UWAGA!

Michał Kozłowski: Najciekawsze są te fotografie, na których widać zmianę

 Elbląg, Michał Kozłowski z albumem
Michał Kozłowski z albumem (fot. Mikołaj Sobczak)

- Wiele z tych fragmentów miasta, które dziś uznamy za oczywiste, powstawały w latach 60. i w późniejszych dekadach. Przy wyborze zdjęć kierowałem się właśnie tym, aby „za plecami” osób fotografowanych można było zobaczyć charakterystyczne miejsca naszego miasta - mówi Michał Kozłowski, autor albumu "Elbląg i elblążanie w fotografii własnej. Lata sześćdziesiąte". Rozmawiamy o elblążanach i Elblągu z tamtych lat i zdjęciach, które można oglądać we właśnie wydanym albumie.

- Pierwsze skojarzenie, jakie miałem oglądając ten album, to „wydrukowaliście Facebook z lat 60.”. Tematyka zdjęć w albumie jest dość podobna do tych, jakie dziś publikujemy w mediach społecznościowych.

- To są zdjęcia z życia codziennego elblążan wykonane przez amatorów. Zdarzają się wysmakowane kadry wykonane przez profesjonalnych fotografów, ale dominują zdjęcia autorstwa „zwykłych” elblążan, tworzone do rodzinnych albumów. Dziś fotografia cyfrowa umożliwia zrobienie zdjęcia i jego publikację w kilka sekund, kiedyś wymagało to więcej czasu, jednak tamte zdjęcia dokumentują takie same sprawy i wydarzenia, jakie i dziś uwieczniamy: spacery, imprezy rodzinne, sylwestrowe, karnawałowe, kulturalne. Analogia do Facebooka jest jak najbardziej słuszna, gdyż album przedstawia podobną panoramę codzienności, tyle że zarejestrowaną w latach 60.

 

- Z mojego punktu widzenia: „imigranta” do Elbląga, najciekawsze w tych zdjęciach jest tło pokazujące jak zmieniało się miasto. Tu był taki sklep, tu taki... I zdjęcia pokazujące Elbląg bez jego symboli. Budynek „Światowida” jest „od zawsze”; w albumie możemy zobaczyć plac Kazimierza Jagiellończyka w trakcie budowy siedziby przyszłego EDKa.

- Najciekawsze są te fotografie, na których widać zmianę. Elbląg na przestrzeni kilkudziesięciu lat zmienił się niebywale. Wiele z tych fragmentów miasta, które dziś uznamy za oczywiste, powstawały w latach 60. i w późniejszych dekadach. Przy wyborze zdjęć kierowałem się właśnie tym, aby „za plecami” osób fotografowanych można było zobaczyć charakterystyczne miejsca naszego miasta. Elblążanie raczej rzadko robili zdjęcia samego krajobrazu, przeważnie na pierwszym planie mamy bohatera: syna, córkę, mamę, tatę, dziadków, miasto jest w tle. I tak mówi tytuł publikacji „Elbląg i elblążanie w fotografii własnej” – ważna jest zarówno zabudowa miasta, jak i jego mieszkańcy.

 

- Jest jeszcze jedno zdjęcie, na które zwróciłem uwagę. Podpisane jako bal maturalny w III Liceum Ogólnokształcącym przy ul. Powrotnej. Ta ulica ma już innego patrona, w budynku mieści się szkoła podstawowa, dzisiejszy trzeci ogólniak niespecjalnie przyznaje się do swojego przodka. Po tamtym III LO pozostały w zasadzie tylko zdjęcia...

- Mam nadzieję, że jest to też wartość tego wydawnictwa. Dużo w historii miasta jest takich wydarzeń, form, instytucji o efemerycznym charakterze. III Liceum przy ul. Powrotnej mieściło się kilka lat. Poza zdjęciami z tablo i fotografiami w rodzinnych albumach, śladów po tej szkole wiele nie ma. Ale właśnie po to powstają takie albumy, aby „ocalić od zapomnienia” drobne strzępy historii, z którymi ktoś może się utożsamiać.

