Czy do piwa dodawany jest spirytus? Czego szukają w nim degustatorzy? Ile milionów dziennie wpłaca elbląski browar do budżetu państwa? Jak dużo chmielu trzeba dodać, żeby wyszedł pils? Odpowiedzi na te i więcej pytań mogli usłyszeć ci, którzy postanowili zobaczyć, jak wygląda produkcja tego złocistego trunku. Po raz pierwszy można było również obejrzeć piwnice Browaru w Elblągu. Zobacz więcej zdjęć.
Odwiedzający mogli poznać poszczególne etapy warzenia piwa, o których opowiadali pracownicy Browaru w Elblągu. Na samym początku mogli się m.in. dowiedzieć czym jest słód, jeden z surowców używany do produkcji tego złocistego napoju.
- W słodowniach ziarnom stwarza się takie warunki, jakie mają one w glebie na wiosnę. Doprowadza się je do odpowiedniej wilgotności i pobudza wszystkie funkcje życiowe – opowiadał Jacek Sawicki, dyrektor elbląskiego Browaru, który oprowadzał jedną z grup podczas piątkowego (21 czerwca) dnia otwartego. - Gdy kiełki mają długość trzech czwartych ziarna trafia ono do suszarni. Takie "zakiełkowane" oraz wysuszone ziarno, na przykład jęczmienia, nazywamy słodem. Po co jest to robione? Po to, żeby w ziarnie wytworzyły się wszystkie enzymy potrzebne browarnikom do produkcji brzeczki.
Zwiedzający mogli również zobaczyć warzelnię, która nazywana jest "sercem browaru". To tam słód mielony jest na drobno, umieszczany w zbiornikach razem z wodą w odpowiedniej temperaturze, zaczynają działać enzymy. Powstaje zacier, który poddawany jest filtracji, a efektem tej czynności jest brzeczka.
- Trafia ona do kotła warzelanego, gdzie gotujemy ją z dodatkiem chmielu – wyjaśniał Jacek Sawicki.
Aby wytworzyć odmianę pils trzeba go dodać w takiej ilości: ok. 7 gramów na 100 litrów.
- Chmiel wnosi ze sobą potężną ilość piołunowej goryczy, dlatego gdyby było go dużo więcej piwo nie nadawałoby się do picia – tłumaczył dyrektor Browaru.
Co ciekawe ma on formę drobnego peletu.
- U nasady listka chmielu znajduje się pewna substancja, lupulina, i tak naprawdę tylko ona interesuje browarników – objaśniał Jacek Sawicki.
Brzeczka jest schładzana, napowietrzana, dodawane są drożdże, fermentacja oraz dojrzewanie piwa odbywa się w unitankach. Obecnie ten złocisty trunek jest dosycany dwutlenkiem węgla. Dlaczego? Jak wyjaśniał dyrektor Browaru poprzez naturalne procesy można rozpuścić jedynie 3,3 g dwutlenka węgla w litrze piwa.
- Gdybyście dzisiaj dostali takie piwo w restauracji każdy z was zareklamowałby je jako piwo zwietrzałe. Konsument dzisiaj wymaga mniej więcej 5 gramów dwutlenku węgla w litrze piwa. Nie da się tego osiągnąć w sposób naturalny, dlatego dosycamy nim piwo – objaśniał. - Skąd mamy dwutlenek węgla? Z naturalnego procesu fermentacji. Skraplamy go, a później odgazowujemy i wtłaczamy do piwa już po filtracji. Nie ma tu zatem niczego z zewnątrz, nie kupujemy dwutlenka węgla z fabryki.
Uczestnicy mogli się również przyjrzeć urządzeniom używanym do filtracji, ciekawostką może być fakt, że do jednego z jej etapów używa się ziemi okrzemkowej. W trakcie zwiedzania padło również pytanie: czy do piwa dodawany jest spirytus? Jak wyjaśniał Jacek Sawicki ilość alkoholu wytwarzana podczas fermentacji jest wystarczająca, a poza tym byłoby to zbyt drogie.
- Za 100 litrów spirytusu trzeba zapłacić 45 tys. zł, gdybyśmy to robili musielibyśmy sprzedawać piwo za ok. 12-13 zł za butelkę. To się po prostu nie opłaca – mówił.
Przy okazji zdradził, jaką kwotę przeznacza się na podatek akcyzowy.
- Mogę powiedzieć tylko tyle, że do budżetu państwa, z browaru, wpływa dziennie od 4 do 9 mln zł, w zależności od wielkości produkcji – tłumaczył Jacek Sawicki.
Co ciekawe elbląski Browar ma również 12 degustatorów. Czego szukają?
- Wad w piwie – odpowiedział dyrektor zakładu. - Trzy razy w tygodniu degustują, dwa razy w tygodniu się szkolą.
Jednym z punktów na trasie tej wycieczki po elbląskim zakładzie były piwnice, które pokazano po raz pierwszy. Ustawiono w nich archiwalne zdjęcia, przygotowana została także prezentacja multimedialna. Znajdowały się w nich m.in. leżące, walcowate zbiorniki.
- Wyglądały trochę jak cysterny. Miały właz, przez który wchodziło się do środka i myło się je ręcznie szczotką. Najpierw jednak wkładano długi wysięgnik, na jego końcu znajdowała się świeczka, w ten sposób sprawdzało się, czy jest tam dwutlenek węgla – opowiadał Jacek Sawicki. - Właz był owalny, ludzie o większej posturze nie mogli przez niego wejść, dlatego nie każdy mógł tu pracować. Po myciu odbywała się dezynfekcja, a na koniec siarkowanie.
