Gdyby produkcja żywności była krajem, to zajmowałaby na światowej liście największych emitentów gazów cieplarnianych drugie miejsce, tuż za Chinami. Dodajmy do tego, że jedna trzecia wyprodukowanej żywności nigdy nie trafia na talerz, lecz do śmieci. Nie pozostaje to bez wpływu na środowisko, bo marnowana tylko w Polsce żywność odpowiada za emisję około 13 mln ton gazów cieplarnianych w eq CO2. O tym, że walka o klimat może zacząć się w naszych kuchniach, opowiedzą nam między innymi dwie elblążanki: Magda i Katarzyna.
Jak wynika z raportu Feedback EU „No Time To Waste”, Unia Europejska marnotrawi więcej żywności niż importuje - według szacunków nawet 153,5 mln ton jedzenia rocznie. Z ostatnich badań Instytutu Ochrony Środowiska - PIB, które zostały opublikowane przez Europejski Urząd Statystyczny, w 2022 roku w Polsce wygenerowano 4,5 mln ton odpadów żywności, a zmarnowana żywność przekroczyła 4,8 mln ton. Najwięcej, bo aż 56 proc. tych odpadów, pochodzi z gospodarstw domowych, co oznacza, że to konsumenci przyczyniają się do tego w największym stopniu. Każdy Polak marnuje średnio 123 kg żywności rocznie, 69 kilogramów na osobę wytwarzane jest w gospodarstwach domowych. Nie pozostaje to bez wpływu na środowisko - marnowana żywność w Polsce odpowiada za emisję około 13 mln ton gazów cieplarnianych w eq CO2.
„Dane deklaratywne”
Skąd biorą się takie dane i czy można je ulokalnić? Jakie ilości żywności marnują więc elblążanie? Tego próbowaliśmy dowiedzieć się w Zakładzie Utylizacji Odpadów. Jednak informacji, które ukazywałyby realny obraz sytuacji, tutaj nie znajdziemy. Dyrektor ZUO Andrzej Lemanowicz wyjaśnia, że priorytetową rolą zakładu jest odzyskiwanie wszystkiego tego, co można poddać recyklingowi, czyli na przykład opakowań. Żywność do recyklingu się nie nadaje.
- Takich danych nie posiadamy. W pierwszej kolejności naszym zadaniem jest odzyskiwanie odpadów, które mogą być poddane recyklingowi. W większości są to opakowania. Natomiast wszystkie odpady BIO, które nie zawierają resztek mięsa i przetworzonej żywności z mięsem trafiają do kompostowni i są poddawane procesom kompostowania. Odpady kuchenne zawierające resztki pochodzenia zwierzęcego na przykład kości powinny trafić do pojemnika na odpady zmieszane. Odpady mięsne i tłuszcze, które ze względu na ryzyko rozwoju bakterii nie nadają się do kompostowania tradycyjnymi metodami, są przetwarzane w specjalistycznych instalacjach. To ile żywności, resztek jedzenie trafia do nas z gospodarstw domowych, jest nie do oszacowania – wyjaśnia dyrektor Andrzej Lemanowicz.
Pięć ton od spożywczaków
Do ZUO oprócz resztek jedzenia z naszych stołów trafia także przeterminowana żywność z elbląskich, mniejszych sklepów (markety mają własną sieć dystrybucji, jak i odbioru przeterminowanej żywności). I w tym przypadku możemy już otrzymać w zakładzie twarde dane. - Jest to rocznie około pięciu ton. Nie jest to znacząca ilość. Dla porównania: śmieciarka zabiera jednorazowo ze śmietnika około 3 tony odpadów - mówi Andrzej Lemanowicz.
Skąd więc biorą się podawane między innymi przez Bank Żywności dane, które mówią o tym, że 56 procent Polaków marnuje żywność? (2023 rok). – Są to dane deklaratywne, podawane przez mieszkańców ankieterom firm, którym zlecane jest wykonywanie tego typu sondaży - wyjaśnia dyrektor Andrzej Lemanowicz.
Kup pięć, zapłać za trzy?