 

- Trudno było zebrać te zdjęcia? W latach 60. aparat fotograficzny mieli nieliczni, a technologia nie pozwalała, tak jak dziś, fotografować wszystkiego „jak leci”.

  Elbląg, Michał Kozłowski: Najciekawsze są te fotografie, na których widać zmianę
fot. Mikołaj Sobczak

- W latach 60. fotografia prywatna dopiero zdobywała popularność. Zdjęć było więcej niż w poprzednim albumie dokumentującym lata 40. i 50., natomiast dopiero lata 70. przyniosły przełom w ilości materiału fotograficznego. Album powstawał długo. Prace nad nim rozpoczęły Wiesława Rynkiewicz-Domino i Krystyna Laskowska zaraz po wydaniu poprzedniej części „Elbląg i elblążanie w fotografii własnej. Lata czterdzieste i pięćdziesiąte” w 2007 r. Muzeum zaczęło zbierać od elblążan zdjęcia, materiał jednak z różnych przyczyn czekał dłuższy czas na wydanie, a całe wydawnictwo pozostawało na etapie wstępnej koncepcji. W końcu postanowiliśmy doprowadzić projekt do końca. Opracowałem fotografie, które otrzymaliśmy od elblążan, zobaczyłem czego brakuje, starałem się uzupełnić luki. Nie zawsze się to udawało. Cały czas jednak chciałem, aby trzonem publikacji były zdjęcia, które od lat w Muzeum mieliśmy.

 

- To czego Panu brakuje?

- To, że w latach 60. fotografia nie była tak popularna sprawia, że często nie ma żadnej wizualnej dokumentacji różnych wydarzeń. Szczególnie ciekawe są dla mnie fotografie z budowy wielu osiedli mieszkaniowych, czy szkół, choćby tzw. „tysiąclatek”. Lata 60. to ogólnie okres bardzo ciekawej architektury. Dziś, dla nas, jest ona trochę „przezroczysta”, nie zwracamy na nią większej uwagi. Natomiast są to całkiem ciekawe budynki, może nie epatujące sobą, nie są szalenie efektowne, natomiast często stała za nimi dobra myśl: zarówno w sferze projektu budynku, jak i planowania przestrzennego. Dziś, często trudno to dostrzec. Coś dobudowano, coś wyburzono, część budynków, które w latach 60. robiło wrażenie zostało zwyczajnie oszpeconych. Przykładem dawny Feniks: wówczas szalenie elegancki, lekki, operujący dużymi witrynami, przeszkleniami. Dziś został zabudowany, na górnym piętrze wisi baner reklamowy; budynek nie robi żadnego wrażenia. Czasem brakowało mi więcej fotografii, na których widać jak to nowe miasto się wykuwa. Elbląg był wtedy przecież wielkim placem budowy.

 

- Zdjęcie, które znalazło się w albumie i zrobiło na Panu największe wrażenie?

- Fotografia dość niepozorna, użyczona przez pana Zbigniewa Zajchowskiego. Dwoje dzieci bawiących się na łące między dzisiejszymi ulicami Legionów i Królewiecką, wówczas Armii Czerwonej. Na horyzoncie widać przedszkole przy ul. Częstochowskiej. Ulica Legionów była wówczas zwykłą polną dróżką bez nazwy. Dziś okolica nie do poznania. Porównując do stanu obecnego, widać jak miasto wyrosło pośród „niczego”, na łące. Do tej części Elbląga mam stosunek sentymentalny, bo tam dorastałem.

 

- Oglądając album miałem takie wrażenie, że dekada lat 60. w Elblągu była trochę nijaka... Prowincjonalne miasteczko gdzieś na północnych rubieżach, na które nikt nie miał pomysłu. Tylko ludzie próbowali być szczęśliwi. I dopiero w latach 70. coś się ruszyło.

