- Dyskusja na temat ewentualnego weta to jest jakiś absurd, brak zdrowego rozsądku – mówił prezydent Elbląga Witold Wróblewski na dzisiejszej konferencji prasowej. O tym, do czego potrzebny jest unijny budżet mówili politycy i przedstawiciele organizacji korzystających z unijnych funduszy.
Polska i Węgry zasygnalizowały możliwość zawetowania budżetu Unii Europejskiej, jeżeli będzie ona powiązana z praworządnością. Przeciw wetu protestują m.in. samorządy lokalne, w tym rada Miejska Elbląga, która na ostatniej sesji wystosowała apel do rządu w tej sprawie.
Dziś (30 listopada) w sprawie weta zabrali głos politycy i przedstawiciele organizacji, które korzystają z pieniędzy unijnych.
- Te środki są dla naszej gospodarki niezbędne, zwłaszcza w okresie pandemii i załamania gospodarczego. Te środki nie trafią do budżetów samorządów, naszych przedsiębiorców i innych instytucji. W imię czego? W imię rozgrywek pomiędzy ministrami w rządzie tzw. „Zjednoczonej Prawicy”. Kiedy premier Morawiecki, wrócił w lipcu ze szczytu europejskiego, chwalił się wynegocjowanymi środkami w budżecie – mówił poseł Jacek Protas.
- Dlaczego rząd chce zawetować budżet? Mamy tzw. Fundusz Sprawiedliwości w wysokości 400 mln zł rocznie, którymi dysponuje minister Ziobro. Kontrola NIK w 2018 r. wykazała, że z tych 400 mln zł jedynie 18 mln zł wydano na cele statutowe. Minister Ziobro traktuje fundusz publiczny jako swój prywatny, albo partyjny. I tego się boi Unia Europejska. Że Polska pójdzie w ślady Węgier i będzie unijne pieniądze rozdawać wg partyjnego uznania – dodał senator Jerzy Wcisła.
W sprawie weta wypowiedzieli się też lokalni politycy.
- Dyskusja na temat ewentualnego weta to jest jakiś absurd, brak zdrowego rozsądku. Nieskorzystanie dzisiaj z 63 mld darmowych pieniędzy to jest absurd, to nie podlega żadnej dyskusji. Polski nie stać na to, żeby odwracać się od takich środków finansowych – mówi prezydent Elbląga Witold Wróblewski.
- Nie zgadzamy się na to, żeby tych środków dla naszych mieszkańców nie było. Inwestycje w obiekty i ulice to jest jedno, drugie to środki przeznaczone dla uczniów, doskonalenie zawodowe pracowników, wymiany np. Erasmus. Chcemy żyć w Europie – dodał Antoni Czyżyk, przewodniczący elbląskiej rady Miejskiej.
Przedstawiciele organizacji korzystających z funduszy unijnych również zabrali głos w tej sprawie.
- Każde środki unijne to jest niesięganie do kieszeni mieszkańców. Dostosowanie naszych budynków do innego poziomu energochłonności uderzyłoby naszych mieszkańców bardzo po kieszeni. Bez nich nie będziemy w stanie niektórych rzeczy zrobić – zwróciła uwagę Mirosława Meierowska, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Zakrzewo”.
- Gdyby nie środki europejskie, to moglibyśmy zamykać prowadzone przez nas organizacje pozarządowe. Dzięki nim możemy wspomagać osoby niepełnosprawne, rozwijać ich społeczność, prowadzić projekty prozatrudnieniowe. Oprócz tego prowadzić sport dla osób niepełnosprawnych i pełnosprawnych. Bez środków unijnych nie tylko nie mamy możliwości rozwoju, ale nawet utrzymania obecnego poziomu – dodał Tomasz Woźny, prezes Integracyjnego Klubu Sportowego Atak.