Dziennikarze, którzy jako pierwsi pisali o śledztwie w sprawie rzekomego molestowania nieletniego przez księdza Henryka J., odmówili składania zeznań powołując się na tajemnicę dziennikarską. - To nie przesądza wyników postępowania w tej sprawie - twierdzi Prokuratura Okręgowa w Elblągu.
Ustalenia, który z pracowników gdańskiego wymiaru sprawiedliwości złamał tajemnicę służbową i zdradził szczegóły śledztwa związanego z osobą prałata, domaga się prawnik ks. Henryka J. W czasie trwającego od końca sierpnia postępowania elbląska prokuratura przesłuchała około 10 dziennikarzy.
Ci jednak, co zresztą od początku zakładali prowadzący sprawę, zasłonili się tajemnicą dziennikarską i odmówili podania nazwisk swoich informatorów. Dwie redakcje odmówiły ujawnienia nawet nazwisk autorów tekstów, którzy pisali o domniemanym molestowaniu.
Dziś prowadzący sprawę postanowili, że nie będą się domagać, by redakcje podały nazwiska swoich dziennikarzy.
- Analiza prawna pokazała, że tajemnica dziennikarska obejmuje także prawo autora tekstu do nie ujawniania swojego nazwiska - wyjaśnia prokurator Jerzy Waryszak.
Śledztwo dobiega końca i wciąż nikomu nie postawiono zarzutów. Jerzy Waryszak zastrzega jednak, by można było mówić o umorzeniu postępowania z braku dowodów.
- Dziennikarze byli ważnymi, ale nie jedynymi świadkami, mamy także zeznania pracowników gdańskiego sądu i tamtejszej prokuratury, do przesłuchania jest również jeszcze kilka osób - mówi prokurator.
Ci jednak, co zresztą od początku zakładali prowadzący sprawę, zasłonili się tajemnicą dziennikarską i odmówili podania nazwisk swoich informatorów. Dwie redakcje odmówiły ujawnienia nawet nazwisk autorów tekstów, którzy pisali o domniemanym molestowaniu.
Dziś prowadzący sprawę postanowili, że nie będą się domagać, by redakcje podały nazwiska swoich dziennikarzy.
- Analiza prawna pokazała, że tajemnica dziennikarska obejmuje także prawo autora tekstu do nie ujawniania swojego nazwiska - wyjaśnia prokurator Jerzy Waryszak.
Śledztwo dobiega końca i wciąż nikomu nie postawiono zarzutów. Jerzy Waryszak zastrzega jednak, by można było mówić o umorzeniu postępowania z braku dowodów.
- Dziennikarze byli ważnymi, ale nie jedynymi świadkami, mamy także zeznania pracowników gdańskiego sądu i tamtejszej prokuratury, do przesłuchania jest również jeszcze kilka osób - mówi prokurator.
Joanna Torsh