Chociaż w ZUO nie udało nam się dowiedzieć, ile żywności marnują elblążanie, to właśnie tutaj możemy otrzymać wiele cennych rad, jak mogą oni tego uniknąć. Zakład Utylizacji Odpadów prowadzi działalność ekologiczną, ukierunkowaną również na niemarnowanie żywności. - Jedną z najważniejszych rzeczy jest tutaj prawidłowe przechowywanie żywności. Pamiętajmy, że termin przydatności do spożycia danego produktu jest spełniony wówczas, kiedy żywność jest przechowywana w odpowiednich warunkach. Większość świeżych produktów powinna być przechowywana w lodówce, w odpowiednim miejscu: chodzi tutaj nie tylko o temperaturę, ale także o cyrkulację powietrza – mówi dyrektor Lemanowicz.
Podstawowa zasada: kupuj tyle, ile potrzebujesz.- Świetnym pomysłem jest robienie listy zakupów, wówczas możemy uniknąć kupowania niepotrzebnych produktów. Zastanówmy się też nad promocjami typu: kup pięć zapłać za trzy. Czy jesteśmy w stanie zjeść aż tyle? Nawet jeśli kupiony na takiej promocji produkt zamrozimy, to będzie się to wiązało ze zużyciem energii – dodaje.
Dobrym kierunkiem, uważa Andrzej Lemanowicz, jest propagowanie dzielenia się jedzeniem, które nam zostaje. – W Elblągu produkty spożywcze, czy dania gotowe możemy oddać do jadłodzielni w Banku Żywności – mówi dyrektor ZUO.
Jedna z elbląskich jadłodzielni, fot. Anna Dembińska
„Nie jestem ekofreakiem”
Czy w skali mikro, czyli zaczynając od siebie i nie marnując żywności z własnego stołu, możemy mieć realny wpływ na klimat? Elblążanki Kasia Wąsowska (32 lata) oraz Magda Król (49 lat) od kilku lat są wierne zasadzie zero waste w kuchni. Zero waste czyli „zero odpadów”, a ideą jest tutaj maksymalne ograniczenie, a jeśli to możliwe całkowite wyeliminowanie produkcji śmieci. Dotyczy to również żywności.
- Myślenie: ja, sama nie jestem w stanie realnie wpłynąć na nadprodukcję żywności, a w tym na zmiany klimatyczne, jest właśnie przyczyną postępowania tych zmian. Jeśli w Elblągu mamy 40 tysięcy rodzin, a każda z nich wyrzuci jedną kromkę chleba dziennie, to mamy tu czterdzieści tysięcy kromek chleba, które się zmarnowało. Aby wyprodukować jeden bochenek chleba zużyć trzeba około 450 litrów wody, ale już do jednego kilograma jabłka dwa razy więcej. Na produkcję kilograma mięsa drobiowego przypada ponad 4 tys. litrów wody. Nie jestem ekofreakiem, po prostu kupuję tyle, ile moja trzyosobowa rodzina może zjeść. Jeśli każdy będzie pamiętał, że żywność zostawia również ślad węglowy, to będzie ok. – mówi Kasia.
„Zarządzanie żywnością”
Kasia podkreśla, że zawsze na zakupy wychodzi z przygotowanym planem. Najczęściej jest to raz w tygodniu. – Ja nazywam to zarządzaniem żywnością. Wiadomo, że każdy z nas ma inny budżet domowy, sytuację zawodową, jedni mają więcej czasu, drudzy mają go niewiele, albo wcale. Warto jednak znaleźć jeden dzień w miesiącu przeanalizować i zapisać na kartce, co wyrzucamy podczas gotowania, zaglądania do lodówki i kuchennych szuflad. To da nam obraz tego, jak możemy przestać marnować żywność. Myślę, że żaden przepis, ustawa, nakaz nie są w stanie zmienić niczego w tej kwestii, jeśli nie zmienimy tutaj naszego indywidualnego podejścia – mówi Kasia.