- Nie do końca się z tym zgodzę. Uważam, że to w latach 60. mamy do czynienia z pewnego rodzaju erupcją energii elblążan. Katalizatorem tych przemian były zakłady przemysłowe na czele z Zamechem. Elbląg był miastem robotniczym, Zamech ściągał młode, wykształcone kadry, które wiedziały jak wygląda życie w Gdańsku, w większych miastach i namiastkę tego chcieli mieć w Elblągu. Ci ludzie zostali animatorami kultury, a elbląska kultura wyrosła z przemysłu. To właśnie wątek kulturalny przyciągnął mnie, aby zająć się dokończeniem pracy Wiesławy Rynkiewicz Domino i Krystyny Laskowskiej i wydać album. Jeżeli chodzi o kulturę, to dekada lat 60. była wyjątkowa. Warto tu wspomnieć np. o narodzinach Galerii EL, Biennale Form Przestrzennych i takich postaciach jak Gerard Kwiatkowski, Jerzy Wojewski, Nina Błeszyńska, Jerzy Błeszyński, Jan Buyko, Stanisław Cejrowski... Cała plejada osób, które wykazały niezwykłą świeżość w działaniach kulturalnych. I ta kultura kwitła. W pewnej mierze był to skutek „małej stabilizacji” w latach 60. Groza wojny powoli odeszła, mimo że ruiny wciąż straszyły rozsiane po całym mieście. Sytuacja materialna ludzi ustabilizowała się na tyle, że można było normalnie funkcjonować. Elbląg był bardzo młodym miastem, jeżeli weźmiemy pod uwagę wiek mieszkańców.

 

- Na zdjęciach w albumie nie widać starości.

- Blisko połowa elblążan była niepełnoletnia. Z dzisiejszego punktu widzenia coś niesamowitego. To było miasto dzieci i nastolatków, które w latach 60. stopniowo dorastały i wkraczały w dorosłość. A następnie chciały, żeby się „coś działo”. Pamiętajmy jednak, że problemów było mnóstwo, mam świadomość, że nie były to czasy „mlekiem i miodem płynące”. Ale na wiele rzeczy, które wówczas się działy, możemy spoglądać z pewną dozą zazdrości.

 

- Oglądając album miałem poczucie niedosytu. Nie wiem, na ile takich zdjęć nie ma, bo ówczesna technologia nie pozwalała na wykonywanie dobrych zdjęć, a na ile to nie był interesujący temat dla elblążan. Myślę o zdjęciach z zawodów sportowych: mamy w albumie dział sport, ale brakuje mi fotografii grających piłkarzy, sportowców w trakcie rywalizacji.

- Tematy sportowe były dość mało reprezentowane na zdjęciach, które „odziedziczyłem” po Wiesławie Rynkiewicz- Domino i Krystynie Laskowskiej. Starałem się je uzupełnić, skontaktowałem się m.in. z Lechem Strembskim, stąd zdjęcia Olimpii. W albumie są głównie zdjęcia amatorskie. Kwerenda pośród oficjalnych materiałów prasowych dałaby zapewne nieco inne rezultaty. W przypadku amatorskiego fotografa zrobienie zdjęcia „w ruchu” grającym piłkarzom lub innym zawodnikom ówczesnym aparatem było dość trudne, żeby nie powiedzieć skazane na porażkę. Elblążan, którzy na stadion szli z aparatami było, podejrzewam, niewielu. Oczywiście, nie oznacza to, że takich zdjęć nie ma. Już w założeniu album nie miał mieć jednak charakteru całościowej monografii dekady, to nie jest jego ambicja. To bardziej zapis zbiorowej pamięci elblążan, którzy zdecydowali się użyczyć nam swoje zdjęcia z rodzinnych albumów. Mam jednak wrażenie, że to wydawnictwo stanowi, mimo wszystko, pewien panoramiczny obraz tego, co się w Elblągu wówczas działo.

 

- Na album o latach 70. nie będziemy musieli czekać kolejnej dekady?

- Absolutnie. Prace już ruszyły, a cały proces mamy już dobrze przećwiczony. Na premierę będzie trzeba jeszcze trochę poczekać, ale z całą pewnością krócej niż 10 lat. A póki co, chciałbym wszystkich Państwa zaprosić na spotkanie autorskie poświęcone albumowi o latach 60., które odbędzie się w Muzeum, 24 stycznia o godzinie 18.

