Międzyzdroje mają swoją Aleję Gwiazd, a Elbląg ma … aleję kotwic. Tak, oczywiście żartobliwie, można określić nabrzeże w pobliżu ul. Niskiej, gdzie wyeksponowanych zostało 11 kotwic. Przez dziesiątki, a nawet setki lat spoczywały na dnie Bałtyku, a teraz ustawione na postumentach cieszą oczy wodnych turystów. Największe kotwice zostały wyprodukowane w Zamechu, wróciły więc do domu. Zobacz fotoreportaż.
Kotwice wyciągane były na powierzchnię najczęściej podczas prac pogłębiających lub oczyszczających dno Bałtyku. I te właśnie - zgubione przez statki, nie mogące rozstać się z jednostkami zatopionymi, również w wyniku działań wojennych - okazy skupował Mariusz Hejnowicz.
Są to różnego rodzaju kotwice, różnej wielkości - niektóre mierzą nawet 4,5 m – i różnej wagi – od 2 do 11 ton. Po wydobyciu oblepione były muszlami, ślimakami i mułem, konieczne było więc ich oczyszczenie i pomalowanie czarną, młotkową farbą: - Aby dobrze eksponowały się w słońcu – mówił nam w czerwcu ub. r. Mariusz Hejnowicz, zdradzając pomysł na ekspozycję kotwic wzdłuż linii brzegowej rzeki Elbląg. Co stało faktem.
Turyści i mieszkańcy, którzy z wody popatrzą na nabrzeże w pobliżu ul. Niskiej, na pewno nie ominą wzrokiem 11 okazałych kotwic ustawionych na postumentach.
- Te największe są nasze, zamechowskie – cieszy się Mariusz Hejnowicz. - Zostały wyciągnięte z wód Bałtyku, przebyły długą drogę i - można powiedzieć - wróciły do domu.
Najtrudniej było je tak ustawić, by się nie przewróciły.
- W wodzie to przecież była ich główna robota, a teraz trzeba je było tego „oduczyć” - wyjaśnia Mariusz Hejnowicz. - Każdy postument powstał z myślą o konkretnej kotwicy; każda została na nim ustawiona, zabezpieczona, przyspawana.
Kotwice sprawiły, że na mapie miasta powstał charakterystyczny punkt.
- Już niemieccy turyści przepływający obok na hausbootach „pstrykali” zdjęcia, a dzieciaki, które nas odwiedzały, wdrapywały się na kotwice i tak pozowały do zdjęcia – mówi z uśmiechem Mariusz Hejnowicz. - Z naszej ekspozycji zadowolony jest także Urząd Morski, bo kotwice stanowią pewną historyczną wartość. Przeleżały w wodzie długie lata i dostały drugie życie. A mogły przecież trafić na złom – zauważa.
Więcej kotwic w tym miejscu nie stanie, bo – zdaniem pomysłodawcy ekspozycji – już te tworzą architektoniczną całość. Jednak pomysł „zakotwiczył się” w głowie Mariusza Hejnowicza na tyle, że postanowił...: - Tam, gdzie będzie pojawiać się nasza firma, tam staną kotwice. Może nie 11, bo tyle może ich w Bałtyku już nie być, a wyprodukować trudno (śmiech). Ale po jednej, najlepiej zamechowskiej.