Na pierwszym miejscu plan, na drugim kreatywność. – Zachęcam wszystkich, aby bardziej kreatywnie patrzyli na resztki jedzenia, które nam zostają. W nich naprawdę kryje się potencjał możliwości. Po co wyrzucać suche pieczywo? Zmielmy je na tartą bułkę. Odcięte końcówki warzyw to świetna podstawa dla bulionu. Obieram pomarańczę, a skórkę kandyzuję. Ale podstawowa zasada: nigdy nie kupuję na zapas, chyba, że są to weki, czy mrożonki. A jeśli ugotuję czegoś za dużo, na przykład zupy, czy bigosu, to wkładam w słoiki i pasteryzuję – mówi Kasia.
„Nie wyrzucam pieniędzy i jedzenia”
To idea, którą Magda wyniosła z domu. – Cztery dekady temu nikt nie słyszał nazwy zero waste, a dziś uważam, że tak właśnie moja mama traktowała jedzenie. Praktycznie nic się nie marnowało. Nauczono mnie szacunku do żywności, wówczas może nie myślano o katastrofie klimatycznej, ale raczej o pieniądzach. Zresztą niekiedy żywność trzeba było zdobyć na czarnym rynku, spod lady, nie można było iść i jej kupić. To niemarnowanie żywności zostało mi do dzisiaj. I dobrze – mówi Magda.
Jej zdaniem niemarnowanie żywności może być proste i niekiedy nawet ekscytujące. – Czasem bawię się tym trochę i powstają nowe przepisy: makaron z pesto z natki marchewki. Natkę marchewki, liście rzodkiewki można zmiksować, dodając czosnek, oliwę, sól, pieprz i garść pestek słonecznika. Na przykład liście kalarepy duszę na maśle, dodaję sól i przyprawy i podaję jako dodatek do ziemniaków. Są lepsze, niż szpinak. Oczywiście to tylko przykłady. Jemy całkiem zwyczajne, ale żywność się w naszej rodzinie się nie marnuje – mówi Magda.
Kopytka, grzanki i pasztet
Magda podkreśla, że nie ulega reklamie, ani promocjom. To też, jej zdaniem, pierwszy krok do marnowania jedzenia.
– Przynajmniej mi się tak wydaje, że nie daję się reklamom, staram się. Nie czuję też presji pełnego, wielkiego koszyka na święta. W święta jemy inne potrawy, po prostu świąteczne. Ale czy jemy o wiele więcej, niż poza świętami? Chyba nie. Nigdy nie kupuję na zapas, chyba, że jakieś mąki lub kasze i ryż, ale też nie za dużo, bo przecież każda kucharka wie, co to są mole spożywcze. Kupuję małe ilości świeżych produktów, tyle, ile z rodziną jesteśmy w stanie przejeść przez kilka dni. Wybieram lokalne produkty, raz w tygodniu jestem na targowisku: owoce i warzywa kupuję od rolników z naszego powiatu. Mam takie jedno, ulubione, sprawdzone stoisko – mówi Magda – i dodaje – kupuję u loklasów, bo krócej do nas taka żywność jedzie, czyli ograniczam food miles (odległość, jaką musi pokonać żywność od miejsca produkcji do końcowego nabywcy. Jest to jeden z istotnych czynników, wpływających zarówno na jej jakość, wartości odżywcze, jak i stan środowiska naturalnego – red.).
U Magdy zbyt duża ilość ugotowanych ziemniaków zmieniana jest w kopytka, mięso i warzywa, które zostaną z rosołu w pasztet, czerstwe pieczywo w grzanki do zupy, czy tartą bułkę. - I tu nie chodzi o to, że mojej rodziny nie stać. Oboje z mężem mamy dobre prace, nasz status materialny jest ok. Chodzi o marnotrawstwo jedzenia: po prostu nie wyrzucaj, jeśli nie musisz – wyjaśnia Magda.
