwą partii. W mieście na prawach powiatu, takim jak Elbląg, znów ten czynnik polityczny jest ważniejszy.
- Dla 6,7 proc. głosujących ważne jest to, że ktoś nie jest związany z partią. To mogą być osoby zmęczone wielką, partyjną polityką sterowaną z Warszawy?
- Zawsze jest grupa osób deklarująca, że nie chce głosować na partię, ale gdy przychodzi do momentu głosowania, często następuje zmiana zdania. Widzimy długoletnie dążenia do tego, by powstawały grupy o charakterze niepolitycznym i tego rodzaju grupa zawsze będzie obecna. Pozostając przy założeniu, że w sondzie głosowały osoby interesujące się polityką, pamiętajmy, że Elbląg dzieli się na 5 okręgów wyborczych, radnych jest po 5 z każdego z nich. Przy metodzie D'Hondta ktoś spoza komitetu partyjnego musiałby mieć naprawdę znaczący wynik, żeby zdobyć mandat. Widzieliśmy to przy wyborach do parlamentu, Lewica zdobyła 8 proc. i przy ośmiu mandatach do obsadzenia kandydatce tego ugrupowania mandat nie przypadł ponownie, chociaż Monika Falej poprawiła swój wynik w stosunku do poprzednich wyborów. W okręgu olsztyńskim mandatów do zdobycia było 10 i przy analogicznym wyniku Lewicy mandat przypadł temu ugrupowaniu.
Wracając do Elbląga, przy tej metodzie liczenia ktoś, kto zdobędzie 6 czy 7 proc., nie wejdzie do rady. A jeśli będzie dużo komitetów, nastąpi w tym zakresie rozdrobnienie, to w wyborach samorządowych zyskają na tym ostatecznie duże siły polityczne.
- Osobiście spodziewałem się, że w wynikach naszej sondy będzie dużo większy odsetek głosujących "przeciwko" innemu kandydatowi, a jest tylko 1,2 proc.
- Być może ma to mniejsze znaczenie w wyborach samorządowych, ale pamiętajmy, że tu mogliśmy wybrać tylko jedną, najważniejszą dla nas opcję. Może gdyby były do wyboru trzy, to ta odpowiedź bardziej by się wybiła.
- Sporo, 9,8 proc. głosów, ma odpowiedź dotycząca pochodzenia kandydata i związków z miastem czy regionem.
- Jeśli rozmawiamy o mniejszych gminach, to tam się wszyscy ze sobą znają i każdy o każdym wszystko wie. Dla wielu ludzi jest ważne, czy ktoś się czuje związany z danym miejscem, czy coś dla niego robi, prowadzi aktywną działalność i jest widoczny. Po prostu: stara się coś robić na rzecz społeczności lokalnej.
- Tym grali też politycy w czasie kampanii wyborczej do parlamentu. Niektórzy występowali tu pierwszy raz, ale mówili o Elblągu jako ważnym dla nich miejscu.
- To jest polityka i to jest naturalna rzecz. Można to też widzieć pozytywnie, bo prawda jest taka, że działając na różnych szczeblach można coś zrobić dla danego miasta czy regionu.
- W naszej sondzie nikt z 255 głosujących nie kieruje się w pierwszej kolejności płcią kandydata. To Pana Profesora dziwi?
- Zwróciło to moją uwagę. Odbieram to jednak pozytywnie, bo ważne są kompetencje, czy dana osoba wie, co robi, czy jest przygotowana do sprawowania funkcji itd. Jednak jest to ciekawe, że w ogóle nie zaistniał czynnik kierowania się płcią.
- W wyborach na prezydenta Elbląga nie mamy póki co żadnej kandydatki, to też mogło mieć wpływ.
- Może tak być. Gdyby taka osoba była już ujawniona, może przełożyłoby się to na sondę.
- Na 255 osób głosujących wiele odpowiedzi ma naprawdę znikomy procent. Czy warto jeszcze na coś zwrócić uwagę w tym kontekście?
- Lekkim zaskoczeniem jest to, że mało osób kieruje się wykształceniem kandydata. Oczywiście to nie decydujący czynnik w działalności politycznej, bierne prawo wyborcze określa, że do kandydowania jest potrzebny określony wiek. Mimo wszystko to zwraca uwagę, że tylko 1,6 proc. głosujących kliknęło tę odpowiedź, ale znów musimy pamiętać, że w sondzie można było wybrać tylko jedną, najważniejszą dla nas opcję. Inne rzadko wybierane odpowiedzi, jak ta dotycząca stosunku kandydata do kwestii religijnych, zaskoczeniem nie są, przy wyborach samorządowych ma to niewielkie zastosowanie. Samorząd dotyczy dróg, mostów, poziomu edukacji w szkole itp., itd. Zaskoczeniem jest dla mnie niski procent odpowiedzi dotyczącej osiągnięć zawodowych kandydata. Taki kandydat daje pewną gwarancję swojego doświadczenia, co może później przekładać się na sprawowanie mandatu i działania na rzecz danego miejsca. Tej odpowiedzi głosy mogły jednak uciec na rzecz innej, "dotychczasowej działalności politycznej i dokonań".