 

- Dziękuję za rozmowę.

 

Album "Elbląg i elblążanie w fotografii własnej. Lata sześćdziesiąte" można kupić w sklepiku Muzeum Archeologiczno - Historycznego w Elblagu. Spotkanie autorskie z Michałem Kozłowskim na temat albumu odbędzie się 24 stycznia, o godz. 18 w MAH.

rozmawiał Sebastian Malicki

Najnowsze artykuły w dziale Kultura

Artykuły powiązane tematycznie

Zamieszczenie następnej opinii do tego artykułu wymaga zalogowania

W formularzu stwierdzono błędy!

Ok
Dodawanie opinii
Aby zamieścić swoje zdjęcie lub avatar przy opiniach proszę dokonać wpisu do galerii Czytelników.
Dołącz zdjęcie:

Podpis:

Jeśli chcesz mieć unikalny i zastrzeżony podpis
zarejestruj się.
E-mail:(opcjonalnie)
  • Kultura i sztuka, a co poza tym ???
  • Otrzymałem ten album w miłym prezencie od Małżonki. Bardzo ładne wydawnictwo.
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz
    5
    0
    Andrzej02(2025-01-17)
  • Gratuluję Autorowi oraz Elblążanom za włączenie się w to przedsięwzięcie.
  • Ważna i potrzebna publikacja o powojennym Elblągu
  • Fotografia na okładkę powinna być raczej zbiorowa tak jak na albumie dotyczącym lat 40.i 50.W. Domino i K. Laskowska wykazały się większym wyczuciem. Podmiot monografii jest zbiorowy / grupowy. Tak też powinno być tym razem. Zdjęcie jakiegoś elbląskiego balu lub innego wydarzenia grupowego z tamtych czasów bardziej by pasowało na okładkę i byłoby bardziej reprezentatywne niż zdjęcie pojedynczej osoby.
  • Faworyzowanie?
  • Zgadnij kto jest na okładce i dlaczego.. hi hihi właśnie; -D
  • Fotografia znajdująca się na okładce według mnie najlepiej oddawała ducha epoki. Młodość, energia, moda, wzornictwo, motoryzacja, elbląski pejzaż w tle. Sportretowana p. Nina Błeszyńska-Wojewska była dodatkowo niezwykle aktywną i rozpoznawalną postacią w świecie elbląskiej kultury lat sześćdziesiątych (do dzisiaj zresztą jest). Uznałem zatem tę fotografię za doskonale ilustrującą zawartość albumu. Oczywiście każdy ma prawo do swojego spojrzenia, niezależnie od tego zachęcam do niepoprzestawania na okładce i do zapoznania się również z zawartością publikacji :)
    Zgłoś do moderacji     Odpowiedz Pokaż ten wątek
    6
    0
    Michał Kozłowski(2025-01-17)
  • @Michał Kozłowski - skoro była taka aktywna to co wymysliła, osiągnęła, stworzyła dla elbląskiej kultury bo może o czymś nie wiem?
  • Była choćby jednym z członków-założycieli EL - Klubu Jazzu Tradycyjnego (jednego z najprężniej działających klubów jazzowych w Polsce), zakładała również bardzo popularny Teatrzyk Muzyki Mechanicznej „POPS”, na co dzień pracowała w Teatrze im. Stefana Jaracza, a zaangażowana była w szereg innych działań. Ponownie zachęcam do zapoznania się z treścią publikacji, można te informacje w niej znaleźć.
  • @Michał Kozłowski - Co innego wewnątrz książki, a co innego na okładce, która ma reprezentować całą książkę. Wiem, że wielu ma podobne przemyślenia.
  • Szacunek, ale jak rozumiem miał to być album o całym mieście, o wszystkich jego mieszkańcach i różnych środowiskach, a nie laudacja na cześć jakiejś wybranej grupy.
Reklama