W trakcie zwiedzania uczestnicy mogli brać udział w przygotowanej dla nich grze, na koniec każdy dostał upominek od Browaru, czyli puszkę piwa.
- W słodowniach ziarnom stwarza się takie warunki, jakie mają one w glebie na wiosnę. Doprowadza się je do odpowiedniej wilgotności i pobudza wszystkie funkcje życiowe – opowiadał Jacek Sawicki, dyrektor elbląskiego Browaru, który oprowadzał jedną z grup podczas piątkowego (21 czerwca) dnia otwartego. - Gdy kiełki mają długość trzech czwartych ziarna trafia ono do suszarni. Takie "zakiełkowane" oraz wysuszone ziarno, na przykład jęczmienia, nazywamy słodem. Po co jest to robione? Po to, żeby w ziarnie wytworzyły się wszystkie enzymy potrzebne browarnikom do produkcji brzeczki.
Zwiedzający mogli również zobaczyć warzelnię, która nazywana jest "sercem browaru". To tam słód mielony jest na drobno, umieszczany w zbiornikach razem z wodą w odpowiedniej temperaturze, zaczynają działać enzymy. Powstaje zacier, który poddawany jest filtracji, a efektem tej czynności jest brzeczka.
- Trafia ona do kotła warzelanego, gdzie gotujemy ją z dodatkiem chmielu – wyjaśniał Jacek Sawicki.
Aby wytworzyć odmianę pils trzeba go dodać w takiej ilości: ok. 7 gramów na 100 litrów.
- Chmiel wnosi ze sobą potężną ilość piołunowej goryczy, dlatego gdyby było go dużo więcej piwo nie nadawałoby się do picia – tłumaczył dyrektor Browaru.
Co ciekawe ma on formę drobnego peletu.
- U nasady listka chmielu znajduje się pewna substancja, lupulina, i tak naprawdę tylko ona interesuje browarników – objaśniał Jacek Sawicki.
Brzeczka jest schładzana, napowietrzana, dodawane są drożdże, fermentacja oraz dojrzewanie piwa odbywa się w unitankach. Obecnie ten złocisty trunek jest dosycany dwutlenkiem węgla. Dlaczego? Jak wyjaśniał dyrektor Browaru poprzez naturalne procesy można rozpuścić jedynie 3,3 g dwutlenka węgla w litrze piwa.
- Gdybyście dzisiaj dostali takie piwo w restauracji każdy z was zareklamowałby je jako piwo zwietrzałe. Konsument dzisiaj wymaga mniej więcej 5 gramów dwutlenku węgla w litrze piwa. Nie da się tego osiągnąć w sposób naturalny, dlatego dosycamy nim piwo – objaśniał. - Skąd mamy dwutlenek węgla? Z naturalnego procesu fermentacji. Skraplamy go, a później odgazowujemy i wtłaczamy do piwa już po filtracji. Nie ma tu zatem niczego z zewnątrz, nie kupujemy dwutlenka węgla z fabryki.
Uczestnicy mogli się również przyjrzeć urządzeniom używanym do filtracji, ciekawostką może być fakt, że do jednego z jej etapów używa się ziemi okrzemkowej. W trakcie zwiedzania padło również pytanie: czy do piwa dodawany jest spirytus? Jak wyjaśniał Jacek Sawicki ilość alkoholu wytwarzana podczas fermentacji jest wystarczająca, a poza tym byłoby to zbyt drogie.
- Za 100 litrów spirytusu trzeba zapłacić 45 tys. zł, gdybyśmy to robili musielibyśmy sprzedawać piwo za ok. 12-13 zł za butelkę. To się po prostu nie opłaca – mówił.
Przy okazji zdradził, jaką kwotę przeznacza się na podatek akcyzowy.
- Mogę powiedzieć tylko tyle, że do budżetu państwa, z browaru, wpływa dziennie od 4 do 9 mln zł, w zależności od wielkości produkcji – tłumaczył Jacek Sawicki.
Co ciekawe elbląski Browar ma również 12 degustatorów. Czego szukają?
- Wad w piwie – odpowiedział dyrektor zakładu. - Trzy razy w tygodniu degustują, dwa razy w tygodniu się szkolą.
Jednym z punktów na trasie tej wycieczki po elbląskim zakładzie były piwnice, które pokazano po raz pierwszy. Ustawiono w nich archiwalne zdjęcia, przygotowana została także prezentacja multimedialna. Znajdowały się w nich m.in. leżące, walcowate zbiorniki.
- Wyglądały trochę jak cysterny. Miały właz, przez który wchodziło się do środka i myło się je ręcznie szczotką. Najpierw jednak wkładano długi wysięgnik, na jego końcu znajdowała się świeczka, w ten sposób sprawdzało się, czy jest tam dwutlenek węgla – opowiadał Jacek Sawicki. - Właz był owalny, ludzie o większej posturze nie mogli przez niego wejść, dlatego nie każdy mógł tu pracować. Po myciu odbywała się dezynfekcja, a na koniec siarkowanie.
W trakcie zwiedzania uczestnicy mogli brać udział w przygotowanej dla nich grze, na koniec każdy dostał upominek od Browaru, czyli puszkę piwa.
mw