- Trudno jednak nie zauważyć, że np. ostatnie lata działalności Rady Miejskiej w Elblągu są mocno uwarunkowane ogólnopolską, "dużą" polityką. Widać to było w oświadczeniach radnych, wynikach głosowań, na konferencjach prasowych itd. Czy ta partyjna polityka jednak za mocno nie przekłada się dziś na poziom miasta, gminy?
- Dla nas, wyborców, powinien być to sygnał do tego, żeby bardziej zainteresować się, czym powinien zajmować się samorząd terytorialny, a czym nie. Obywatele oczekują raczej impulsu do zmian, rozwoju miasta, inwestycji, dbania o sferę oświaty. Ta ostatnia zajmuje przecież znaczną część środków budżetowych, którymi dysponują samorządy. Czy duża polityka powinna zajmować czas na sesjach Rady Miejskiej? Niech każdy obywatel sobie sam na to odpowie.
- Ugryźmy tę kwestię jeszcze od tej negatywnej strony i doprecyzujmy. Czym zdaniem badacza samorządu nie powinien zajmować się samorząd terytorialny?
- Radni oczywiście mogą się wypowiadać w różnych sprawach, można podejmować uchwały o różnej treści. Jednak sytuacje, gdy polityka niedotycząca samorządu pojawia się w samorządzie, to element gry politycznej. Sonda portElu pokazuje, że dla wielu polityka jest decydująca, więc jakaś część wyborców tego oczekuje. Sejmiki, podkreślmy to raz jeszcze, na pewno są mocno polityczne. Tam powstają koalicje i tam się dzieje polityka partyjna i cała polityczna gra. Musimy ciągle pamiętać o odmiennym charakterze samorządu wojewódzkiego i samorządu na niższych szczeblach.
- Nie zapytam oczywiście, na kogo Pan głosuje, ale zadam pytanie z naszej sondy. Czym sam kieruje się Pan w głosowaniu wyborach jako osoba, która naukowo zajmuje się tematyką samorządu?
- Na pewno oceniam, czy kandydat jest przygotowany, czy ma doświadczenie w działalności publicznej, niekoniecznie musi być w sferze politycznej. Może to być pozarządówka, wolontariat czy coś jeszcze innego. Na pewno powinna być to osoba, która chce zrobić coś więcej, jest zaangażowana. Drugi czynnik, który będę oceniał, gdy zacznie się już na dobre kampania wyborcza, to aktualny obraz sił politycznych. Całkiem możliwe, że tu zdecyduje już mój pogląd polityczny, realna ocena sytuacji, żeby oddać głos na kogoś z większymi szansami na wygraną. Jest więc w tym jednocześnie kalkulacja, ale też głosowanie zgodne z moimi poglądami i uwzględnienie kwalifikacji kandydata.
- Chyba nie każdy wyborca podchodzi do tego w taki sposób.
- Doświadczenie pokazuje mi, że poziom wiedzy o samorządzie jest znikomy. Trzeba dużo zrobić, żebyśmy mieli praktyczną wiedzę o samorządzie, a wiec o naszej szkole, o naszym podwórku, naszych dzieciach, naszej ulicy, naszym mieście... Powinniśmy się tym interesować, bo samorząd to takie małe państwo, gdzie w pewnym stopniu np. Rada Miejska jest odpowiednikiem Sejmu, burmistrz - prezydenta kraju. Samorząd to sprawy, które bezpośrednio nas dotykają, wpływają na nasze życie. Nie chodzi o to, żeby o nim przeczytać, ale się tego nauczyć. Ile osób interesuje się tym, że Urząd Miejski organizuje jakieś konsultacje? Ile głosuje w Budżecie Obywatelskim? Na innym poziomie - ilu mieszkańców bierze udział w spotkaniach spółdzielni mieszkaniowej? Ten brak zaangażowania to większy problem i to jest strasznie trudne. Lata temu serce mnie bolało, że frekwencja wyborcza była tak niska, ale na szczęście to się zmieniło. W 1991 roku była frekwencja 42 proc. w tym 74. Serce rośnie, ale teraz chciałbym, żeby w kolejnych wyborach wynosiła 80 proc.
- W tegorocznych wyborach samorządowych przewiduje Pan większą frekwencję?
- Mam nadzieję, że trend z parlamentarnych się utrzyma, chociaż wybory samorządowe zawsze mają trochę niższą frekwencję. Gdyby była na poziomie 60 proc., to będzie znakomicie. Zobaczymy, jak będzie wyglądała kampania, jakie będą generowane podczas niej emocje. Lokalnie wiemy już, że będziemy mieli do czynienia z nowym rozdaniem, może to zmotywuje elblążan? Trudno powiedzieć.
- Do wyborów jeszcze trochę czasu, ale spodziewa się Pan po nich jakichś konkretnych zjawisk?
- Jeśli sprawdzimy, jak to wyglądało przez trzy ostatnie dekady, to zobaczymy, że gdy w krótkim czasie były organizowane wybory parlamentarne i samorządowe, to zwyciężały te same ugrupowania. Obecna koalicja rządowa ma więc większe szanse niż aktualna opozycja, zwłaszcza na poziomie wojewódzkim. Widzimy to też w sondażach. Z drugiej strony - nie wiemy, co się w najbliższym czasie wydarzy w polityce, a czasem jedna sytuacja potrafi mieć ogromy wpływ na wyniki.