Zdaniem naszych rozmówczyń najważniejsze są racjonalne zakupy, fot. Wiktor Olzak
Niepotrzebna emisja
Oddajmy głos ekspertom. - Ocenia się, że marnotrawstwo 88 milionów ton żywności w Unii Europejskiej powoduje niepotrzebną emisję CO2eq wysokości około 170 mln ton. To ponad 4 procent całkowitej emisji GHG UE. Ograniczenie tej emisji ułatwiłoby osiągnięcie przez Unię jej celów redukcyjnych wyznaczonych w pakietach energetyczno- klimatycznych na 2020 i 2030 rok. Również w Polsce emisja gazów cieplarnianych spowodowana marnotrawstwem 9 milionów ton żywności jest prawdopodobnie bardzo wysoka - czytamy w opracowaniu dr hab. Zbigniewa Karaczuna, prof. SGGW pt. „Wpływ marnowania żywności na zmianę klimatu”. - Wynika to z deklarowanego przez gospodarstwa domowe bardzo wysokiego poziomu marnowanego mięsa i wędlin, a więc produktów o bardzo wysokim, jednostkowym śladzie węglowym. Niestety, szczegółowe analizy w tym zakresie nie są prowadzone. Dlatego konieczne był przeprowadzenie własnych oszacowań. Tak przeprowadzone szacunki pozwoliły obliczyć, że w 2017 roku w Polsce emisja gazów cieplarnianych wynikających z marnotrawstwa żywności wyniosła około 16,6 miliona ton CO2eq, to jest ponad 4 proc całkowitej emisji gazów cieplarnianych odprowadzanych przez nasz kraj do atmosfery – pisze dr hab. Zbigniew Karaczun.
Ustawa do zmiany
16 listopada w rozmowie z reporterką TVN Magdą Łucyan wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak odniósł się do przygotowanych zmianach do ustawy o niemarnowaniu żywności. Ponieważ problemem nie jest oczywiście żywność marnowana w gospodarstwach domowych, ale także ta niesprzedana w sklepach. Wiceminister uważa, że niektóre sieci handlowe nie robią wystarczająco dużo, by zapobiec wyrzucaniu niesprzedanego jedzenia. Wyższe kary finansowe zachęcą je do usprawnienia działań. Jego resort przygotował nowelizację ustawy o przeciwdziałaniu marnowaniu żywności, która w bardziej restrykcyjny sposób będzie egzekwowała zakaz marnotrawienia żywności. Każdy sklep o powierzchni co najmniej 250 mkw, który sprzedaje żywność, płaciłby 500 zł za każdą tonę zmarnowanej żywności – czyli takiej, która nie została przed upływem terminu ważności sprzedana w niższej cenie.
Kołodziejczak zastrzegł, że 500 zł to cena minimum, bo on sam będzie optował za tym, by kara była wyższa. Tłumaczył, że chodzi o zmianę definicji tego, co jest uznawane za żywność. - Do tej pory, jeżeli chleb się zepsuł, jabłko zgniło bądź kiełbasa się zepsuła czy spleśniała w sklepie - one były uznawane już nie jako żywność, tylko odpad. Przepisy, które wprowadzamy, zmieniają to. Wszystko, co było żywnością, żywnością pozostaje do końca, i sklep ma się rozliczyć z wszystkiego, co tą żywnością było - mówił Michał Kołodziejczak.
Obecna ustawa o niemarnowaniu żywności zakłada, że każdy sklep o powierzchni powyżej 250 metrów kwadratowych powinien mieć podpisaną umowę z organizacją charytatywną, by jedzenie trafiało do potrzebujących. Problem w tym, że ustawa nie działa. Dlatego ministerstwo zapowiada też większe kary. Za tonę zmarnowanego przez sklep jedzenia zamiast stu złotych będzie pięćset. Będzie też konieczność prowadzenia ewidencji tego, co się marnuje, i co udaje się uratować.
To jednak temat na osobny artykuł.
Podczas pisania artykułu korzystałam z informacji zawartych w:
- www.agronomist.pl, rozmowa Marii Sikorskiej z dr inż. Sylwią Łabą, ekspertką Instytutu Ochrony Środowiska.
- https://feedbackeurope.org.
- „Wpływ marnowania żywności na zmianę klimatu”, dr hab. Zbigniew Karaczun, prof. SGGW (2018 rok)